Wiara jest pokarmem na życie wieczne
1 Krl 19,4-8; Ef 4,30-5,2; J 6,41-51.
Żydzi szemrali przeciwko Jezusowi, dlatego że powiedział: «Jam jest chleb, który z nieba zstąpił». 42 I mówili: «Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: „Z nieba zstąpiłem”». 43 Jezus rzekł im w odpowiedzi: «Nie szemrajcie między sobą! 44 Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym. 45 Napisane jest u Proroków: Oni wszyscy będą uczniami Boga. Każdy, kto od Ojca usłyszał i nauczył się, przyjdzie do Mnie. 46 Nie znaczy to, aby ktokolwiek widział Ojca; jedynie Ten, który jest od Boga, widział Ojca. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto wierzy, ma życie wieczne.
48 Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. 50 To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. 51 Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata».
1. Pierwsze czytanie mówi, że Eliasz, wielki prorok, jest zniechęcony życiem, chce już odejść, umrzeć. „Wielki już czas, o Panie! Zabierz moje życie” – mówi do Boga. Czuje się mocno zmęczony, zniechęcony, duchowo wypalony. Stracił entuzjazm do pracy. Dawał z siebie dużo, gdy tymczasem efekty są marne. Nie widzi owoców swoich trudów. Nawoływał, prosił, błagał, karcił, ale ludzie nie stali się lepsi. Stracił więc sens dalszego trudzenia się, bo cały jego trud – sądzi – poszedł na marne.
Wypalenie (burn-out) jest coraz częstszym przypadkiem. Długotrwały stres psychiczny, fizyczny i emocjonalny staje się przyczyną uczucia zmęczenia, przytłoczenia, braku motywacji, wyczerpania i niezdolności do sprostania ciągłym wymaganiom życia. Może nawet wywoływać problemy natury psychicznej i fizycznej. Wydaje się, że doświadcza ich prorok Eliasz. Starał się, zabiegał, przepowiadał, modlił się i pościł, a rezultat kiepski. I tak jest w wielu innych przypadkach. Błagamy i prosimy, trudzimy się, nawołujemy do zgody i przebaczenia, ale efektów żadnych. Tego samego doświadczał Apostoł Paweł. Nawołuje chrześcijan, którzy żyją w Efezie, by „nie zasmucali Bożego Ducha Świętego”. Prosi, by znikła „spośród nich wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważenie – wraz z wszelką złością”. Zachęca, by byli „dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierdzi”, by przebaczali sobie nawzajem, tak jak i Bóg im przebaczył.
2. Skąd czerpać siły, by nie ulec zniechęceniu? By się nie poddawać, kiedy przychodzą chwile trudne, kiedy coś nie wychodzi, kiedy nie widać poprawy u siebie czy bliźnich. Jak bronić się przed duchowym, rodzinnym czy zawodowym wypaleniem? Co radzi Ewangelia? Jaką radę daje Jezus? W jaki sposób Bóg przyszedł z pomocą Eliaszowi? Wysłał do niego anioła, który przyniósł mu pokarm: „«Wstań, jedz!» – powiedział do niego. Eliasz spojrzał, a oto przy jego głowie podpłomyk i dzban z wodą. Zjadł więc i wypił” (1 Krl 19,5-6).
Jesteśmy zmęczeni, wypaleni, zniechęceni, brak nam cierpliwości, kłócimy się, odchodzimy od siebie, rozwodzimy, bo nie odpoczywamy i się nie posilamy. Marzymy o wielkich sprawach, zapominając o drobnych, gdy tymczasem z nich złożone jest życie. myślimy, jaki kupić samochód, gdzie i jaki dom wybudować, dokąd wyjechać na wakacje, gdzie, w jakiej pracy można zarobić jeszcze więcej itp., ale bark nam czasu na uśmiech do osoby, z którą dzielą mieszkanie, na dobre słowo, na posłuchanie, co ważnego (lub mniej ważnego) ma do powiedzenia itp.
Codzienność składa się na ogół z prostych spraw. Eliasz podniósł się i szedł „czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb”, posilony wyłącznie wodą i podpłomykiem, niczym innym.
Wielkość spraw drobnych. Znaczenie prostych gestów. Wartość słów „dziękuję, proszę, przepraszam”.
Także w wierze bywa, że organizujemy wyjazdy rekolekcyjne z długa modlitwą, a tymczasem zapomina się o codziennym „Ojcze nasz”. Rekolekcje są ważne, ale ważna jest także codzienna modlitwa, nawet krótka, akt strzelisty, prośba Boga o pomoc, postawienie się twarzą w twarz z Nim w miejscu mojej pracy, trudzenia się, cierpienia.
Do pięknego życia, owocnej miłości, zgody, dobrego samopoczucia itp. nie potrzeba wielkich cudów. Wystarczą małe, niezauważalne, wręcz banalne. Jak wiele dobra może na sercu robić czyjś uśmiech, odpowiedzenie na pozdrowienie, pytanie, jak drugi się czuje, czy wszystko w porządku a może potrzeba mu czegoś i krępuje się o to zapytać. W taki sposób dzieją cuda bez cudów. Piękno i wartość prostych słów, gestów, czynów. Telefon na imienny czy urodziny czy nawet SMS robi wiele dobra na sercu, do kogo dociera.
To gesty iście anielskie. Wręcz niezauważalne, a jednak zmieniające wiele w życiu tych, którzy doświadczają trudności. To gesty anielskie, kiedy inny czują się niepotrzebni, są, że nikt ich nie zauważa, że ich praca idzie na darmo, bo nikt nim nie dziękuje, bo nie piastują wysokich urzędów.
3. Obok tych małych, prostych, dyskretnych gestów czy słów, które podnoszą ze zmęczenia czy zniechęcenia, wiara ma inny jeszcze, ważniejszy pokarm. Jest nim Eucharystia, chleb z nieba, ciało i krew Zbawiciela. Jezus wie, że samo sobie nie jesteśmy w stanie pomóc, że nasze siły zawodzą, że upadamy lub czujemy się wypaleni. Ponieważ nas zna, daje się nam jako pokarm. To już nie zwykły podpłomyk i woda, którymi anioł nakarmił Eliasza, ale Ciało i Krew Chrystusa.
Eliasz udał się do „Bożej góry Horeb”, miejsca jego spotkania się z Bogiem. W Eucharystii sam Bóg wychodzi mi na spotkanie. Nie muszę Go szukać, bo On szuka mnie. Przychodzi do mnie, by mnie posilić, by nawiązać wspólnotę ze mną, by stać się moim wewnętrznym pokarmem, która posila mnie od środka, który daje mi światło w ciemności i wodę w chwilach utrudzenia.
W Liście do Efezjan pisał św. Paweł: „Bądźcie więc naśladowcami Boga” (Ef 5,2). Skoro więc Chrystus dał się nam jako pokarm także i my winniśmy dawać się innym, szczególnie zaś ludziom w potrzebie. I nie tylko mamy im dać chleb i wodę, ale sami – jak zwykł mówić św. Brat Albert – stać się chlebem dla innych. Mówił: „Powinno się być dobrym jak chleb; powinno się być jak chleb”. Adam Chmielowski, przyszły brat Albert, nie miał wielkich zadatków na świętego…, jedynie uparcie i wytrwale szukał odpowiedzi na pytania egzystencjalne – o sens życia, o miłość, o to, czemu warto się poświęcić. O talent, bo był cenionym artystą malarzem. Pytał o sens, bo chciał się dawać – na różne sposoby, zawsze i coraz lepiej.
Pomagając sobie nawzajem, karmiąc się dobrym słowem, dzieląc się z innymi tym, co mamy inni zaś tego potrzebują, możemy dojść do naszej góry Horeb. Jest ona symbolem pokoju, radości, zgody, pokoju, sytości życia.
Panie, pomóż mi być chlebem dla głodnych i radością dla smutnych!
Zdzisław Kijas OFMConv.
+++++++++++++++++++++++++++++++++++++
XIX niedziela zwykła
Jeden z amerykańskich biskupów opowiadał historię o człowieku, który mieszkając na wzgórzu nad Pacyfikiem, widział ludzi kąpiących się beztrosko w morzu i leżących na plaży, podczas gdy na horyzoncie rosły fale tsunami. Próbował krzyczeć, by ich ostrzec, ale nikt go nie usłyszał. W ostatnim, najbardziej desperackim akcie postanowił podpalić swój dom. Myślał sobie: „Ludzie zobaczą pożar i pobiegną na wzgórze, by pomóc. W ten sposób się uratują”. Czekał na próżno. Nikt się nie ruszył, a gdy ludzie zobaczyli potężne fale, było już za późno. Gdyby mieli miłość, ocaleliby. To krótkie opowiadanie może być ilustracją do dzisiejszego czytania z Listu św. Pawła do Efezjan: „Bądźcie więc naśladowcami Boga, jako dzieci umiłowane, i postępujcie drogą miłości, bo i Chrystus was umiłował i samego siebie wydał za was w ofierze i dani na woń miłą Bogu”.
Uobecnieniem męki Chrystusa z miłości do ludzi jest Eucharystia. Pośród wielu czynników, które doprowadziły do nawrócenia na katolicyzm Edyty Stein, było z pozoru mało istotne wydarzenie, które miało miejsce w 1916 roku w jednym z kościołów Frankfurtu nad Menem. Edyta była sama w świątyni, gdy nagle zobaczyła prostą kobietę, która z tobołkami weszła, uklękła przed tabernakulum i zaczęła się modlić w ciszy. Dla Edyty było to coś nowego. Znała synagogi i kościoły ewangelickie, ale tam przychodzono na zgromadzenia. Tu przyszedł ktoś na zwykłą rozmowę z Kimś pośród zgiełku dnia. Świadomość, że w tabernakulum mieszka Bóg, była dla Edyty olśnieniem.
Pamiętam, jak podczas mojej duszpasterskiej posługi we Francji garstka wiernych zastanawiała się, jak przyciągnąć innych do kościoła. Byli bardzo serdeczni, witali wylewnie każdego, kto wchodził, ale nikt nie przyklękał przed tabernakulum, jakby tam nie było nikogo. Owoce tych wysiłków były mizerne. Niektórzy wprowadzali do świątyni rowery, którymi przyjechali. Widziałem także osobę palącą papierosa. Brakowało czci płynącej z prawdziwej wiary w Chrystusa Eucharystycznego. Brakowało świadomości dzisiejszego pouczenia Chrystusa w Ewangelii: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa te chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało wydane za życie świata”.
Eucharystia jest „chlebem aniołów”, który symbolicznie zapowiadało cudowne nakarmienie przez anioła Eliasza w czytaniu z Pierwszej Księgi Królewskiej. Prawdziwie wierzący pragną tego pokarmu. Znany gruziński film Tengiza Abuładze z 1986 roku pod tytułem Pokuta opowiada o konflikcie toczącym się w miasteczku, gdzie w powietrze zostaje wysadzona cerkiew. W końcowej scenie pojawia się idąca ulicami miasteczka staruszka, która pyta stojącą w oknie kobietę: „Czy ta droga prowadzi do świątyni?”. „Tutaj nie ma świątyni” – słyszy odpowiedź. „Po co komu droga, która nie prowadzi do kościoła?” – wypowiada nieodparte pytanie mądra stara kobieta.
W tygodniu mamy 168 godzin przeznaczonych na sen, odpoczynek i pracę. Czasami warto zrobić rachunek sumienia z tego, czy znajdujemy jedną godzinę, czyli mniej niż jeden procent tego czasu, by spotkać się z Chrystusem Eucharystycznym na Mszy św. Są ludzie, którzy bardzo pragną bliskości Eucharystii. W Dziejopisie żywieckim jest opisana historia sprzed wieków, jak umierała pewna mieszczka, której usta były pełne wrzodów. Wezwano do niej księdza z sakramentami, a ona, czując wielką cześć dla Najświętszego Sakramentu, nie chciała przyjąć Komunii do tych owrzodzonych ust i poprosiła kapłana, by położył naczynie z Hostiami na jej czole. Tak chciała na swój prosty, ale pełen wiary sposób przeżyć bliskość Zbawiciela. My mamy tak łatwy dostęp do Eucharystii. Czy korzystamy z niego w należyty sposób? Chorzy, umierający ludzie, którzy przyjmują Wiatyk, doświadczają głęboko słów dzisiejszej Ewangelii: „Kto we Mnie wierzy, ma życie wieczne”.
ks. Wojciech Zyzak
+++++++++++++++++++++++++++++++++++
XIX niedziela zwykła
1 Krl 19, 4–8; Ef 4, 30 – 5, 2; J 6, 41–51
Abyśmy nie ustali w drodze. Wielu chce, aby Kościół przestał mówić o przykazaniach, przestał stawiać wymagania. Dziwna rzecz; Izraelici oprócz Bożych przykazań ustanawiali setki zasad i rozporządzeń, a kiedy Jezus ich nie przestrzegał, oskarżali Go o bezbożność, a nawet współpracę ze złym duchem. Jezus streścił przykazania Dekalogu w największym przykazaniu miłości Boga i bliźniego. Oto jest fundament, na którym zbudujemy dom naszego życia, dom, który stanie się Bożym mieszkaniem. Przykazania są znakiem miłości Boga dla nas i drogowskazem. Dzięki nim wielki prorok Eliasz opiera się bezbożnemu władcy i nie zraża się słabością wiary swoich rodaków.
Wierność wymaga jednak pokarmu, którym jest Eucharystia. Eliasz po utwierdzeniu wiary swego narodu na Górze Karmel odczuwa znużenie; dokonał wielkiego dzieła, poświęcił mu wszystkie siły. Z nami bywa podobnie, po wysiłku, po osiągnięciu celu może pojawić się pytanie: co dalej? Czy mam jakiś kolejny cel? Eliasz, wyrażając swoje wątpliwości przed Bogiem, usłyszy: „Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga!”. Ta symboliczna droga czterdziestu dni i czterdziestu nocy to droga naszego życia. Nie podołamy jej bez pokarmu na życie wieczne; potrzeba więc prosić o chleb powszedni, ale również o pokarm duchowy.
Usuwać podziały. Jako wspólnota Kościoła jesteśmy jedyną społecznością związaną znakiem, którego nie da się wymazać. To pieczęć Ducha Świętego, czyli chrzest św. W tym sakramencie oddaliśmy się Bogu we władanie, ale także otrzymaliśmy pewność, że On nas nigdy nie pozostawi samych, że zawsze nas obroni. Boża pieczęć wyposaża nas na budowanie królestwa prawdy, sprawiedliwości i pokoju. Dlatego św. Paweł napomina nas: „Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważanie – wraz z wszelką złością”.
Te znaki zaprzeczają Bożej prawdzie w nas. Bóg nie chce między nami podziałów, ale pragnie naszej jedności w wierze, bowiem nie zostaliśmy wezwani do burzenia, ale do budowania. Wszelka gorycz płynie z serca, z którego wypędzono Boga, a Jego miejsce zajął mistrz kłamstwa, czyli zły duch. Wrzaskliwość i znieważanie są oznaką pogardy dla słowa Bożego, gdyż zastępują je pustymi dźwiękami nienawiści. Apostoł zachęca nas: „Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni”. Jakże proste i szczęśliwe byłoby życie, gdybyśmy byli dla siebie dobrzy i miłosierni! Może lękamy się takiej postawy, może wydaje się nam, że wtedy wiele stracimy. Jezus dobry i miłosierny chce, abyśmy Go naśladowali, a przecież On idzie zawsze drogą życia, drogą miłości.
Bóg najbliższy. Bardzo często ludzie zapalają się do wielkich dzieł, gotowi są podejmować wszelkie wyzwania, ale w konkrecie codzienności, kiedy emocje opadają, ogarnia ich znużenie i zniechęcenie. Jezus, który nakarmił tysiączne rzesze, zdaniem wielu nadawał się na ich króla, jednak kiedy poruszył sprawę zbawienia, także wielu zaczęło się wycofywać. Człowiek, który nie patrzy na cel ostateczny, nigdy nie znajdzie ukojenia i nigdy nie będzie się czuł pewnie na ziemi, po której chodzi. Jezus mówi: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: kto we Mnie wierzy, ma życie wieczne”.
Patrzymy ze zdziwieniem na ludzi, którzy nie chcą uwierzyć Jezusowi Chrystusowi; oni wolą marzyć o mannie, którą ich przodkowie jedli na pustyni, a rezygnują z bliskości Jezusa. „Nikt nie może przyjść do Mnie, jeśli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał”; mówi nasz Pan. Jego jedność z Ojcem powinna być dla nas odkryciem i radością życia, bowiem dotyczy także nas. Jezus ma nasze ludzkie ciało, przyjął naszą ludzką naturę, dlatego możemy za Nim podążać i także poznać Ojca. Poprzez Syna Bożego poznajemy Ojca, który w naszym mniemaniu wydawał się zbyt odległy, może nawet niezainteresowany naszymi sprawami. Dzięki Jezusowi mamy szansę przylgnąć do Ojca i powierzać Mu swoje życie.
ks. Jerzy Swędrowski