XV niedziela zwykła
Am 7, 12–15; Ef 1, 3–14; Mk 6, 7–13
Wypełnić swoje zadanie. Wypełnienie woli Bożej jest źródłem szczęścia człowieka; Bóg bowiem najlepiej wie, czego nam trzeba, i nie tylko spełnia nasze godziwe pragnienia, ale prowadzi nas do zbawienia. Jeśli ktoś jest otwarty na słowo Boże, ono staje się jego tarczą obronną; taki człowiek przestaje się lękać gróźb i prześladowań, bowiem opiera się na prawdzie, nie zaś na ludzkich kaprysach. Prorok Amos zostaje posłany do Betel, aby głosić słowo Boże, przypominać o Bożej sprawiedliwości. Tam staje wobec Amazjasza, który reprezentuje ludzką władzę i potęgę. Amazjasz mówi o królewskiej świątyni i królewskiej budowli. Owa potęga na niewiele się jednak przyda, ziemski władca i tak kiedyś utraci swoją władzę, a słowo Boże i Boża władza nigdy nie przeminą.
Amos przywołuje słowa Pana: „Idź, prorokuj do narodu mego, izraelskiego”. Posłanie od Boga jest najpewniejszym oparciem. Po ludzku można wyszukiwać rozmaite okoliczności, by odkładać wypełnienie woli Bożej. Jakość chrześcijańskiego życia w pewnym stopniu zależy od nas samych, ale przede wszystkim winniśmy być przygotowani, aby umieć usłyszeć wolę Bożą, aby słowa zbawienia nie ukrywać w ciemnościach lęku. Amos został odwołany od swojego dotychczasowego obowiązku; misję wypełnił i powrócił do poprzednich zajęć. Dobrze odczytujmy Boże wezwania, a nigdy nie będziemy się czuli niepotrzebni, zawsze będziemy „u siebie”.
Chwalić Boga za łaskę wybrania. Nie ma innej racji tego, żeśmy zostali wybrani przez Boga jako Jego dzieci, niż Jego miłość. W Chrystusie Bóg „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem”. To powołanie do świętości rozpoczyna się od Jezusa Chrystusa, gdyż On w ludzkim ciele jest naszym wzorem i przewodnikiem. Jak ważni jesteśmy dla Boga, jeżeli nas wybrał; On, który jest zawsze, znajduje dla nas miejsce i dzieli się swoim życiem. Nasze życie ma więc być odczytywaniem Bożych znaków i wypełnianiem Jego woli. Wobec wiecznego życia Boga nie musimy się martwić o to, ile potrwa nasze ziemskie pielgrzymowanie; mamy się jedynie troszczyć o to, aby nic z tego, cośmy otrzymali, nie zmarnować.
Bóg wybiera nas na swoje dzieci i chce, abyśmy mieli udział w Jego dziele: „aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i to, co na ziemi”. To dzieło jedności włącza nas w odnowę świata, początkiem zaś jest wspólnota z Jezusem Chrystusem. Jedność nie polega na sztucznym zrównywaniu szans i potrzeb poszczególnych osób, ale na zyskaniu Bożej „mądrości i zrozumienia”, dzięki którym znajdziemy sobie właściwe funkcje. Bywa, że ludzie na ustach mają słowa o pokoju i przyjaźni, a w sercu samotność i lęk; my zostajemy wezwani do bliskości Boga, który daje nam udział w swoim dziele.
Wezwani do niesienia pokoju. Pośród cech, które charakteryzują uczniów Chrystusa, nie może zabraknąć wolności i zdecydowania. Pamiętamy opisy powołania Apostołów; zwykle ich odpowiedź była natychmiastowa. Tak było z rybakami nad Jeziorem Galilejskim, tak poszedł za Panem celnik Mateusz. Pozostawienie dotychczasowego stanu i stylu życia było warunkiem powołania; odnosi się to do wezwanych do kapłaństwa i życia radami ewangelicznymi. Ale w pewnym stopniu dotyczy to także każdego ochrzczonego; nie wystarczy przyjąć do wiadomości Bożego wezwania, należy je zastosować w życiu. W przeciwnym wypadku jesteśmy jedynie obserwatorami, nie zaś uczestnikami królestwa Bożego. Uczestnictwo w Bożym życiu daje nam łaski i przywileje, bycie widzem oznacza jedynie mgliste wrażenia.
Apostołowie otrzymali jasne wskazówki: mają głosić słowo Boże wszędzie tam, gdzie zostaną przyjęci, i pozostawać w miejscach głoszenia tylko tak długo, jak będzie konieczne. Nie chodzi o pośpiech w wypełnieniu misji, ale o ciągłą świadomość, że na słowo Boga czekają inni. Przekonanie i pewność podjętego zobowiązania staje się dla innych świadectwem; dla tych, którzy przyjmą Boże orędzie, ale również dla ludzi gardzących słowem Boga. „Wychodząc stamtąd, strzaśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich”, mówi Jezus Chrystus. Musimy troszczyć się o to, aby pył niewiary i niepewności nie przylgnął do naszych nóg, aby nie zasypał naszej żarliwości w niesieniu Ewangelii. Jezus w czasie Ostatniej Wieczerzy obmywa uczniom nogi; pamiętamy postawę Piotra, który najpierw broni przed tym gestem. Usłyszy, że oni są czyści, wystarczy obmyć im nogi; wystarczy więc usunąć ostatnie znaki niewiary.
ks. Jerzy Swędrowski („Silni Słowem”, Kraków 2019, wyd. Homo Dei)
+++++++++++++++++++++++++++++
XV niedziela zwykła
Dzisiejsza liturgia wprowadza nas w zadania ewangelizacji. Najpierw rodzi się pytanie, kogo ta misja obowiązuje. W Ewangelii Chrystus wysyła swoich Apostołów. Poza Dwunastoma powierzał też zadania grupie siedemdziesięciu dwóch. Wiemy, że grono Apostołów reprezentuje całą wspólnotę chrześcijan. Kościół daje nam dziś do czytania fragment Księgi proroka Amosa o misji prorockiej, którą Bóg powierza, komu chce. Chrystus powołał pasterzy i rybaków. Dziś można powiedzieć, że pasterze to duchowni, którzy karmią owce. Łowienie ryb, charakterystyczne dla rybaków, niejednokrotnie jest bardziej efektywne w wykonaniu świeckich, którzy mają łatwiejszy dostęp do ludzi dalekich od Kościoła. Stąd waga apostolstwa świeckich, podkreślona z całą mocą przez Sobór Watykański II. Eugeniusz Weron powolne dorastanie do zrozumienia zadań ewangelizacyjnych przez laikat nazwał „budzeniem olbrzyma”.
Można zadać kolejne pytanie: Do koga winno być skierowane przesłanie Ewangelii? Podczas gdy w podobnym fragmencie ewangelista Mateusz przypomina wczesny nakaz Jezusa, by nie iść do pogan, ale do synów Izraela, Marek nie ogranicza grupy adresatów. Należy głosić Dobrą Nowinę wszystkim. Cel ukazuje św. Paweł w Liście do Efezjan: „aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie”. W pięknej francuskiej bazylice w Vézelay w Burgundii znajduje się rzeźbiony średniowieczny tympanon, który przedstawia wydarzenie Pięćdziesiątnicy. Wokół tej sceny artysta ukazał misję Apostołów do rozmaitych ludów ziemi. Wśród nich jest także wiele takich, które istniały jedynie w wyobraźni geografów starożytności. I tak olbrzym musi się pochylić, żeby pogłaskać głowę konia, jak my głaszczemy małego pieska. Karzeł potrzebuje drabiny, żeby mógł wsiąść na tego samego konia. Widzimy figury jeszcze bardziej zadziwiające: ludzi, których uszy są tak wielkie, że można by je wziąć za tarcze, postaci o nosach podobnych do ryjków świń. W tak zadziwiający sposób artysta chciał pokazać powołanie misjonarzy, którzy mają głosić Ewangelię nawet najbardziej różniącym się od nich ludom, jakie w przyszłości odkryją.
Jak głosić Ewangelię? Od starożytności wiemy, że miłość bliźniego jest pierwszą zasadą ewangelizacji: zdanie „Zobaczcie, jak oni się miłują” wyrażało podziw i powodowało przemianę serca. Antyświadectwo jest wtedy, gdy podzieleni chrześcijanie zasługują na ocenę: „Patrzcie, jak oni się nienawidzą”. To podobno zahamowało zainteresowanie chrześcijaństwem ze strony wielkiego ojca Indii Gandhiego. Współcześnie trzeba podkreślić, że miłość męża i żony, ojca i matki stanowi najpiękniejszy obraz nie tylko związku Chrystusa z Kościołem, ale nawet samego Boga, który jest Miłością. Taka miłość ewangelizuje małżonków, ich dzieci i całe otoczenie. Trzeba też pamiętać o słowach św. Franciszka z Asyżu, który uczył, że należy zawsze głosić Ewangelię, a gdyby okazało się to konieczne, także słowami! Myśl zawarta w tym stwierdzeniu jest jasna. Świadectwo życia jest bardziej ewangelizujące niż najpiękniejsze słowa. Świat potrzebuje świadków, a jeśli słucha nauczycieli, to dlatego, że są też świadkami. Papież Franciszek w adhortacji Evangelii gaudium pisał, że ewangelizator nie powinien mieć nieustannie grobowej miny. Jeśli świat czuje, że Ewangelia jest źródłem szczęścia w życiu ewangelizatora, bardziej interesuje się jego przesłaniem. Pisała o tym już św. Urszula Ledóchowska: „Podaję wam tu rodzaj apostolstwa, które nie domaga się od was ciężkiej pracy, wielkich umartwień i trudów, ale które szczególnie dziś, w naszych czasach, bardzo jest pożądane, potrzebne i skuteczne, mianowicie apostolstwo uśmiechu. Uśmiech rozprasza chmury nagromadzone w duszy. Uśmiech na twarzy pogodnej mówi o szczęściu wewnętrznym duszy złączonej z Bogiem, mówi o pokoju czystego sumienia, o beztroskim oddaniu się w ręce Ojca niebieskiego, który karmi ptaki niebieskie, przyodziewa lilie polne i nigdy nie zapomina o tych, co Jemu bez granic ufają. Uśmiech na twej twarzy pozwala zbliżyć się bez obawy do ciebie, by cię o coś poprosić, o coś zapytać – bo twój uśmiech już z góry obiecuje chętne spełnienie prośby. Nieraz uśmiech twój wlać może do duszy zniechęconej jakby nowe życie, nadzieję, że nastaną lepsze czasy, że nie wszystko stracone, że Bóg czuwa”.
Ostatnie pytanie dotyczy tego, co głosić. Życiem i słowem, z radością i uśmiechem mamy głosić Dobrą Nowinę. Papież Franciszek w duchu nauczania ojców Kościoła wzywa wierzących, by szli do bliźnich, aby spotkać w nich Chrystusa. To może być bardzo owocne odwrócenie perspektywy. Nie tylko nieść Chrystusa innym, ale odkrywać w nich Pana, który już tam jest!
ks. Wojciech Zyzak (Rozważania na niedzielę ABC. Okres zwykły, Kraków 2023, wyd. Homo Dei)