Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza (2, 41-51)
Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jeruzalem na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został młody Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest wśród pątników, uszli dzień drogi i szukali Go między krewnymi i znajomymi. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jeruzalem, szukając Go.
Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami.
Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemu nam to uczyniłeś? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie».
Lecz On im odpowiedział: «Czemu Mnie szukaliście? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział.
Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany.
MILCZĄCY OPIEKUN
1. O św. Józefie, o którym milczą Ewangelie, sporo mówią apokryfy – nieuznane za kanoniczne księgi objawione starożytne historie, które chciały dopowiedzieć to, czego nie wiadomo o Milczącym Mężu Maryi. Tak więc w apokryficznej „Historii Józefa Cieśli” podano, że w chwili zaślubin z Maryją miał on 91 lat i od niedawna był wdowcem z sześciorgiem dzieci – tak chciano, błędnie, uzasadnić zdanie o „braciach i siostrach Jezusa”, którzy w rzeczywistości byli Jego kuzynami. Inny apokryf podaje, że miał wówczas 89 lat, a w chwili śmierci – 111 (chociaż średnia długość życia w Galilei wynosiła wówczas 30–45 lat, a sześćdziesiątki dożywało zaledwie kilka procent ludności). W Ewangeliach nic nie wskazuje, że Józef miał w chwili zaślubin więcej niż 18–19 lat, a więc był w wieku odpowiednim do tego typu decyzji.
W XVII wieku hiszpańska zakonnica Maria de Agreda napisała dziełko poświęcone śmierci Józefa. Jej zdaniem, umierał on przez dziewięć dni, otoczony anielskimi zastępami, które trzy razy dziennie wyśpiewywały niebiańskie koncerty i rozpylały niebiańską woń. Inni teologowie podkreślali, że nikt z ludzi, poza św. Józefem, nie miał przywileju umierania w towarzystwie Jezusa i Maryi. Wcześniej dzielił z Nimi codzienność. Z pewnością został pochowany zgodnie z tradycją, tego samego dnia, w którym zmarł, a w czasie pogrzebu jedną z głównych ról w obrzędach odgrywał jego pierworodny Syn. Nie znamy jednak miejsca pochówku św. Józefa.
Zwracano też uwagę, że celowo dodawano Józefowi lat, by wzmocnić przekonanie o dziewictwie Maryi. Nazywano go więc „przybranym ojcem” Jezusa, „oblubieńcem” albo „stróżem”, podkreślając, że nie był „pełnym mężem” Maryi. W filmie Córka swojego Syna Fabrizio Costy Józef wypowiada zdanie: „mam Żonę, która nie jest moją żoną, i mam Syna, który nie jest moim synem”. Tymczasem w tradycji żydowskiej ojcem dziecka nie był ten, kto je spłodził, ale ten, kto nauczył je wiary w Boga. Ewangelia po raz ostatni opisuje św. Józefa, gdy wraz z Maryją i Jezusem zmierza do Jerozolimy, do Świątyni. Później milczy o nim, co niektórzy egzegeci nazywają „zaćmieniem Józefa”. Znika, chociaż żył, pracował, modlił się i kiedyś umarł. Jego zawód nie cieszył się w Nazarecie wielkim uznaniem. Było to zwykłe zajęcie, co wyrzucają Jezusowi Jego oponenci, podważając Jego mesjańskie roszczenia pytaniem: „Czyż nie jest On synem cieśli?” (Mt 13, 55). Zofia Kossak w Roku polskim pisze o św. Józefie, że jest on orędownikiem marca dla całej ziemi: „Św. Józef, największy, najcichszy ze świętych, tak potężny, że chrześcijaństwo uczyniło go patronem spraw »za niepodobne uznanych«. Spraw beznadziejnych. Tak skromny, że nie wiemy o nim nic. Nie przekazał nam ani jednego gestu, ani słowa. Stał tuż obok źródła światła, więc trudno go było dostrzec. Roztapiał się w blasku. Mało o nim wiedząc, możemy wszakże wiele się domyślać. Bóg go wybrał i przeznaczył na opiekuna Jezusa i Maryi”. Mateusz zapisał najkrótszą ocenę jego życia: „Był człowiekiem prawym” (Mt 1, 19) – czy to nie wystarczy? To święty spowity milczeniem, które służyło Słowu.
2. Św. Józef jest patronem zwykłej, codziennej pracy, która udziela innym ze swych osiągnięć, służy trosce o utrzymanie rodziny, nie prowadzi do kariery i awansów ani wielkich dochodów. Jest zwykła, jak zwykły jest chleb – w miarę tani, niezbędny do życia, a najczęściej niedoceniany.
Przysłowie afrykańskie mówi, że „nie ma takiego Boga, który darzyłby łaskami lenia”. Dom Hélder Câmara w książce Godzina Trzeciego Świata zacytował opowieść prezydenta Getulia Hargasa, który w São Luís zachęcał nią mieszkańców do pracy: „Dwaj woźnicy powozili solidnie naładowanymi wozami. Drogi były błotniste, toteż oba wozy ugrzęzły. Pierwszy woźnica padł na kolana i zaczął błagać Boga o pomoc; modlił się i modlił, ciągle patrząc w niebo. W tym czasie drugi, wściekły, zaczął bluźnić, robiąc jednocześnie wszystko, co się dało, aby wydobyć swój wóz. Znosił kije, zeschłą ziemię, liście, tłukł osła, pchał wóz i klął. I oto nagle z nieba zstąpił anioł i ku zdumieniu obu woźniców podszedł do bluźniercy, który zmieszany wykrzyknął: »Ależ to chyba pomyłka, twoja pomoc przeznaczona jest z pewnością dla tego drugiego«. Na co anioł odpowiedział: »Mylisz się, właśnie tobie przychodzę z pomocą; Bóg pomaga temu, kto pracuje«”.
Nie jest to oczywiście pochwała ostrych i wulgarnych słów, ale przypomnienie, że ten, kto poprzestaje na modlitwie i obietnicach, nie podejmując nawet najmniejszego wysiłku, nie rozumie, czym jest chrześcijaństwo. Św. Józef jest w tym względzie przykładem – wypełnia plan Boży, ale nie zapomina o swoim wkładzie w jego realizację. Został zaproszony nie do zaszczytów, ale do współdziałania. Trzeba ukrzyżować swoje lenistwo, ociąganie się, niesumienność, nieuczciwość, wygodę, by zrealizować swoje powołanie, spełnić życie, być tym, za kogo nas Bóg uważa.
3. W kwietniu 1945 roku w obozie w Dachau gromadzono więźniów z różnych stron Rzeszy, zwłaszcza z pogranicza Francji. Wojska alianckie były coraz bliżej. Wycieńczenie, głód, biegunki, tyfus uśmiercały codziennie tysiące ludzi. Wówczas to 585 księży i zakonników, zdając sobie sprawę z beznadziejności sytuacji, powzięło myśl o oddaniu obozu w opiekę św. Józefowi. Uczynili to uroczystym aktem 22 kwietnia. Przeżyli, pomimo wyraźnego rozkazu Himmlera: „Obóz należy natychmiast ewakuować. Żaden więzień nie może żywy dostać się w ręce nieprzyjaciół”. Zaczęto ewakuację, ale jej zaprzestano z powodu braku środków transportu i zatarasowania dróg. 29 kwietnia o godzinie 17.30 Amerykanie oswobodzili obóz, pomimo zaciekłego oporu Niemców. Dowódca rzekł tłumom więźniów, że to znak Opatrzności Bożej i Bogu należy dziękować. Następnie złożył ręce do modlitwy i zaczął odmawiać Ojcze nasz…
ks. Andrzej Zwoliński