Lectio Divina

V tydzień Wielkiego Postu rok C

Iz 43, 16–21; Flp 3, 8–14; J 8, 1–11

I Ja ciebie nie potępiam.

Sytuacje graniczne

V niedziela Wielkiego Postu

Iz 43, 16–21; Flp 3, 8–14; J 8, 1–11

1. O brzasku [Jezus] zjawił się znowu. To piękny obraz Jezusa, który zaczyna z nami dzień. Nowy dzień niesie dla nas nowe wyzwania, nowe problemy, nowe sytuacje. Ale Ewangelia mówi, że zawsze z nami, przy nas, jest Jezus. Nasz nowy dzień jest również dla Niego nowym. Wiara uczy, że Boża Opatrzność towarzyszy nam zawsze – w sytuacjach łatwych i trudnych. Jest z nami, kiedy jesteśmy radośni, ale również wtedy, kiedy jest nam smutno, kiedy nas oskarżają lub czyhają na nasze życie.

W scenie opisanej przez Ewangelię Jezus jest przy kobiecie, którą pochwycono na cudzołóstwie.Jezus się nie chowa, nie ukrywa, ale staje twarzą w twarz z naszymi problemami. Nie jest tylko widzem czy kibicem sytuacji, jakie niesie nasze życie. Chrystus nie boi się naszych pytań. Słucha ich z uwagą. I jeżeli nawet nie odpowiada od razu, to dlatego, że myśli, jak mi pomóc, jak rozwiązać trudności, które mnie nękają, jak pomóc mi wyjść z trudnej sytuacji. Chce mi dawać dobre rady i obdarzać swoją łaską, abym mógł wyrwać się z sytuacji trudnej, grzesznej. Tak właśnie postępuje z kobietą, którą pochwycono na cudzołóstwie.

2. Kobieta, którą pochwycono na cudzołóstwie, nic nie mówi. Nie otwiera ust. Poddaje się sile tych, którzy nią szarpią, ciągną za sobą i stawiają w kole. Wystawiają ją w ten sposób na ogląd publiczny. Wewnętrznie jest już prawie umarła. Nie ma możliwości ucieczki. Nie ma też możliwości się bronić. Jest zupełnie zdana na innych. Bezbronna. Nikt jej nie pyta, dlaczego to robiła. Czy została zmuszona, czy postępowała tak dobrowolnie? Ci, którzy ją przyprowadzili do Jezusa, żądają tylko jednego: aby ją osądził, aby wydał na nią wyrok śmierci. Przyprowadzają ją do sędziego, ale już mają wyrok, jakby nie czekali na to, co powie Jezus, wszak – uważają – oni nie mogą się mylić, a Jezus jakby musiałdać taki wyrok, jaki oni już wydali w sercu. Prawo kazało kamienować kobietę przyłapaną na tego rodzaju grzechu. Byli więc pewni, że Jezus potwierdzi Prawo i każe ją ukamienować, że pierwszy rzuci w nią kamień.

Postawili Jezusa przed alternatywą: albo–albo. Pozornie – sądzili – nie miał wyjścia. Albo skaże kobietę na ukamienowanie i okaże się sługą Prawa, albo nie, ale wówczas skażesamego siebie jako nieposłusznego Prawu, które było święte, dane przez Boga. Podstęp wrogów polegał na tym, że każde z rozstrzygnięć: „tak” czy „nie”, obróciłoby się przeciw Jezusowi. Odrzucenie kary wykazałoby, że jest niewierny Prawu uważanemu za Boskie. Potwierdzenie zaś postawiłoby Go w konflikcie z rzymskim okupantem, który tak surowej kary za cudzołóstwo nie przewidywał, a wyroki śmierci zastrzegał sobie.

Zapomnieli jednak, że stanęli przed Tym, który ustanawia Prawo. Jezus nie obala Prawa, ale mówi, że obowiązuje ono wszystkich w sposób jednakowy. Że nawet wielcy i bogaci nie są wyjęci spod jego mocy. Tak było również w opisanej przez Ewangelię scenie.

Co czyni Jezus? Jak reaguje na jawną prowokację?

Jezus pokazuje, że między pozornym albo–albo – albo skażesz, albo będziesz skazany – jest zawsze jeszcze trzecia możliwość. Można zamilknąć i nic nie powiedzieć. Często więc bywa tak, że milczenie jest na wagę złota. Lepiej nic nie powiedzieć, niż wyrzec jedno nierozważne słowo. Jezus zachował więc milczenie. Nic nie powiedział: nie skazał kobiety i nie podważył obowiązującego Prawa. Do zebranych zwrócił się natomiast z wezwaniem: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. Odpowiedź Jezusa kary nie odrzuca, ale uzależnia ją od niewinności tych, którzy mieliby ją wykonać.

Życie uczy, że grzech można ukryć, co jednak nie oznacza, że go nie ma, że nie istnieje. Pisał św. Paweł w Liście do Rzymian: Przeto nie możesz wymówić się od winy, człowiecze, kimkolwiek jesteś, gdy zabierasz się do sądzenia. W jakiej bowiem sprawie sądzisz drugiego, [w tej] sam na siebie wydajesz wyrok, bo ty czynisz to samo, co osądzasz (Rz 2, 1).

Pytanie Jezusa zaskoczyło wszystkich, bardzo. Oto nagle nie kobieta cudzołożna stała w centrum zainteresowania. Problemem centralnym stało się pytanieJezusa: Kto z was jest bez grzechu? Każdy, kto je usłyszał, poczuł ciężar grzechu w swoim życiu. Poczuł się winnym. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich – czytamy w Ewangelii.

Odeszli wszyscy. Na placu pozostali kobieta i Jezus. Tak często bywa w życiu: odchodzą wszyscy, zostawiają mnie, opuszczają. Pozostaje ze mną wyłącznie Jezus. On nigdy ode mnie nie odchodzi. Jest zawsze ze mną. Jest ze mną, kiedy cierpię i kiedy jestem szczęśliwy. Nie porzuca mnie, kiedy grzeszę, ale nadal jest ze mną – a może jeszcze bardziej – aby udzielić mi przebaczenia, obdarzyć mnie swoją łaską, podnieść, abym już więcej nie grzeszył. Jezus nie jest ze mną, aby mnie osądzać, naśmiewać się ze mnie, wytykać moje słabości. Nic podobnego! Jest ze mną, aby mnie leczyć, nadawać czy przywracać sens mojemu życiu, uwalniać mnie od poczucia opuszczenia. Mówi do kobiety: I Ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz!

Jezus mnie nie potępia, ale bardzo pragnie, abym się zmienił na lepsze.

3. Dzisiejsza Ewangelia opisuje również pewną sytuację graniczną. Kobieta stoi między życiem i śmiercią. Jest na granicy życia doczesnego i życia wiecznego. W sytuacji granicznej znajduje się także Jezus: musi bowiem – zdaniem zebranych – podjąć decyzję „tak” lub „nie”. Każda z nich ma swoje długofalowe konsekwencje. Ale w sytuacji granicznej są również zebrani. Wprawdzie o tym jeszcze nie wiedzą, kiedy przyprowadzają kobietę do Jezusa. Dopiero pytanie Jezusa, czy są bez grzechu, stawia ich w sytuacji granicznej: są grzeszni czy nie. Różne sytuacje graniczne opisane są w dzisiejszej Ewangelii. Z doświadczenia wiemy, że każda sytuacja graniczna jest trudna, bolesna, niewygodna. Ale też z żadnej sytuacji granicznej człowiek nie wychodzi ten sam, zawsze wychodzi odmieniony: kobieta grzeszna nie zostaje ukamienowana, ale Jezus przebacza jej i odtąd ona zaczyna nowe życie. Ci, którzy ją oskarżali, czując się niewinnymi, odchodzą w poczuciu winy. Jezus natomiast, w którego moc wątpili faryzeusze, mówi teraz: Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia (J 8, 12).

Tak samo jest w naszym życiu. Choroba, takie czy inne cierpienie, wojna, kryzys małżeński czy rodzinny itd. są też sytuacjami granicznymi. Często nie jesteśmy w stanie ich uniknąć. Mogą jednak być dla nas szansą – jakby szansą przez łzy – aby coś w naszym życiu zmienić, coś ulepszyć, z czymś zerwać lub coś nowego, lepszego zacząć.

Ważne jest jednak, aby do każdej sytuacji kryzysowej, którą przeżywam, zaprosić Jezusa. On jest pomocą, światłem i On udziela łaski, aby z trudności wyjść i stać się lepszym czy mądrzejszym.

Panie! Spraw, abym zawsze szukał przede wszystkim Ciebie!

Zdzisłąw Kojas OFMConv.

************************************************

Ani ja cię potępiam”

Dzisiejsze rozważanie pragnę, drogi Czytelniku, skoncentrować na poruszającej scenie, którą przed naszymi oczami maluje św. Jan, umiłowany uczeń Pański. Nie chciałbym zrobić przykrości wielkiemu Apostołowi, więźniowi wyspy Patmos, i mam nadzieję, że nie będzie miał mi za złe, kiedy powiem, że dla mnie najwspanialej klimat tego wydarzenia oddał jednak polski poeta Leopold Staff. A Leopold Staff opowiada tak:

I kiedy Pan raniuczko przeszedł do kościoła,

Zgarnął się doń lud wszystek i stanął dokoła.

A On uczył je, siadłszy wśród świątyni chłodu,

Gdzie od drzwi bił blask słońca, w cień, słupem z ogrodu.

I oto czarną plamą w olśnione wierzeje

Weszli gwarnie uczeni w Piśmie faryzeje,

Wiodąc pośród złorzeczeń, w zelżywych słów mnóstwie,

Niewiastę, którą zastał ktoś na cudzołóstwie.

I, postawiwszy oną w tłumie ludzi wielu

Pośrodku, rzekli głośno: „O, nauczycielu!

Niewiastę tę, pobladłą tak i zasromaną,

Na samym cudzołóstwie uczynku chwytano.

Kamienować nam takie, wedle praw Mojżesza.

A co ty powiesz na to? Niechaj słyszy rzesza”.

A tak doń powiadali, kusząc go tej chwili,

Aby go przed zwierzchnością potem oskarżyli.

I gdy ścichłszy, czekali odpowiedzi niemi:

Pan schyliwszy się, pisał coś palcem na ziemi.

Tedy widząc, że milczy i nie zważa na nie,

Natarczywiej już swoje wznosili pytanie.

Więc Pan, z litością wielką i smutkiem w uśmiechu,

Podniósłszy się, rzekł do nich: „Kto z was jest bez grzechu,

Niech pierwszy na nią kamień rzuci dłońmi swemi”.

I schyliwszy się, pisał znów palcem na ziemi.

Nie masz, drogi Czytelniku, pragnienia, by wyjrzeć zza ramienia Pana Jezusa i odczytać słowa, które wypisał na piasku po to, by trwały tylko przez chwilę? Nie chciałbyś zapytać: Nauczycielu, co to za tekst? Co za napis?

Może pisał tam nowe prawo, prawo miłości, które będzie wyryte już nie na kamiennych tablicach, lecz na delikatnym materiale ludzkich serc: „Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem”?

A może zasmucony zawziętością tłumu pisał imiona tych, którzy przyszli, a poniżej tekst Jeremiaszowego proroctwa: „Nadziejo Izraela, Panie! Wszyscy, którzy Cię opuszczają, będą zawstydzeni. Ci, którzy oddalają się od Ciebie, będą zapisani na ziemi, bo opuścili źródło żywej wody, Pana” (Jr 17, 13)?

A może z jednej strony napisał grzech kobiety, a z drugiej nieprawości tych, którzy na nią nastawali?

Tego nie dowiemy się już nigdy. Wiemy jednak, że w tej chwili sercem, to jest sumieniem każdego z tam obecnych wstrząsnął paniczny strach, że ten dziwny, piszący palcem na ziemi Człowiek przejrzał ich myśli i sumienia. Że wszystko o nich wie… że wobec tego Człowieka nie można udawać. Nagle w oczy każdego z nich zajrzała ta, której lęka się każdy, kto dopuszcza się rzeczy wstrętnych – prawda.

Ten i ów przypomniał sobie własne wstydliwie skrywane uczynki, przeszłość, o której nie chciał pamiętać. Może pierwszy raz w życiu usłyszał głos sumienia, który w ludzkiej duszy jest głosem samego Boga? Może mówiło mu ono: „A kimże ty jesteś, że tu stoisz i ściskasz kamień w spoconej pięści? Kim jesteś, że chcesz zabić tę kobietę? Nie chciałeś przypadkiem być na miejscu jej kochanka? Nie ciebie odrzuciła, wybierając innego? Chcesz ją zabić? A ty nie zasłużyłeś przypadkiem na śmierć?”. I choć inny głos mówił: „Rzuć! Rzuć ty, a rzucą inni!”, to przecież żaden z nich nie był w stanie tego uczynić. Nie przy tym Człowieku.

Rozwierały się palce, kamienie spadały na ziemię u stóp niedoszłych katów i odchodzili chyłkiem, jak złodzieje, odwracając wzrok i nie patrząc na innych. Odchodzili wszyscy, poczynając od starszych. Nie było tam sprawiedliwych. Nie mogło być. Ideał prawa Mojżeszowego był dla nich nieosiągalny i w tym momencie zdali sobie z tego sprawę.

Tak myślę, drogi Czytelniku, że pomimo wszystko, mimo tych gierek z Jezusem, mimo że wciąż czyhali, by pochwycić Go na jakimś słowie, to jednak byli to ludzie uczciwi. Poza zwykłą ludzką nędzą była w tych faryzeuszach jakaś fundamentalna uczciwość, skoro potrafili zobaczyć prawdę o sobie. Jeżeli kapitulowali przed prawdą własnego sumienia, jeśli wypuszczali z rak kamienie i odchodzili ze wstydem, pojmując własną nieprawość, to jednak nie byli to ludzie źli. Może trochę pogubieni, zaślepieni, lecz przecież pozostała im odrobina uczciwości, skoro nie umarło w nich sumienie i poczucie grzechu. To nie byli ludzie straceni – to tylko jeszcze nie był ich czas, moment ich nawrócenia. Ta chwila należała do cudzołożnej kobiety i do Jezusa.

I tu pada pytanie, które musi paść w czasie każdego Wielkiego Postu: A twoje sumienie, drogi Czytelniku? Czy ono jeszcze żyje? Czy wyrzuca ci podłość, grzech, niesprawiedliwość? Kiedy ostatnio robiłeś rachunek sumienia? Taki prawdziwy, rozdzierający życie i serce? Nie ten pospieszny z kolejki do konfesjonału, gdy człowiek w ostatniej chwili zbiera myśli, zastanawiając się: „Oj, co ja dzisiaj powiem? Przecież nie mam takich grzechów, a te, co mam, są lekkie i nic nieznaczące”.

Wielki Post to czas, który daje nam Pan Jezus, byśmy stanęli obok cudzołożnej kobiety, a wpatrzywszy się w Niego, bez lęku dopisali na piasku nasze grzechy. A co wtedy się stanie? Na to pytanie odpowie nie kto inny jak Leopold Staff:

Tak że sam Pan pozostał jedynie u końca

I niewiasta pośrodku świątyni stojąca.

I nie widząc nikogo, prócz niewiasty owej,

Rzekł Pan: „Z tych, co skarżyli cię twardymi słowy,

Żaden cię nie potępił, niewiasto? Gdzież oni?”

Odrzekła cicho: „Żaden, Panie”. A Pan do niej:

„Ani ja cię potępiam. Idź i nie grzesz więcej”.

A z dworu słychać było słodki śpiew ptaszęcy

I powiał wiatr z ogrodu, od drzwi jasnych w blasku,

Zmiatając grzech przez Pana zapisany w piasku…

To jednak nie jest koniec tej opowieści. To dopiero jej początek, zainicjowany słowami Pana: „Idź, a od tej chwili już nie grzesz” (J 8, 11). W tych słowach powraca do nas wezwanie, które Jezus sformułował, rozpoczynając swoją publiczność działalność, a powtarza w każdą Środę Popielcową przez usta kapłana: „Nawracajcie się!”.

ks. Wojciech Jaźniewicz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *