Iz 35, 4–7a; Jk 2, 1–5; Mk 7, 31–37
Pytanie o granice
Dwudziesta trzecia niedziela przypada zwykle na czas wczesnej jesieni. Wtedy zawsze powracają do mnie słowa wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, przejmująco wyśpiewane przez niezrównaną Ewę Demarczyk:
Niebo złote ci otworzę,
w którym ciszy biała nić
jak ogromny dźwięków orzech,
który pęknie, aby żyć
zielonymi listeczkami,
śpiewem jezior, zmierzchu graniem,
aż ukaże jądro mleczne
ptasi świt.
(…)
Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne – obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył.
Wraz z tym wierszem przychodzi mi na myśl pokolenie moich dziadków, których młodość została na zawsze naznaczona piętnem wojny. Powracają dni bezprzykładnego bohaterstwa, wielkiego cierpienia i tryumfu zła nad miłością i pokojem. Może więc dzisiaj znów zadamy sobie, drogi Czytelniku, to samo pytanie, jakie w czasach wielkiej rewolucji zadawał pisarz i myśliciel rosyjski Michaił Bułhakow:
Czy ktoś zapłaci za krew?
Nie. Nikt.
Po prostu roztaje śnieg, wzejdzie zielona ukraińska trawa, porośnie ziemię. Bujnie zakłosi się zboże. Zadrży nad polami upał i nie pozostanie po krwi nawet ślad. Tania jest krew na czerwonych polach i nikt płacić za nią nie myśli. Nikt.
Każda wojna, a druga wojna światowa w szczególności, przynosi ze sobą tak nieprawdopodobną skalę nienawiści, zniszczenia i okrucieństwa, że mając tego świadomość, trzeba myśleć z lękiem o tym, gdzie leżą ich granice… i czy w ogóle istnieją? Czy jest jeszcze coś poza Golgotą obozów koncentracyjnych? Czy można wyrządzić człowiekowi jeszcze większą krzywdę niż ta, jaka dokonała się w sowieckich gułagach? Czy można być bardziej wyrafinowanym w zadawaniu cierpienia niż zbrodniarze z Wołynia? Wspomnij dziś ze mną, drogi Czytelniku, tamte strony, przez lata zapomniane i przemilczane w dyskursie publicznym, a przecież nie było na Wołyniu żadnej wsi, gdzie by nie dokonano na Polakach mordu, i to w okrutnie wymyślny sposób. Zdzierano żyletkami skórę z twarzy, palono żywcem, wbijano między żebra dębowe kołki, rżnięto piłami. Mordowano pojedyncze osoby i całe rodziny. Palono wsie i osady. Napadano na kościoły. Mordowano w czasie nabożeństw. Strzelano przez okna. Ustawiano karabiny maszynowe w oknach i drzwiach… i mordowano ludzi.
Pomyśl też ze mną, drogi Czytelniku, o polskich kapłanach, którzy za wierność Bogu i Ojczyźnie zapłacili wtedy cenę najwyższą:
Ks. Jana Kotwickiego Ukraińcy zamordowali 11 lipca 1943 roku wraz z dwustuosobową grupą parafian; ks. Karola Barana zamordowano w roku 1943 w Korytnicy koło Wodzimierza; ks. Michała Dąbrowskiego Niemcy rozstrzelali pod Kostopolem w 1942 roku; ks. Stanisława Grzesiaka zamordowano w kościele w Porycku…
Ks. Ludwika Włodarczyka przywiązano do drzewa i do połowy przerżnięto piłą. Służył kilkunastoletnim dziewczynkom jako cel w nauce strzelania. Zamordowały go kobiety ukraińskie w lesie Ostrówek koło Karpiówki. Włożyły mu na głowę koronę plecioną z drutu kolczastego, a on oddał Bogu duszę ze słowami: Jezus, Maryja.
Ks. Karol Baran, proboszcz w Swojzowie, został związany między dwiema deskami i przerżnięty piłą; ks. Józefowi Aleksandrowiczowi w Zabłotcach podczas nabożeństwa ukręcono głowę; ks. Bolesław Szawłowski w Porycku został zastrzelony przy ołtarzu w czasie Mszy św., po odśpiewaniu Gloria, a wraz z nim zabito pół tysiąca osób; ks. Stanisław Dobrzański w Ostrówkach nad Bugiem został umęczony, potem obcięto mu głowę i wbito na pal w płocie; księża Hieronim Szczerbiński i Jerzy Cimiński zostali umęczeni i zabici, a potem nadzy okręceni drutem kolczastym i wrzuceni do wyschłej studni.
Takich zbrodni było wiele. Wspominając je, trzeba raz jeszcze powtórzyć pytanie z początku tego rozważania: gdzie leżą granice ludzkiej nienawiści i okrucieństwa? Wracam więc do dzisiejszych czytań mszalnych i odnajduję słowo nadziei. Te granice wyznacza miłość, która jest z Boga, jest w Bogu i jest samym Bogiem, wkraczającym w dzieje człowieka.
Pierwsze czytanie zaczerpnięte z Księgi proroka Izajasza przekonuje, że rozprzestrzenione ponad wszelką miarę zło wymaga szczególnej interwencji Boga. Jest też słowem nadziei, że Zbawca rzeczywiście wkracza w historię świata, by ją przemienić, położyć kres występkom, nienawiść zastąpić miłością, w miejsce wojny wprowadzić swój pokój, a tam, gdzie dotąd panowała śmierć, zapewnić tryumf życiu. Stąd owo wołanie pośród ciemności:„Pokrzepcie ręce osłabłe, wzmocnijcie kolana omdlałe! Powiedzcie małodusznym: »Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto – pomsta; przychodzi Boża odpłata; On sam przychodzi, by zbawić was«” (Iz 35, 3–4).
Znakiem przyjścia Boga i zwycięstwa, jakie odnosi nad nienawiścią, grzechem i śmiercią, jest zdrowie fizyczne. Ewangelia przekonuje nas, że ta prorocka obietnica została już zrealizowana w osobie Jezusa z Nazaretu, który jest Synem Bożym. Jezus, uzdrawiając uszy i język chorego, otwiera go jednocześnie na dar, jakim jest drugi człowiek, z którym może się odtąd swobodnie porozumiewać. Czyni go więc nie tylko zdrowym fizycznie, lecz nade wszystko zdolnym do miłości.
Drugie czytanie ukazuje z kolei konkretny przykład takiej miłości, która przezwycięża wszelkie podziały i wzajemne uprzedzenia. Oto miarą miłości ma być troska o ubogich, jako tych, którzy są szczególnie przez Boga umiłowani.
Gdzie zatem jest granica zła i nienawiści? Tam, gdzie czyni się obecną miłość Boga. Dlatego też dzisiaj, wspominając czas drugiej wojny światowej, pragnę przywołać słowa, jakie Ojciec święty Paweł VI wypowiedział wobec zgromadzenia ONZ: „Wystarczy przypomnieć, że krew milionów ludzi, że niesłychane i niezliczone cierpienia, że daremne masakry i straszliwe ruiny sankcjonują ten układ, który łączy was taką przysięgą, jaka winna zmienić przyszłą historię świata: nigdy więcej wojny, nigdy więcej wojny! Pokój, tylko pokój winien kierować losami narodów i całej ludzkości!”.
ks. Wojciech Jaźniewicz
++++++++++++++++++++++++++++++
Iz 35, 4–7a; Jk 2, 1–5; Mk 7, 31–37
Bóg ożywia wszystko. Porażka nie musi być katastrofą, o ile wykażemy dobrą wolę i odczytamy naszą sytuację w świetle wiary. Izraelici bardzo często doznawali klęsk, tracili wolność, stawali się wygnańcami. To wszystko było skutkiem niewierności Bożym przykazaniom i niewdzięczności za opiekę Jedynego Boga. Każda porażka stawała się w Bożym zamyśle początkiem nawrócenia. Prorok Izajasz mówi o małoduszności tych, którzy porzucili nadzieję, zachęca ich: „Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto pomsta; przychodzi Boża odpłata; On sam przychodzi, aby was zbawić”. Bóg sam przybliża się do człowieka, bierze za niego odpowiedzialność i usuwa jego wrogów.
Postawa odwagi wiąże się z zaufaniem w Boże słowo, które jest pewne i niezmienne. Prorok mówi o niewidomych, którzy przejrzą, o głuchych, którzy usłyszą, o chromych, którzy jak jeleń wyskoczą, i niemych, którzy wesoło zakrzykną. Te obrazy pokazują przywróconą władzę i przywilej mówienia o Bogu, usłyszenia Jego słowa, zobaczenia Jego dzieł i wreszcie pójścia Jego drogami. Małoduszność może się pojawić w życiu każdego; trzeba nam wtedy jak najszybciej wracać do źródła łaski, abyśmy nie zapomnieli, jakie jest nasze przeznaczenie. Tak jak spieczona ziemia potrzebuje deszczu, tak my potrzebujemy kontaktu z Bogiem; On jest zawsze gotów okazać nam swoją łaskę.
Odkrywać w każdym Boży obraz. Św. Jakub zachęca nas: „(…) niech wiara wasza w Pana naszego Jezusa Chrystusa uwielbionego nie ma względu na osoby”. To wezwanie powtarza się w wielu listach apostolskich i jest realizacją wskazań Ewangelii. Dobra Nowina powinna być dostępna każdemu człowiekowi. Nie możemy faworyzować jednych, a gardzić drugimi. Bóg chce nas wyrwać z naszego rozumienia świata, w którym bogactwo czy ubóstwo decydują o miejscu człowieka. Nie jesteśmy właścicielami świata, ale mamy z pokorą odnajdywać w nim znaki łaski i dzielić się nimi z innymi.
Wszystko, co stworzone, jest dla nas dostępne, ale zawsze musimy pytać siebie, co nam dobrze służy, a czego należy unikać. Nie pozwólmy nigdy na ocenianie innych według ich statusu majątkowego czy wykształcenia. Owszem, te kryteria mają pewne znaczenie, ale na pierwszym miejscu jest prawda o Bogu, który chciał każdego człowieka ze względu na niego samego. Wszystko, co stworzone, ma wartość o tyle, o ile służy naszemu zbawieniu. Pamiętamy czterdziestodniowy post Pana Jezusa na pustyni i kuszenie złego ducha, który pokazuje Mu całe bogactwo świata i żąda za nie pokłonu. Jezus przestrzega nas przed bałwochwalstwem i wskazuje na najwyższą wartość poznania Jego samego.
Żyć Bożym słowem.Uzdrowienie głuchoniemego jest wyjątkowym znakiem, towarzyszą mu gesty i słowa, które podkreślają wagę tego cudu. Oto Boży dar, niezbędny, aby przyjąć orędzie zbawienia. Pan Jezus najpierw otwiera choremu uszy, aby mógł słyszeć, a potem rozwiązuje więzy jego języka, aby mógł chwalić Pana. Oczywiście po raz kolejny dokonany cud staje się sensacją. Św. Marek mówi o sekrecie mesjańskim, o postawie Pana Jezusa, który nie chce rozgłosu, aż wypełni się Jego misja. Ewangelista zapisał: „Jezus przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali”.
Trzeba nam modlić się o pokorę i pokój serca, aby nam się nie wydawało, że wolę Bożą znamy lepiej niż nasz Mistrz. Warto się zastanowić, na ile jesteśmy gotowi bronić naszych zasad. Usłyszeć Boży głos to odpowiedzieć nie tylko deklaracjami, ale czynem i prawdą. Potrzeba nam umiejętności oddzielania tego, co istotne, od spraw drugorzędnych. Jezus przywraca nam słuch i zdolność mówienia; im bardziej postępujemy w rozwoju wiary, tym bardziej jesteśmy świadomi, jak ważne jest słowo Boże. Równocześnie zdajemy sobie sprawę, jak wiele zależy od naszego słowa, które oby zawsze było słowem miłości i prawdy.
ks. Jerzy Swędrowski