Apokalipsa w dzisiejszą uroczystość ukazuje „wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków”. W tłumie łatwo zagubić siebie. Lew Tołstoj w powieści Śmierć Iwana Iljicza przedstawia głównego bohatera, który choć śmiertelnie chory, potrafi logicznie myśleć: „Przykład wnioskowania, jakiego się uczył w podręczniku logiki (…): Kaj jest człowiekiem, ludzie są śmiertelni, dlatego Kaj jest śmiertelny, zdawał mu się w ciągu całego życia słuszny w zastosowaniu do Kaja, ale nigdy do niego. Kaj był człowiekiem, człowiekiem w ogóle, i wszystko było w porządku; ale on przecie nie był Kajem i nie człowiekiem w ogóle, tylko zawsze zupełnie, zupełnie innym niż wszyscy stworzeniem”. Dopiero zbliżająca się śmierć wyrwała go z powierzchownego życia.
Niemiecki filozof Martin Heidegger mówił o nieautentycznej formie bycia, wyrażonej słowem „się”: żyje się, mówi się, tak się robi, ostatecznie umiera się. „Się” ma wielki urok, gdyż ulegając mu, nie muszę się nad niczym zastanawiać. A jednak życie w ramach „się” co jakiś czas doznaje wstrząsu, mianowicie dzieje się tak wówczas, gdy zderzamy się ze śmiercią naszych bliskich lub własną. To początek refleksji nad przemijaniem i sensem życia. Tak jest od wieków. Praski zegar, słynny orloj, prezentuje ruchome figury, nie tylko Apostołów. O każdej pełnej godzinie zaczyna się przedstawienie: Śmierć bije w dzwon, Turek z lutnią symbolizuje namiętność, Skąpiec potrząsa sakwą z pieniędzmi, a Próżniak przegląda się w lustrze. Tak od wieków chrześcijanie przypominali sobie, że przemija czas, a wraz z nim namiętność, uroda i bogactwo.
Uświadamiamy sobie, że świat jest wielkim cmentarzem i że również my umrzemy. Znamienne są rozważania drogi krzyżowej, którą kard. Karol Wojtyła odprawił w ramach rekolekcji dla Kurii Rzymskiej w 1976 roku. Przy ostatniej, czternastej stacji, rekolekcjonista mówił o ziemi jako planecie mogił: ziemia stała się cmentarzem. Ilu ludzi, tyle grobów. „Wielka planeta mogił (…). Wśród wszystkich grobów rozsianych po kontynentach naszej planety jest tylko jeden Grób, w którym Jezus Chrystus zadał śmierć ludzkiej śmierci (…). I chociaż nadal nasza planeta zaludnia się grobami ludzi, choć rośnie cmentarzysko, na którym człowiek z prochu powstały w proch się obraca – to przecież wszyscy ludzie, którzy patrzą w stronę grobu Jezusa Chrystusa, żyją w nadziei zmartwychwstania”.
W Gdańsku od 2002 roku można się modlić na niezwykłym „Cmentarzu Nieistniejących Cmentarzy”. Jest to symboliczne miejsce upamiętniające dawne gdańskie cmentarze różnych wyznań zniszczone podczas II wojny światowej i po niej. Pośród drzew pojawia się widok na ścianę z jasnego kamienia, symbolizującą przejście dla zmarłych, zmierzających ku wieczności. Co ich tam czeka? Również to pytanie intryguje od zarania ludzkości. Dzisiejsza Ewangelia pisze o błogosławionych: „wielka jest wasza nagroda w niebie”. Gromadzi nas wiara i przekonanie, że Bóg zawsze daje więcej, niż człowiek pragnie i prosi. Bł. Karol de Foucauld wiedział o tym, gdy pisał: „Modlimy się o zdrowie ciała, a Bóg daje zdrowie duszy”. Nie uzdrowił Łazarza, ale go wskrzesił. Nie wskrzesza naszych zmarłych, ale daje im zmartwychwstanie. A to o wiele więcej.
W uroczystość Wszystkich Świętych słyszymy słowa Listu św. Jana: „Każdy zaś, kto pokłada w Nim nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty”. To nam przypomina, że to Bóg jest źródłem świętości, a nie nasze wysiłki. Na tę prawdę mogła wskazywać śmierć błogosławionego jezuity Ruperta Mayera, który był prześladowany przez nazistów. Podczas kazania na Wszystkich Świętych 1 listopada w 1945 roku nagle wypowiedział przerywanym głosem trzy razy słowo „Pan… Pan… Pan”. Doznał wylewu krwi do mózgu i paraliż przeszkodził mu powiedzieć coś więcej poza tym wezwaniem. W tym momencie zmarł.
Pan jest źródłem naszej świętości. Bp Jan Pietraszko w jednym z kazań tak to wyjaśniał: „Pomiędzy dzieckiem nieświadomym podczas chrztu, które nie może być uczciwe, ale może być święte, i nawróconym łotrem na krzyżu, który nie może być uczciwy, ale może być święty, zamyka się ludzkie życie, w którym uczciwość i świętość bardzo się potrzebują i pomagają sobie, ale nie mogą się zastąpić”. Boże miłosierdzie potrzebuje odpowiedzi w postaci ludzkiego wysiłku moralnego. Dla wierzących cenny jest przykład życia świętych. Vincent van Gogh w 1878 roku w liście do brata pisał: „Myślę, że najwłaściwszym sposobem rozwijania umysłu i ducha jest poznawanie historii w ogóle, a w szczególności życiorysów wybitnych ludzi z najrozmaitszych okresów”. Takich wybitnych ludzi ma Kościół w postaci wszystkich świętych, kanonizowanych, ale też często nieznanych.
ks. Wojciech Zyzak
Mt 5,1-12A
I. O czym mówi Bóg?
W uroczystość Wszystkich Świętych Jezus zabiera mnie na Górę Błogosławieństw. Wylicza osiem zdań, w których opisuje, co to znaczy być błogosławionym lub szczęśliwym. Błogosławieństwa wypowiadane sa w kontekście świętych i błogosławionych ludzi, którzy „zostali wyniesieni na ołtarze”, czyli dani jako heroiczny przykład życia chrześcijańskiego w swoim stanie. Mogę zatem wpatrywać się w świętych kapłanów, zakonników, mniszki, a także osoby żyjące w małżeństwie. Jednocześnie Jezus pyta mnie: czy ja dążę do świętości i na czym polega świętość życia dzisiaj? Czy moje życie chcę przeżyć na najwyższym poziomie, czy byle jak, przeciętnie?
II. Co Bóg mówi do mnie?
„Jezus widząc tłumy wszedł na górę… i nauczył słowami…”. Jezus jak nowy Mojżesz ogłasza królestwo niebieskiego i nadaje nowe prawo. Nie mówi, że to rzeczywistość przyszłości, ale to wszystko dzieje się „tu i teraz”. Królestwo Boże to nie idea, ale konkretni ludzie, którzy potrafili realizować swoją świętość w czasach, których żyli. Jezus o błogosławieństwach mówi do tłumów, nie do wybranych, zatem każdy jest wezwany do prowadzania błogosławieni w swoje życie codzienne. Świętość to pełnia życia w konkretnych czasach, które daje ci Bóg.
„Błogosławieni …”. W potocznym rozumieniu to ludzie, do których uśmiechnęło się szczęście, „szczęśliwcy”, którzy mogli wygrać fortunę, posiadają wiele dóbr, odnoszą sukcesy, cieszą się szczęściem rodzinnym lub są podziwiani przez innych. Jezus odwraca popularne rozumienie „makarioi” i wyliczając osiem błogosławieństw, mówi, że szczęśliwi są ubodzy, albo ci, którzy się smucą, cisi, głodni i spragnieni sprawiedliwości, miłosierni, czystego serca, wprowadzający pokój lub cierpiący prześladowania. Spokojnie u uważnie przeczytam każde z błogosławieństw. Zapytam się, które szczególnie zwraca moją uwagę, które jest niezrozumiałe, a które uważam za najtrudniejsze do wprowadzenie w życie i dlaczego?.
Przez wieki można zaobserwować różne koncepcje czy drogi do świętości, które były proponowane. Jedni mówili, że świętość to odcięcie się od świata, inni – post, jeszcze inni – radykalne ubóstwo. To są jednak tylko środki lub owoce jakiejś postawy życiowej. Niektórzy mówią, że obecne czasy nie sprzyjają temu, by życie było święte. A które czasy były lepsze? Każda epoka ma swoje wymagania, uwarunkowania, ale żadna nie jest zwolniona od tego, by życie chrześcijanina było na najwyższym poziomie. Czy dzisiaj jest łatwiej czy trudniej niż sto czy pięćset lat temu osiągnąć świętość? Historia pokazuje, ze w każdej epoce, w każdych czas jest możliwe święte życie. Jezus daje mi sposób na świętość dzisiaj: naucz się na pamięć i zacznij żyć błogosławieństwami.
III. Do czego Bóg mnie wzywa?
„Cała nasza świętość polega nam miłowaniu naszego Pana Jezusa Chrystusa, naszego Zbawiciela i nasze dobro najwyższe” (św. Alfons Liguori).
Piotr Koźlak CSsR