1 Sm 26, 2.7–9.12–13.22–23; 1 Kor 15, 45–47; Łk 6, 27–38
Wspaniałomyślność nad odwetem. Ludzkie pojęcie sprawiedliwości bliskie jest starożytnemu: „oko za oko i ząb za ząb”. Mimo że słuchamy ewangelicznych słów o przebaczaniu, trudno uznać je za wskazówki praktycznego postępowania. Szczególnie bolesne wydaje się niesprawiedliwe oskarżenie i prześladowanie ze strony mocniejszego. Tej sytuacji doświadcza Dawid, wybrany przez Boga na króla nad Izraelem. Choć już wybrany, stara się być lojalny wobec Saula, który utracił zaufanie Boga. Dawid stanie wiele razy w obliczu niebezpieczeństwa śmierci z rąk odrzuconego monarchy.
Dawid przyjmuje Boże wezwanie i Boży wybór, rezygnując z ludzkich środków dochodzenia do władzy. Ma szansę pokonać swojego wroga, ale ponad krzywdą, której doświadczył, dostrzega jego królewską godność; przecież też jest „pomazańcem Pańskim”, też został namaszczony na króla. Dawid nie zapomni o godności wroga, bowiem nie zapomina o swojej godności wybrania. Chrześcijanin we chrzcie św. jest namaszczony olejem krzyżma, wybrany do królewskiego kapłaństwa – z tej godności płynie odpowiedzialność za siebie i innych.
Co Boże, co ludzkie? Łatwo wytłumaczyć swój brak przywiązania do Bożych dróg; przecież najpierw dostrzegamy te, po których chodzimy. Im bardziej są one kręte i dziurawe, tym więcej poświęcamy im uwagi, energii i czasu. Ludzkie drogi i ludzkie sprawy mogą zająć człowiekowi całą uwagę, a narzekanie na okoliczności i nieprawość czasu stanie się dobrym wytłumaczeniem duchowej oziębłości. Bóg o tym wie i nie chce pozostawić nas w błogiej nieświadomości rzeczy wielkich, które wiodą ku zbawieniu. Biblijny Adam żył w idealnym świecie, w rajskiej harmonii ze Stwórcą i całym stworzeniem, był tak blisko Boga, a dał się skusić pozorem wiedzy i władzy.
To, co ziemskie, jak powie Apostoł, dotyka człowieka i go zajmuje, ale Bóg daje mu dary duchowe, które prowadzą drogą ziemskiego życia ku nieśmiertelności. Nowy Adam, Jezus Chrystus, przyszedł na ziemię, aby zbawić człowieka. Jego dzieło dokonuje się w konkrecie ziemskich okoliczności i uwarunkowań. Bóg tutaj daje nam swoje słowo i swoje sakramenty. Pierwszym krokiem do przyjęcia drogi duchowej będzie uwierzenie, że stworzeni jesteśmy dla nieba, nie zaś dla ziemi, a wtedy szanując ziemię, zobaczymy, że przed nami rozciąga się perspektywa nieśmiertelności.
Realizm nauki Pana. Zdarzają się ludzie, a nawet całe kampanie medialne, które wmawiają odbiorcom, że religia jest źródłem konfliktów i wojen. Wielu rezygnuje z manifestowania swojej wiary, aby nie narazić się na oskarżenie o fundamentalizm, o przesadę w łączeniu wymagań duchowych z konkretem życia. Za jeden z sukcesów szatana można uznać nadwrażliwość na autentyczne postawy chrześcijańskie, jak również próby sprowadzenia ich do sfery prywatnego i dyskretnego życia. Oczywiście może drażnić czyjeś afiszowanie się z religijnością, kiedy kryje się za nim chęć jakiegoś zysku: duchowego, politycznego czy ambicjonalnego. Przyjęcie nauki Jezusa Chrystusa dotyka wszystkich wymiarów ludzkiego życia; nie można wtedy wytłumaczyć się prywatnością postaw czy niesprzyjającymi okolicznościami.
Trudność podjęcia Bożej drogi wynika z braku odwagi i zaufania Zbawicielowi. Owszem, wiemy, że On pokonał śmierć i grzech, że na krzyżu dokonało się Jego definitywne zwycięstwo, ale codziennie dostrzegamy małe i duże sukcesy zła. Narzekanie jest często formą ucieczki przed autentycznym przyjęciem Bożych wskazań. Pośród zaleceń Zbawiciela szczególną trudność sprawia wezwanie do miłości nieprzyjaciół; wydaje się ono drogą poddania się złu i ostatecznej porażki. Tymczasem tylko Chrystusowa miłość może pokonać śmierć i grzech, a żądza odwetu i przemocy, ludzkiego wymierzania sprawiedliwości czyni człowieka narzędziem niesprawiedliwości.
ks. Jerzy Swędrowski
++++++++++++++++++++++++++++
Bezinteresowność miłości chrześcijańskiej
1 Sm 26,2.7-9.12-13.22-23; 1 Kor 15, 45-49; Łk 6, 27-38.
„Lecz powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w [jeden] policzek, nadstaw mu i drugi! Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu i szaty! Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie!
Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to dla was wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. 34 Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to dla was wdzięczność? I grzesznicy grzesznikom pożyczają, żeby tyleż samo otrzymać.
Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie» (Łk 6, 27-38).
1. Sądzę, że myślą centralną dzisiejszych czytań jest: oszczędzać i pożyczać.
Co znaczy oszczędzać? I co znaczy pożyczać?
Termin „oszczędzać” posiada wiele znaczeń. Odnosi się zarówno do spraw, rzeczy, jak i do ludzi.
Można na przykład oszczędzać pieniądze – co jest najbardziej sprawą oczywistą i powszechną. Oszczędza się je po to, aby móc za nie nabyć coś innego, drogiego, co uznaje się za bardziej właściwe czy wartościowe. Można też oszczędzać dla samego oszczędzania i cieszyć się z posiadania pieniędzy, nie wiedząc, jak, czyli na co je wydać.
Można też oszczędzać czas – oznacza to, że nie robi się czegoś, co jest może nawet ważne, aby zaoszczędzić czas na to, co zostało uznane za jeszcze ważniejsze. Wychodzi się z założenia, że wielkość czasu jest zawsze ta sama i trzeba nim mądrze zarządzać. Człowiek więc stara się dysponować czasem w taki sposób, aby nie zabrakło mu go na rzeczy istotnie ważne, od których zależy jego dzisiaj, jego jutro czy pojutrze.
Można też oszczędzać ludzi. Co to oznacza? Wiele różnych spraw. Można na przykład nie mówić najbliższym czegoś, co mogłoby przyprawić ich o smutek. Mówi się wówczas: „Zaoszczędziłem im tej informacji. Mogłaby ich powalić i by się nie podnieśli” albo też: „Nie powiedziałem im czegoś (smutnego) o ich dzieciach. Zaoszczędzam im cierpienia, bo są już i tak przybici, a tym bardziej, że są już starsi, może schorowani itd.. Nawet gdybym im powiedział, niewiele mogliby w tej sprawie zrobić”.
Można też „oszczędzić” kogoś, czyli darować mu życie.
W pierwszym czytaniu słyszymy, że Dawid „oszczędził” Saula. Oznacza to, że nie odebrał mu życia, że zachował go przy życiu. Mimo tylu przykrości, jakich doświadczył od Saula, mimo kilku prób, jakie podejmował Saul, aby odebrać Dawidowi życie, on – kiedy znalazł się w sytuacji, że mógł pozbawić Saula życia – oszczędził go. Oznacza to, że pozwolił mu żyć. Nie wykorzystał swojej sytuacji, swojej przewagi, swoich możliwości, jakie miał w danej chwili, aby pozbawić Saula życia, ale go oszczędził. Pozwolił mu nadal królować. Ponieważ zaoszczędził życie Saula-króla, tym samym Dawid zaoszczędził godność instytucji królewskiej. Nie wiedział jeszcze wtedy, że on sam zostanie królem, ale ponieważ zaoszczędził życie Saula-króla, zachował szacunek dla instytucji królewskiej. Było to bardzo ważne, kiedy sam później został królem. Miał szacunek dla urzędu.
Oszczędzać jest więc ważnym pojęciem, czynnością czy postawą człowieka. Uczy odpowiedzialności za słowa, które mówimy, odpowiedzialności za ludzi i odpowiedzialności za instytucje, które są ważne dla funkcjonowania społeczeństwa. Trzeba je oszczędzać także wtedy, kiedy ci, którzy w konkretnym czasie stoją na ich czele, nie do końca są ich godni. Trzeba się pilnować, aby „uderzając” w ludzi, nie niszczyć instytucji, bo konsekwencje mogą być opłakane dla wszystkich – dla atakowanych i atakujących.
Często tymczasem w naszym życiu brak takiej postawy. Mówimy bez zastanowienia się, co mówimy, do kogo, po co? Nie myślimy o konsekwencjach naszych słów czy zachowań.
Jesteśmy rozrzutni w słowach. Mówimy na wiatr. Bez myślenia o konsekwencjach. Siejemy wiatr i zbieramy burzę.
Chrystus apeluje o rozwagę. Apeluje o oszczędzanie w naszych słowach i czynach drugiego człowieka, jak Dawid oszczędził życie Saula i Pan mu za to błogosławił. Nie jest dobrze „wygarnąć” drugiemu, co o nim myślimy, bo to może uśmiercić jego i nas. Może zerwać wszelkie mosty, które nas łączą, i odtąd stanie się on naszym wrogiem.
Nie jest też dobrze być rozrzutnym. Postawa rozrzutna nie jest mile widziana
2. Drugi termin ważny w dzisiejszych czytaniach to termin pożyczać. To co innego niż dawać, ofiarować, dzielić się. kto „pożycza” ten nie daje (na własność), ale udziela komuś rzeczy koniecznej w zamyśle, że otrzyma ją (w miarę szybko) z powrotem i może nawet w ilości zwielokrotnionej.
We współczesnym świecie można pożyczać (wypożyczać) rzeczy i ludzi, ale też uczucia. Słowem, niemal wszystko jest do wypożyczenia.
Chrystus mówi w dzisiejszej Ewangelii, że nie jest rzeczą dobrą pożyczać miłość czy przyjaźń. Bo wówczas miłość nie jest już miłością i przyjaźń nie jest prawdziwą przyjaźnią. Stają się one towarem handlowym, czymś, co służy do zarobkowania, lecz co nie buduje życia.
Jeżeli ktoś tylko „pożycza” miłość, znaczy, że gra miłością. Wykorzystuje to, co nosi nazwę tego uczucia, do swoich egoistycznych celów. Chce coś zarobić na miłości. A przecież prawdziwa miłość jest bardziej ofiarą niż zyskiem. Gdyby kochająca mama czy tato w taki sposób kochali swoje dzieci czy kochali nawzajem siebie, nie byliby zdolni do poświęceń. Wszystko byłoby obliczone na zysk – natychmiastowy lub odłożony w czasie. A wtedy żona, dając coś mężowi, pytałaby od razu: „A co otrzymam w zamian?”. Ale również mąż, kochając żonę, stawiałby jej pytanie: „Co otrzymam w zamian?”. Chrystus tymczasem mówi: „Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują”.
3. Konsekwencje takich zachowań są różne, ale wszystkie negatywne. Kiedy miłość nie jest miłością, chociaż udaje, że nią jest, deklaruje się być taką, wówczas w relacjach między ludźmi pojawia się BRAK SZCZEROŚCI. Tymczasem brak szczerości niszczy wszelkie relacje. Wprowadza postawę grania, aktorstwa. Ludzie stają się aktorami, udają kogoś, kim nie są, bo oni tylko odgrywają kogoś na scenie życia. A gra nie może być ciągła. Ona jest chwilowa. Związana jest z sytuacją, ludźmi, z zyskiem. Ktoś taki mówi w swoim sercu: „Co mogę ugrać miłością?”. Nie oszczędza wtedy dobrych słów, gestów, pochwał itd., ale wszystkie one nie są prawdziwe, są fałszywe, bo w ich zamiarze jest coś ugrać, coś zyskać, zdobyć itd.
Dzisiejsze czytania apelują zatem o mądrość postępowania w życiu codziennym. Apelują, aby zastanowić się dwa razy, zanim się coś podejmie, bo skutki tego mogą rykoszetem odbić się na naszym życiu lub życiu rodziny czy większej społeczności.
Ponadto Chrystus apeluje o szczerość naszych myśli, słów i postaw. Abyśmy w życiu nie udawali i nie grali, ale byli szczerzy i autentyczni. Szczerość i autentyczność pozwalają budować coś większego, albo – kiedy coś nie jest tak – pozwalają naprawiać, korygować, ulepszać. Jeśli ktoś tylko udaje, że kocha, a tymczasem tylko pożycza miłość, jakże wtedy trudno wybrać się z nim w drogę życia, jakże trudno rozpocząć przygodę na całe życie. Przy pierwszej lepszej trudności się wycofa, bo on tylko wierność w miłości, przyjaźni udawał.
4. Dzisiejsze czytania mówią też bardzo wiele o naszym Bogu. Mówią, że nas oszczędza, nawet wtedy, kiedy Go oszukujemy, bo ciągle liczy na naszą poprawę, nawrócenie.
Mówią też, że kocha nas autentycznie i bezinteresownie. Kocha nas nie dlatego, że jesteśmy dobrzy, młodzi, inteligentni, majętni, że czynimy wiele dobra. To też jest oczywiście ważne. Ale nie jest to powodem Bożej miłości do nas. Bóg nas kocha w takiej sytuacji, w jakiej się znajdujemy, i robi dla mnie wszystko, jest gotów zrobić wszystko, abym stawał się lepszy. Bóg nie kocha mnie dla swojego zysku. On kocha mnie dla mojego dobra!
Zdzisłąw Kijas OFMConv.
+++++++++++++++++++++++++++++++
1 Sm 26, 2.7–9.12–13.22–23; 1 Kor 15, 45–49; Łk 6, 27–38
O tym, co czyni nas podobnymi Bogu
Być może pamiętasz, drogi Czytelniku, swoje przygotowanie do sakramentu Pierwszej Komunii Świętej. Nawet nie to bezpośrednie, kiedy to uczono nas, jak się ustawić, gdzie uklęknąć i jak szeroko otworzyć usta, aby kapłan mógł złożyć tam Ciało Pańskie, ale to wcześniejsze – ową cierpliwą naukę katechizmów. Pierwszy nazywano „małym” i był on zbiorem formuł modlitewnych: Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Pod Twoją Obronę, Dekalog, uczynki miłosierne co do duszy i co do ciała, siedem sakramentów, siedem grzechów głównych i warunki dobrej spowiedzi, których podówczas było pięć, a teraz, z jakiegoś nikomu nieznanego powodu, jest tylko trzy. Był jednak i drugi katechizm, katechizm Piusa X, który składał się z szeregu pytań i odpowiedzi. Dla przykładu i przypomnienia:
Pytanie: „Skąd wiemy, że jest Bóg?”
Odpowiedź: „Wiemy, że jest Bóg, gdyż dowodzi tego rozum, a potwierdza to wiara”.
Pytanie: „Co oznacza słowo wszechmogący?”
Odpowiedź: „Słowo wszechmogący oznacza, że Bóg może czynić wszystko, co zechce”.
Pytanie: „Skoro Bóg nie może ani grzeszyć, ani umrzeć, to dlaczego powiadamy, że Bóg może uczynić wszystko?”
Odpowiedź: „Chociaż Bóg nie może grzeszyć ani umrzeć, to jednak powiadamy, że Bóg może uczynić wszystko, gdyż móc grzeszyć albo umrzeć nie jest skutkiem potęgi, ale słabości, a tej nie może być w Bogu, który jest najbardziej doskonały”.
Powiedzmy sobie szczerze: ten egzamin, odpowiedzi na pytania, których ośmio- czy dziewięcioletni człowieczek za nic nie mógł zrozumieć, wywoływał paniczny czasem strach. A jednak była jakaś wielka mądrość w owym powtarzaniu trudnych formuł, które z biegiem lat nabierały znaczenia. Wprowadzały one w niezwykły świat teologii i dawały poczucie czegoś wielkiego, co mówi jednocześnie o Bogu i o Jego stworzeniu.
Dziś, na początku naszego rozważania, pragnę przypomnieć jeszcze jedno z tych pytań: „Dlaczego mówimy, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże?”.
Ciekawe, czy potrafiłbyś jeszcze, drogi Czytelniku, na to pytanie odpowiedzieć? Och, nie obrażaj się, że o to pytam, bo jako człowiek inteligentny, a jednocześnie ciekawy świata i Boga, jesteś dziś w mniejszości. Niewielu wszak potrafiłoby odpowiedzieć:: „Mówimy, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże, bo człowiek jest rozumny, wolny w swych działaniach, jest zdolny do poznania Boga, do kochania Go i radowania się Nim na wieki”.
Przypominamy sobie w ten sposób niezwykłą prawdę, iż w samym centrum naszego podobieństwa do Boga jest miłość. To ona wyróżnia nas spośród innych stworzeń, które są na tym świecie, i to ona czyni nas podobnymi do Boga. Św. Paweł powie: „Teraz tedy pozostaje wiara, nadzieja i miłość: te trzy, a z nich największa jest miłość” (Kor 13, 13).
Można nawet zaryzykować twierdzenie, że miłość, czy zdolność miłowania, jest konstytutywnym elementem osoby ludzkiej i bez niej człowiek się dehumanizuje – przestaje być człowiekiem. Traci ów Boży obraz, który w akcie stworzenia został odciśnięty na jego istocie. Dlatego św. Paweł pisze: „Gdybym mówił językami ludzkimi i anielskimi, a miłości bym nie miał; stałbym się jako miedź dźwięcząca albo cymbał brzmiący (…) byłbym niczym (…) nic mi nie pomoże” (1 Kor 13, 1–3).
W nawiązaniu do tych słów Apostoła Narodów ks. Jan Twardowski ułożył następujące strofy:
czystość ciała
czystość rąk pana przewodniczącego
czystość idei
czystość śniegu co płacze z zimna
wody co chodzi nago
czystość tego co najprościej
i to wszystko psu na budę
bez miłości.
Ten właśnie wiersz wydaje mi się doskonałym komentarzem do dzisiejszej Ewangelii. Stoi oto Chrystus Pan na równinie naprzeciw swoich uczniów i wielkiego tłumu, który przybył z całej Judei i z Jerozolimy, i z wybrzeża Tyru i Sydonu, aby Go słuchać. Wszyscy ci ludzie przyszli tutaj, jest bowiem w Nauczycielu z Nazaretu coś, co intryguje. Jest On jakimś intelektualnym wyzwaniem. Nikt przecież dotąd nie przemawiał tak, jak ten Człowiek przemawia.
Są to ludzie spragnieni Boga. Szukają spotkania z Nim. Nie odnaleźli go na drodze skrupulatnie zachowywanych przepisów prawa Mojżeszowego. Obmywali ręce przed posiłkiem, dawali dziesięcinę z tego, co nabywali, zachowywali spoczynek szabatu, należeli do narodu wybranego, wierzyli w moc swego pochodzenia, które sięgało samego Abrahama, a przecież nie czuli się spełnieni. Nie wiedzieli i nie rozumieli – dlaczego? Może więc On to wie? Ten działający cuda Nauczyciel…
Wiedział. Znał ich sumienia. Wiedział też, że
czystość ciała
(…)
czystość idei
(…)
czystość tego co najprościej
i to wszystko psu na budę
bez miłości.
Dlatego o tej miłości naucza. Miłości, która jest niełatwa, która wymaga zaparcia się siebie, a czasem nawet rezygnacji ze swoich słusznych roszczeń. Miłości nieprzyjaciół, której przykładem był Dawid, miłujący nastającego na jego życie władcę.
Miłość – oto jedyna droga, która prowadzi ku Bogu, bo czyż nie powiedział św. Jan: „Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1 J 4, 16).
ks. Wojciech Jaźniewicz