sercem przy SERCU
Mały przewodnik po adoracji
Najświętszego Sakramentu
Tytułem wstępu:
Chciałbym stwierdzić z radością, – mówił papież Benedykt XVI w czasie audiencji generalnej 17 listopada 2010 r. – że dziś w Kościele mamy «wiosnę eucharystyczną»:
jakże wiele osób trwa w milczeniu przed tabernakulum, aby zagłębić się w rozmowę miłości z Jezusem! Cieszy to, że tak wiele grup młodych ludzi odkrywa na nowo piękno modlitwy w czasie adoracji Najświętszej Eucharystii. Modlę się, aby ta «wiosna» eucharystyczna szerzyła się coraz bardziej we wszystkich parafiach.
Gdyby owocem tego roku było choćby tylko ożywienie we wszystkich wspólnotach chrześcijańskich sprawowania Mszy św. niedzielnej i poświęcenie więcej czasu i uwagi adoracji eucharystycznej poza Mszą św., to ten rok łaski spełniłby pokładane w nim nadzieje.
– Tak pisał św. Jan Paweł II w liście apostolskim Mane nobiscum Domine na Rok Eucharystii, który był przeżywany w Kościele powszechnym od października 2004 do października 2005. Była to inicjatywa św. Jana Pawła II, mająca na celu skoncentrowanie całego życia człowieka i całej ludzkości na Panu Jezusie, który stanowi centrum historii i świata.
My możemy realizować ten program właśnie poprzez podjęcie i praktykowanie adoracji Najświętszego Sakramentu.
Z tą formą kultu Eucharystii poza Msza świętą wiążą się różne trudności, choćby typu: dlaczego mam to robić? Czym jest adoracja? Czego mogę spodziewać się po adoracji w swoim życiu?
Odpowiedzi na te pytania może udzielić niniejszy MAŁY PRZEWODNIK PO ADORACJI.
Te rozważania powstały w pierwszym roku trzyletniego programu duszpasterskiego Kościoła w Polsce poświęconego właśnie Eucharystii (2019-2022).
Dziś, gdy zauważamy coraz większy spadek frekwencji wiernych w niedzielnej Eucharystii, coraz mniej osób, które uczestniczą we Mszy świętej a nie przystępują do Komunii świętej, to aż się prosi, aby wskazać na adorację jako sposób ożywienia wiary w rzeczywistą obecność Pana Jezusa w Eucharystii. Za tym zaś winno nastąpić głębokie przeżywanie i korzystanie z tego Największego Daru Pana Jezusa dla nas.
Układ przewodnika jest prosty: składa się z trzech części. Pierwsza jest próbą odpowiedzi na pytanie: czym jest adoracja?
Druga część to szukanie odpowiedzi na pytanie: co robić na adoracji?
I wreszcie trzecia: Czego można spodziewać się po adoracji? Czyli jakie mogą i powinny być owoce tej formy modlitwy w życiu osoby wierzącej.
Św. Alfons Maria Liguorii, założyciel Redemptorystów, wielki czciciel Jezusa Eucharystycznego, mówił:
Cała świętość i doskonałość duszy polega na umiłowaniu Jezusa Chrystusa, naszego Boga, naszego najwyższego Dobra i naszego Odkupiciela. Ta miłość zespala i podtrzymuje wszystkie cnoty, czyniąc człowieka doskonałym.
Gdzie możemy tej miłości się uczyć i ją rozwijać, jeśli nie u samego Chrystusa, poprzez trwanie na adoracji?
Niech więc adoracja stanie się naszą umiłowaną formą modlitwy i przyczynia się do odnowy Kościoła.
Część I:
Czym jest adoracja?
Adoracja to MIŁOŚĆ!
I. Czym jest Adoracja? Jest zanurzeniem w MIŁOŚĆ!
Z Ewangelii według świętego Łukasza 12, 22-31:
Potem rzekł do swoich uczniów: «Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało, czym macie się przyodziać. Życie bowiem więcej znaczy niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie. Przypatrzcie się krukom: nie sieją ani żną; nie mają piwnic ani spichlerzy, a Bóg je żywi. O ileż ważniejsi jesteście wy niż ptaki! Któż z was przy całej swej trosce może choćby chwilę dołożyć do wieku swego życia? Jeśli więc nawet drobnej rzeczy uczynić nie możecie, to czemu zbytnio troszczycie się o inne?
Przypatrzcie się liliom, jak rosną: nie pracują i nie przędą. A powiadam wam: Nawet Salomon w całym swym przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, o ileż bardziej was, małej wiary!
I wy zatem nie pytajcie, co będziecie jedli i co będziecie pili, i nie bądźcie o to niespokojni! O to wszystko bowiem zabiegają narody świata, lecz Ojciec wasz wie, że tego potrzebujecie.
Starajcie się raczej o Jego królestwo, a te rzeczy będą wam dodane.
Domy pełne ciepła, serdeczności, miłości – przyciągają. Chce się w nich przebywać. I chodzi tu zarówno o domowników, jak i gości. Jeśli ktoś w takim domu doświadczył powyższych przeżyć, teraz będzie chciał być częstym gościem, a nawet stałym mieszkańcem takiego domu.
Podobnie z Chrystusem w Najświętszym Sakramencie. Jeśli doświadczymy na Mszy świętej miłości, jakiej Jezus nam udziela, to już nam nie wystarczy samo bycie na Mszy świętej. Będziemy chcieli przedłużać ten czas, będziemy chcieli po prostu być w obecności Jezusa, aby On napełniał nas sobą, aby Jego miłość nas ogarniała. Byśmy w Jego Miłości mogli się zanurzyć.
Jeśli Eucharystię przeżywamy jako obdarowanie miłością, to tej miłości będzie nam ciągle za mało. Taka jest zresztą natura prawdziwej miłości: nie ma granic!
Dlatego chcę trwać na adoracji, aby ta miłość jeszcze bardziej mnie przepełniała i obejmowała.
W jednej z parafii miała miejsce taka sytuacja:
Jeden z ministrantów zakochał się w dziewczynie. Ona zresztą w nim też. Była to taka dziecięca pierwsza miłość. Oboje byli pobożni i prawie codziennie byli w kościele na Mszy św. Pochodzili z dwóch różnych wiosek i kościół był dla nich okazją do spotkania. On jeździł rowerem do kościoła i ona również. Ich miłość objawiała się między innymi przez to, że po zakończonej Mszy św. razem odjeżdżali spod kościoła.
Najpierw było to do pierwszego rozgałęzienia, gdzie ich drogi się rozchodziły. Po jakimś czasie było to już dalej, bo tamto dawało za mało możliwości przebywania razem. I po jakimś czasie ta ich wspólna trasa jeszcze bardziej się wydłużyła, aż w końcu zaczął odprowadzać ją pod sam dom.
Po prostu zakochani chcą być ze sobą jak najdłużej, możliwie zawsze.
Czymś takim może i powinna być adoracja Jezusa w Najświętszym Sakramencie.
Zresztą sam Pan Jezus daje nam przykład. Ewangelie często wspominają, że oddalał się na miejsca pustynne i nawet całe noce spędzał na modlitwie do Ojca. On, który od Ojca wyszedł, szukał nieustannie okazji do przebywania z Nim. Nawet to, że stał się człowiekiem, dla naszego zbawienia przyszedł na ziemię, nie było przeszkodą, a tym bardziej wymówką, by nie przebywać z Ojcem.
To powinien być dla nas najbardziej przekonujący argument, by podjąć czy też kontynuować adorację: ponieważ Jezus „adorował” swego Ojca, tak samo my winniśmy adorować Jezusa, który przynosi nam miłość, chce nas nią obdarowywać.
Kiedy odkryjemy jak wspaniały jest to dar, wtedy nie będziemy mogli żyć bez Mszy św., ale również bez adoracji.
Ona też będzie jeszcze bardziej tę miłość umacniać i rozpalać.
I niech tak się stanie!
Amen.
Modlitwa:
Panie,
niech Twoja MIŁOŚĆ
mną wstrząśnie,
przepali mnie.
Niech rozpali moją miłość ku Tobie.
Amen.
II. Czym jest Adoracja? Jest ciężką pracą!
Z Ewangelii według świętego Marka 6, 45-51:
Zaraz też przynaglił swych uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzali Go na drugi brzeg, do Betsaidy, zanim odprawi tłum. Gdy rozstał się z nimi, odszedł na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, łódź była na środku jeziora, a On sam jeden na lądzie.
Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze, i chciał ich minąć. Oni zaś, gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa, i zaczęli krzyczeć. Widzieli Go bowiem wszyscy i zatrwożyli się. Lecz On zaraz przemówił do nich: «Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się!».
I wszedł do nich do łodzi, a wiatr się uciszył.
Przy kościele, w którym odbywała się adoracja Najświętszego Sakramentu, prowadzone były poważne prace remontowe. Używany był ciężki sprzęt budowlany, m.in. młoty pneumatyczne. Ktoś adorujący Pana Jezusa w tym czasie doświadczał ogromnych trudności spowodowanych hałasem, który wywoływały te narzędzia, co prowadziło do absolutnej niemożności skupienia się na modlitwie. Jednak po pewnym czasie ta osoba zrozumiała, że może to być obraz samej adoracji, która jest ciężką pracą podejmowaną przez tego, kto adoruje, jak i Pana Jezusa, który jest adorowany.
Człowiek, który marzy o pięknym domu, decyduje się na trud budowy. Nieważne wtedy stają się wszelkiego rodzaju wyrzeczenia, zmęczenie, pot, wydatki. Liczy się tylko jedno: będę miał dom.
W tym celu trzeba podjąć ciężką, mozolną pracę.
Podobnie jeśli człowiek decyduje się na życie z Panem Bogiem, ale już poważnie. Nie traktuje wiary na zasadzie: bo tak zostałem wychowany, ale na zasadzie dogłębnego wyboru. To również wiąże się z trudem.
Jednym ze sposobów takiego kształtowania swojej relacji z Panem Bogiem jest właśnie adoracja Najświętszego Sakramentu. Kto chociaż raz zdecydował się na taką formę modlitwy, wie jak jest ona trudna, że jest to ciężka praca. Szczególnie w początkowym okresie.
Jej trud polega najpierw na pokonaniu własnych słabości i zniechęcenia. Jakiej pracy potrzebujemy, by przebić się przez znak Chleba, by zobaczyć w nim samego Chrystusa! Jaki wysiłek jest konieczny, by pokonać zmęczenie, zniechęcenie, lenistwo, by trwać przed i z! Jezusem w Najświętszym Sakramencie!
Dalej ta praca prowadzi do właściwego uporządkowania swego życia.
To zaś polega na tym, że całe nasze życie zaczynamy przeżywać w odniesieniu do Pana Boga. Wielu bowiem ma problem z tym, że pracę, odpoczynek, różne zajęcia składające się na codzienne życie, przeżywają jakby poza Panem Bogiem. Dopiero modlitwa, Msza św. są uważane za coś, co mogę „dać” Panu Bogu.
A właśnie potrzeba czegoś innego. Starać się na wszystko spojrzeć z perspektywy Bożej. I w tym pomaga nam adoracja. To zatrzymanie się przed Jezusem eucharystycznym, jest okazją do popatrzenia na siebie z innego punktu widzenia. Zobaczenia siebie na nowo; zobaczenia, że cokolwiek robię, mogę i powinienem czynić razem z Jezusem.
Adoracja będzie więc w tym układzie zobaczeniem tego, co za mną, a równocześnie spojrzeniem w przyszłość. Jednak będzie to już oddane Temu, który jest Panem czasu i historii.
Praca, jaką mamy do wykonania na adoracji, to nic innego, jak uporządkowanie swego życia, ustawienie wartości w należytym porządku, może nawet wyrzucenia czegoś, by nie było balastem.
Potrzeba więc zdobyć się na trud adorowania Jezusa. Wtedy ten wysiłek nie pójdzie na marne. Gdy Jezusowi wszystko oddamy, gdy z Nim będziemy omawiać, konsultować wszystkie nasze sprawy, On nimi właściwie pokieruje.
Zauważyć też należy, że ciężką pracę na adoracji podejmuje sam Chrystus. On stara się przebić do naszego serca, aby przyciągać nas do siebie. On to serce porusza, przemienia. A chyba zdajemy sobie sprawę, jak nieraz utrudniamy Mu to zadanie! Adoracja pozwala nam więc zrozumieć wysiłek Pana Boga wobec nas, aby przekonać nas do miłości.
Podejmijmy więc ten trud, a przyniesie bogate owoce w naszym życiu.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu!
Zanurz mnie w swoim miłosierdziu,
Napełnij mnie miłosierdziem,
Uzdolnij do rozdawania miłosierdzia.
Amen.
III. Czym jest Adoracja? Jest najlepszą cząstką!
Z Ewangelii według świętego Łukasza 10, 38-42:
W dalszej ich podróży przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług.
Przystąpiła więc do Niego i rzekła: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła».
A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego.
Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona».
Każdego dnia jesteśmy bombardowani najlepszymi, najwspanialszymi, najcudowniejszymi ofertami. Kupując ten a nie inny towar, wyjeżdżając na te, a nie na inne wczasy, wybierając taką a nie inną polisę, będziesz naprawdę szczęśliwy, osiągniesz sukces, będziesz kimś!
Każdego dnia dajemy się pewnie też takim ofertom omamić i może coraz bardziej w to wierzymy. Może być również i tak, że stracimy poczucie własnej wartości, dojdziemy do wniosku, że jesteśmy do niczego, bo nie mamy tego, co oferuje nam świat.
Jakże w takim galimatiasie się odnaleźć?
Jest na to sposób!
Adoracja Jezusa, który skrywa się dla nas w kawałku chleba.
On nie jest jak natarczywa, hałaśliwa, zniewalająca reklama. On jest cichy i pokorny sercem. Jest jak dziecko, wyciągające swe rączki, aby ktoś je przytulił. Jeśli zniewala to tylko swoją ogromną miłością.
Dlatego idąc na adorację, „poświęcając” Jezusowi „swój” czas, wybieramy to co naprawdę najlepsze.
Człowiek goniący za szczęściem, zapracowuje się na śmierć i dochodzi do wniosku, że szczęście, za którym gonił, jest ciągle poza jego zasięgiem. Rozczarowanie!
Rzucenie się w wir pracy: praca, praca, praca! Na nic nie mam czasu, muszę pracować, aby zarobić na rodzinę, aby moim dzieciom było lepiej. Ktoś dwoi się i troi, jednak ani on, ani jego dzieci nie znajdują tego, czego szukali.
Porażka!
Można tak wyliczać długo.
To jednak zamiast nas załamywać, powinno pobudzać do pomyślenia, że w inny sposób trzeba szukać tego, co najważniejsze i najlepsze.
Jeśli świat to nie dzieło przypadku, ale zaplanowany i stworzony przez Pana Boga dar dla człowieka, to tylko wtedy, gdy człowiek zacznie patrzeć na świat, na swoje życie z Bożej perspektywy zobaczy, co tak naprawdę się liczy i jakimi sposobami można to osiągnąć. Potrzebujemy więc takich chwil, dłuższych, krótszych, które pozwolą nam zatrzymać się u stóp Pana i wsłuchać się w Jego głos.
Słuchając Jezusa, patrząc na swoje życie z Jego punktu widzenia, odnajdę to życie na nowo, zobaczę w nim prawdziwe skarby oraz to, jak je zdobyć.
Moje życie przestanie być gonitwą, jakimś maniakalnym, bezkrytycznym rzucaniem się na wszystko, ale będzie mądrym wybieraniem tego, co najlepsze.
Któż z nas tego nie pragnie?!
Dlatego idźmy do Jezusa, siadajmy u Jego stóp, a wtedy najlepsza cząstka stanie się naszym udziałem.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu!
W codziennym zabieganiu
Chcę siąść u Twoich stóp,
I napawać się
Twoją obecnością.
Amen.
IV. Czym jest Adoracja? Jest patrzeniem!
Z Ewangelii według świętego Łukasza 10, 21-24:
W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie.
Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić».
Potem zwrócił się do samych uczniów i rzekł: «Szczęśliwe oczy, które widzą to, co wy widzicie. Bo powiadam wam: Wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli».
W jednym z polskich filmów opowiadających o ludziach żyjących na Górnym Śląsku na początku XX wieku, jest taka scena, gdy dwóch pijaczków w knajpie zakłada się o to, kto dłużej będzie wpatrywał się bez mrugnięcia okiem w świecącą żarówkę. Siadają więc przy stole, żarówka jest na wysokości ich oczu i zaczynają. Po dłuższej chwili jeden z nich, zamyka oczy i je przeciera. Światło spowodowało ból jego oczu. Drugi natomiast siedzi wytrwale z otwartymi szeroko oczyma. Wszyscy są pełni zdumienia, oklaskują jego wygraną, a on dalej patrzy w żarówkę. Jednak po pewnej chwili ktoś rusza przed jego oczami ręką – sprawdza czy on w ogóle widzi. Okazało się, że wygrał, ale stracił wzrok. Światło wypaliło mu oczy.
Jakże inaczej jest z adoracją Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie.
Jest ona patrzeniem, ale jakże innym niż to filmowe.
Najpierw chce patrzeć na nas sam Jezus. Ktoś kto kocha chce widzieć ukochaną osobę. Bólem dla kochającego jest niemożność widzenia tego, kogo się kocha. Tego bólu doświadcza również Pan Bóg. Przypomnijmy sobie, jak szukał człowieka w raju.
Również teraz został z nami w Eucharystii, aby cieszyć się naszym widokiem. Gdy Mu na to nie pozwalamy, jak bardzo musi boleć Go serce?!
Dlatego chce patrzeć na nas. Wypatruje nas z tabernakulum, a jeszcze bardziej z wystawionej do adoracji Hostii.
Wejdźmy w pole Jego widzenia!
Adoracja jest też naszym patrzeniem na Jezusa. I tu ludzie, pragnący adorować Najświętszy Sakrament, doświadczają bólu, gdy jest On zamknięty w tabernakulum. Jakże wielu cieszy się, gdy mogą patrzeć na Jezusa.
W czasie adoracji warto po prostu wpatrywać się w Jezusa. Tu nie musimy się bać, że to nam zaszkodzi, że stracimy wzrok. Wręcz przeciwnie: zaczniemy coraz więcej i lepiej widzieć. Zobaczymy jak wielka jest miłość naszego Zbawiciela. Jak wielka Jego tęsknota za nami. Jak wielkie pragnienie przebywania z tymi, których ukochał od zawsze i na zawsze.
Adoracja jako patrzenie jest też po to, byśmy lepiej poznali siebie samych. Jest to jak stanięcie przed lustrem. Może nieraz chcemy wpatrywać się w jakieś czarodziejskie lustereczko, by ono powiedziało nam, że jesteśmy najwspanialsi na świecie.
Prawda jednak jest taka, że to Eucharystia jest najbardziej potrzebnym nam lustrem, w którym możemy zobaczyć całą prawdę o sobie. Ta prawda zaś to nic innego jak to, że Jezus nie zostawił nas sierotami, ale pozostał z nami w kawałku chleba, aż do skończenia świata. On idzie z nami przez życie, nawet gdy ono przebiega przez najciemniejsze doliny. Na miłość Bożą możemy liczyć nawet, gdy przez grzech odchodzimy od Pana Boga, chowamy się, za przykładem pierwszych ludzi, po swoich krzakach. On nie przestaje nas szukać.
Gdy wpatrujemy się w najczystszą miłość, wtedy możemy zobaczyć najmniejszą skazę na sobie, najmniejszy grzech. Ta prawda o naszej grzeszności, jest początkiem naszego wyzwolenia z grzechu, którego dokonuje Jezus.
I jeszcze jeden kierunek patrzenia: nasi bliźni. Dzięki wpatrywaniu się w Jezusa zyskuję nowe oczy, nowe spojrzenie na swoich bliźnich. Nawet na tych, na których po ludzku już nie mogę patrzeć. Uzdrowienie moich oczu – to dokonuje się na tej wyjątkowej modlitwie.
Jakże więc potrzebujemy czasu, w którym możemy patrzeć na Jezusa, kiedy On może patrzeć na nas i kiedy na nowo możemy zobaczyć naszych bliźnich. Dlatego szukajmy okazji do adoracji i nie żałujmy na nią czasu.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu!
Ty nieustannie patrzysz na mnie,
Wypatrujesz mnie zwłaszcza wtedy,
gdy schodzę na manowce życia.
Uzdrów moje oczy,
bym na nowo widział Ciebie,
siebie i moich bliźnich.
Amen.
V. Czym jest Adoracja? Jest słuchaniem!
Z Ewangelii według świętego Marka 4, 11-12:
Jezus rzekł do swoich uczniów:
«Wam dana jest tajemnica królestwa Bożego,
dla tych zaś, którzy są poza wami, wszystko dzieje się w przypowieściach,
aby patrzyli oczami, a nie widzieli,
słuchali uszami, a nie rozumieli,
żeby się nie nawrócili
i nie była im wydana
tajemnica».
W jednym z kościołów trwała całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu. Ludzie przychodzili, modlili się, wychodzili. Pojawiła się również młoda matka z dzieckiem w wózku. Ustawiła wózek obok ławki, w której sama usiadła. Wyjęła z torebki Pismo Święte. Otworzyła i zaczęła w ciszy czytać. Po krótkim fragmencie podniosła wzrok i zaczęła wpatrywać się w monstrancję. Słuchała! Słuchała, co Jezus chce jej powiedzieć.
Słuchała, czytając słowo Boże.
A dziecko? Dziecko spokojnie spało w wózeczku.
Seminarium Redemptorystów w Tuchowie jest przytulone do kościoła, w którym tronuje Matka Boża Tuchowska. Klerycy często do Niej zachodzą, by szukać pomocy i wsparcia w podejmowaniu życia zakonnego. Ale również idą do kościoła, by w bocznej kaplicy, w której odbywa się całodniowa adoracja Najświętszego Sakramentu, słuchać Bożego głosu. Zazwyczaj przychodzą tam z Pismem Świętym. Czytają je, rozważają, podkreślają w nim to, co jakoś bardziej wydaje się skierowane do nich. W taki sposób nasłuchują, czego Pan Jezus od nich oczekuje, do czego ich zaprasza.
Adoracja to bardzo dobry, jeśli nie najlepszy sposób, by nauczyć się naprawdę słuchać i słyszeć głos Pana Boga. Dlaczego to jest tak ważne?
Zauważmy, że Jezus jest samym Słowem, które Ojciec posyła na świat, posyła Je do nas, ludzi, do mnie. Jezus-Słowo przychodzi, by oznajmić mi najważniejsze sprawy, bym poznał prawdziwego Boga. Skoro tak, to czy ja chcę słuchać tego Słowa, czy szukam okazji do zasłuchania, choćby w czasie adoracji?
To jest nam ogromnie potrzebne, ponieważ żyjemy w straszliwym zamęcie, hałasie tego świata. To sprawia, że tracimy orientację, nie wiemy już, co jest dobre, a co złe. By się odnaleźć, by powrócić na właściwy kurs życia potrzebujemy sprawdzonego Przewodnika, którego głosu należy słuchać.
Oto sens adoracji!
Na adoracji również Jezus chce słuchać nas. On po to został z nami, byśmy mieli do kogo iść z naszymi problemami i troskami.
Pewna kobieta, udręczona przez męża pijaka, by znaleźć siłę do niesienia swego krzyża, chodziła do kaplicy wieczystej adoracji. Tam niewiele mówiła, tylko płakała. Jak sama mówi: wypłakała morze łez. To była jej modlitwa. To było jej mówienie Jezusowi o swoich problemach.
Za każdym razem odchodziła z poczuciem, że nie jest sama na swej krzyżowej drodze.
Jezus chce nas słuchać, chce słyszeć melodię naszego głosu. Jest Przyjacielem, który już się cieszy, gdy nawet z daleka usłyszy głos swego przyjaciela.
Jaką radością jest dla Niego, gdy my, Jego przyjaciele, przechodząc obok kaplicy, kościoła, w których jest adoracja, wejdziemy choćby na chwilę, choćby po to, by pozdrowić naszego najlepszego Przyjaciela, którym jest Jezus.
Dźwięk naszych pozdrowień, skierowanych do Niego, będzie powodem Jego ogromnej radości i poczucia, że nie jest nam obojętny.
Szukajmy więc okazji do zasłuchania się w słowo Boże. Ale również starajmy się zaspokoić Jezusową tęsknotę za naszym głosem.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu!
Mów do mnie,
bo sługa Twój słucha.
Amen.
VI. Czym jest Adoracja? Jest obdarowaniem i przyjmowaniem!
Z Ewangelii według św. Łukasza 2, 41-50:
Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go.
Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Lecz On im odpowiedział: «Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział.
Zwykliśmy uważać, że gdy idziemy do kościoła, na adorację, gdy klękamy do modlitwy, to podarowujemy Panu Bogu nasz czas. Czujemy się wtedy może wielkimi dobrodziejami Pana Boga; że to my robimy Panu Bogu łaskę.
Jednak musimy sobie uświadomić, że jest całkowicie odwrotnie. To Pan Bóg nam podarował czas. On daje nam czas życia i czas na wszystkie sprawy, jakie dzieją się w naszym życiu.
Czas jest darem Pana Boga dla nas!
Skoro tak, to również czas jaki spędzamy na adoracji jest nam podarowany, jest wyjątkowym prezentem Pana Jezusa.
Pewna osoba adorująca Jezusa w Eucharystii każdego tygodnia przez dwie nocne godziny mówi tak:
Jaka jestem szczęśliwa! Mimo że pora jest bardzo wczesna, przed nią długi dzień pracy po nieprzespanej nocy, biegnie do tramwaju rozpromieniona i powtarza: „Co to są dwie godziny nocnej adoracji, jak to szybko mija, co to są dwie godziny?!” Zanurzona w miłości Boga, nie czuje upływu czasu. Adoracja Jezusa w Hostii rodzi w jej sercu radość, pokój, wdzięczność i poczucie spełnienia, które nie przeminą wraz z pojawieniem się trudnych doświadczeń. Jest szczęśliwa, bo spotyka się z Miłością.
Oto konkretne doświadczenie obdarowania czasem. Jakże inaczej wtedy traktuje się kolejne godziny dnia.
Jeśli odkryjemy ten sekret: adoracja to obdarowanie nas przez Pana Boga czasem, wtedy będziemy pragnęli jak najdłużej trwać na tej modlitwie, by jak najwięcej tego cennego, bezcennego daru stało się naszym udziałem.
Ileż razy mówimy: chwileczkę, muszę pomyśleć!
Ta prosta sytuacja pokazuje nam, jak potrzebujemy czasu, aby w swoim życiu nie popełnić choćby błędu. Takiego czasu na zastanowienie potrzebuje lekarz, aby recepta, jaką wypisze pacjentowi, przyniosła rzeczywistą poprawę stanu zdrowia. Czasu na przemyślenie potrzebuje inżynier, polityk, przedsiębiorca…
Czas potrzebny jest każdemu z nas. Gdy zobaczymy, że jest on darem Pana Boga dla nas, zaczniemy inaczej, lepiej z niego korzystać. Nie będziemy marnować czasu na byle co. Nie będziemy go przepuszczać między palcami, nie pozwolimy sobie na lenistwo.
Warto w tym miejscu przypomnieć sobie słowa Prymasa Tysiąclecia, kardynała Stefana Wyszyńskiego:
Jedni mówią: czas to pieniądz! A ja wam mówię: Czas to miłość!
W tym kluczu czas spędzony na adoracji jest wyrazem naszej miłości wobec Pana Boga. Tak jak On wyraża nam swoją miłość podarowując nam czas, tak samo my możemy i powinniśmy obdarowywać Pana Boga „naszym” czasem.
Kilka lat temu w Polsce weszły nowe przepisy dotyczące ruchu drogowego. Odnoszą się one do tzw. korytarza życia. Chodzi o to, że kierowcy są w ten sposób zobowiązani do takiego ustawienia swych samochodów na drodze w przypadku, gdy znajdą się w korku, aby swobodnie mogła przejechać między nimi karetka pogotowia, spiesząca, by ratować życie ludzi poszkodowanych w wypadku. Chodzi bowiem o cenną każdą sekundę, która może przyczynić się do tego, że ktoś otrzyma na czas potrzebną pomoc.
My też potrzebujemy takiego korytarza życia, ale mamy go tworzyć dla Jezusa. Nasze życie zagracone grzechem, marnowanym czasem, nieustannym pośpiechem itp., jest po prostu zagrożone. Nie mając czasu, tracimy go na tak wiele niepotrzebnych, a nawet szkodzących nam rzeczy. Przez to nie mamy go na najważniejszą sprawę: nasze zbawienie! Nie mamy, nie stwarzamy sobie czasu na środki służące naszemu zbawieniu. Chrystus chce nas ratować, ale musi mieć do nas dostęp, musi mieć czas, by do nas dotrzeć.
Idąc na adorację „stwarzamy sobie” czas, aby to życie uporządkować, by nic nam nie groziło.
Pozwalajmy więc Jezusowi docierać do nas. I otwierajmy swoje serca na Jego „sygnał alarmowy”, którym wzywa nas, abyśmy do Niego przychodzili i przyjmowali wspaniały dar czasu. Gdy przyjmiemy od Niego czas, On wtedy właściwie poukłada wszystko inne w naszym życiu.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu!
Dziękuję Ci za ten wielki DAR:
Czas, który mi dajesz.
Przyjmij też ten mój skromny dar:
Czas, jaki pragnę Tobie ofiarować.
Amen.
VII. Czym jest Adoracja? Jest mówieniem!
Z Ewangelii według świętego Łukasza 11, 2-4:
Jezus rzekł do swoich uczniów:
«Kiedy się modlicie, mówcie:
Ojcze, niech się święci Twoje imię;
niech przyjdzie Twoje królestwo!
Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień
i przebacz nam nasze grzechy,
bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini;
i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie».
Osoba, która kocha, pragnie osobie kochanej mówić najpiękniejsze słowa. Są to wyznania miłości, przywiązania, oddania; to jak ta osoba jest jej droga, jak wiele dla niej znaczy. Wypowiada różnego rodzaju pochwały, komplementy itp.
I chyba Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie jest Tym, komu z naszej strony takie słowa również, a może tym bardziej, się należą. Dlatego cała Tradycja chrześcijańska pełna jest wspaniałych modlitw, w których człowiek wierzący pragnie wypowiedzieć Bogu, w którego wierzy, całą swoją miłość. Co więcej, sam Pan Bóg daje nam gotowe wzory takich modlitw, choćby w postaci psalmów, które powstały pod natchnieniem Ducha Świętego, aby człowiek wiedział jak i co może i powinien powiedzieć Panu Bogu.
Św. siostra Faustyna Kowalska mówiła:
Stwórco mój i Panie, Twoja dobroć ośmieliła mnie mówić z Tobą – miłosierdzie Twoje sprawia to, że znika pomiędzy nami przepaść, która dzieli Stwórcę od stworzenia. Rozmawiać z Tobą o Panie, to rozkosz dla mojego serca, w Tobie znajduję wszystko, czego serce moje zapragnąć może. Tu światło Twoje oświeca mój umysł i czyni go zdolnym do coraz głębszego poznawania Ciebie. Tu na serce moje spływają łask strumienie, tu dusza moja czerpie życie wiekuiste. Amen. (Dz 1692)
Siostra Faustyna odkrywa przed nami płaszczyznę, na jakiej człowiek może w ogóle mówić do Pana Boga: jest nią dobroć i miłość Boża. Ją objawia nam Jezus przez swą cichą obecność w Najświętszym Sakramencie. On, który tu pozostaje jakby „milczący”, chce przez to nas zachęcić do mówienia.
On chce nas słuchać!
Jednak mając na uwadze Jego miłość i dobroć, nie można nie zacząć swego mówienia od uwielbienia. I znowu św. Faustyna daje nam przykład takiego zwracania się do Pana:
Uwielbiam Cię Stwórco i Panie, utajony w Najświętszym Sakramencie. Uwielbiam Cię za wszystkie dzieła rąk Twoich, w których mi się ukazuje tyle mądrości, dobroci i miłosierdzia, o Panie, rozsiałeś tyle piękna na ziemi, a ono mi mówi o piękności Twojej, choć są tylko słabym odbiciem Ciebie, Niepojęta Piękności. Choć ukryłeś i utaiłeś piękność Swoją, oko moje oświecone wiarą dosięga Ciebie i dusza moja poznaje Stwórcę swego, najwyższe swe dobro i serce moje całe tonie w modlitwie uwielbienia. (Dz 1692)
W naszym mówieniu do Pana Jezusa nie może zabraknąć dziękczynienia. Tego uczy nas Msza św., która jest samym dziękczynieniem, najlepszym dziękczynieniem, jakie człowiek tu na ziemi może złożyć swemu Bogu. A takiej postawy uczy nas Chrystus.
Dlatego adoracja powinna być okazją, aby sięgać do modlitw mszalnych i korzystając z nich, uczyć się dziękczynienia wobec Pana Boga.
Człowiek, stając wobec Najświętszego Boga, dostrzega swoją grzeszność i niegodność. To z kolei powinno pobudzać go do przepraszania, przebłagania. Gdzie jak gdzie, ale przed Najświętszym Sakramentem jest najlepsze miejsce na wyrażenie Panu Bogu swego żalu z powodu własnych i cudzych grzechów. Mamy tu okazję, by uczynić to może nie tyle słowami, ile po prostu serdecznymi łzami.
Gdy pomyślimy o swoich ograniczeniach, o tym, jak marne są nasze siły choćby wobec codziennych obowiązków i wyzwań, to adoracja stwarza nam możliwość, by prosić Pana Jezusa o potrzebne łaski, abyśmy mogli jak najlepiej wypełniać nasze życiowe powołanie. To okazja, aby również wstawiać się za naszymi bliźnimi i mówić Jezusowi o ich potrzebach.
Jezus mówi do nas:
Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą.
Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą (Mt 7,7-11).
Zachęceni przez Chrystusa szukajmy okazji, by opowiadać Mu o swoim i naszych bliźnich życiu, aby On je przemieniał i upodabniał do swego.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu!
Tak wiele chciałbym Ci powiedzieć,
ale ufam, że Ty wszystko wiesz.
Ty wiesz, że Cię kocham!
Amen.
VIII. Czym jest Adoracja? Jest odpoczynkiem!
Z Ewangelii według świętego Marka 6, 30-32:
Wtedy Apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: «Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco!». Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu. Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne, osobno.
Praca zawodowa, obowiązki domowe, stres, pośpiech, gonitwa za dobrami tego świata, różne inne przyczyny sprawiają, że czujemy się często bardzo zmęczeni, a nawet przemęczeni. To, co nas nieraz trzyma jeszcze na nogach to perspektywa weekendu, urlopu, jakiegoś wyjazdu. To okazja, by choćby minimalnie odpocząć. Jednak po chwili znowu zmęczenie wraca i nie pozwala nam w pełni rozwinąć skrzydeł.
A może jest lepszy sposób na to, by w tym codziennym zmęczeniu znaleźć prawdziwy odpoczynek?
Jest! Jest taki sposób!
A daje nam go sam Chrystus w Najświętszym Sakramencie.
Jan Paweł II daje takie świadectwo o sobie:
Pięknie jest zatrzymać się z Nim i jak umiłowany Uczeń oprzeć głowę na Jego piersi (por. J 13, 25), poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca. Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać w naszych czasach przede wszystkim «sztuką modlitwy», jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie, na cichej adoracji w postawie pełnej miłości?
Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie! (EE 25)
Tu mamy więc, jakże mocną zachętę, byśmy czynili to samo i odkrywali w adoracji Najświętszego Sakramentu okazję do najlepszego odpoczynku, który staje się nabieraniem sił do jeszcze gorliwszego i piękniejszego życia.
Taki odpoczynek to chyba przede wszystkim odkrywanie sensu podejmowanych obowiązków. Człowiek, który zdaje sobie sprawę z tego, dlaczego i w jakim celu przyjmuje na siebie takie czy inne obowiązki, będzie je spełniał z oddaniem i radością. Co więcej będzie to czynił w duchu służby, którego przejmie od samego Chrystusa.
To właśnie w ciszy adoracyjnej można z właściwego punktu widzenia spojrzeć na swoje życie. Życie, które niejednokrotnie przypomina drogę krzyżową, widziane oczami samego Chrystusa, staje się miejscem i czasem wydawania siebie dla innych, tak jak uczynił to Jezus. Wtedy największe nawet trudy, zmagania nie będą w stanie nas załamać, odebrać nam siły i chęci życia, ale wręcz odwrotnie: będzie to nabieranie sił do stawania się darem dla innych.
Tym, co najbardziej człowieka może zmęczyć, to brak poczucia, że ktoś moją miłość przyjmuje. Jakże wiele osób w takiej sytuacji się załamuje i poddaje.
Przychodząc natomiast do Jezusa, patrząc na Niego, który mimo iż tak często nawet na adoracji pozostaje opuszczony, można się uczyć, że prawdziwa miłość to nie tyle branie, oczekiwanie na miłość, ale przede wszystkim wydawanie siebie aż do końca, aż do ostatniej kropli krwi.
Odpoczynek, jaki oferuje nam Jezus na adoracji i z którego możemy skorzystać, to również okazja, aby zobaczyć kto i co jest najważniejsze w naszym życiu. Może nasze zmęczenie bierze się stąd, że oddajemy swe siły czemuś, co nas po prostu chce pochłonąć i wyssać z nas życie. Natomiast Jezus, postawiony w centrum życia, to życie porządkuje i co więcej daje nam odpowiedni zapas sił. Odchodzimy od Niego naprawdę zregenerowani, zrewitalizowani.
Nie pozostaje nam więc nic innego, jak korzystać z tego duchowego SPA, pójść za radą Jezusa i przy Nim nieco odpocząć.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu!
Gdzież, jeśli nie w Tobie
Znajdę najlepsze miejsce i sposób
Na prawdziwy odpoczynek?
IX. Czym jest Adoracja? Jest przemianą!
Z Ewangelii według świętego Mateusza 5, 13-16:
Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.
Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu.
Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.
Patrzymy na ten świat. Obserwujemy go chociażby poprzez wiadomości z różnych źródeł. I może dziwimy się, a nawet jesteśmy przerażeni jego stanem. Tak źle, jak obecnie jeszcze nie było! Ileż razy jesteśmy skłonni tak właśnie mówić w odniesieniu do świata, w którym przyszło nam żyć.
Oczywiście nosimy w sobie pragnienie zmiany tej rzeczywistości. Mamy marzenia o idealnym świecie.
Niektórzy, chcąc go zmieniać, chwytają za broń, by niszczyć zło. Inni idą w politykę, aby na tej drodze dokonywać zmiany świata. I są nawet skłonni wierzyć, że to właśnie oni mają najlepszą receptę na szczęście każdego człowieka i całego świata.
Te wysiłki jednak, jak pokazuje historia, nie tylko nie przynoszą trwałych, spodziewanych owoców, ale nawet przyczyniają się do pogorszenia sytuacji.
Gdzie zatem szukać skutecznej pomocy?
Św. Janowi Pawłowi II przypisuje się takie słowa:
Całe zło świata może być pokonane poprzez ogromną moc adoracji eucharystycznej.
W tych słowach zawarta jest Boża ekonomia zbawienia, która opiera się na zasadzie: zło dobrem zwyciężaj. Pan Bóg uczy nas, że tam, gdzie wzmógł się grzech, jeszcze bardziej rozlała się łaska (por. Rz 5, 20).
My idąc za przykładem samego Chrystusa, chcemy przyczyniać się do zmiany świata właśnie przez podejmowanie adoracji Najświętszego Sakramentu.
Ta zmiana zacznie się przede wszystkim od nas samych. I na to warto zwrócić sobie uwagę: idąc do Jezusa, mam iść z pragnieniem, by On zmieniał przede wszystkim mnie. To ja mam się zmieniać jako pierwszy. Nie mogę iść na adorację, by mówić Jezusowi, jacy źli są moi bliscy. Przypomnijmy sobie faryzeusza i celnika, którzy przyszli na modlitwę do świątyni (Łk 18, 9-14). To celnik, bijący się w piersi w ogromnym i szczerym żalu za swoje grzechy, odszedł usprawiedliwiony, przemieniony. To jest nauka dla nas: chcemy zmiany świata, trzeba ją zacząć od uznania swej grzeszności i powierzenia się Miłosierdziu Zbawiciela.
Św. Augustyn mówił:
Dajcie mi modlące się matki, a uratuję świat!
On wiedział co mówi. Sam został uratowany dzięki wytrwałej modlitwie swojej matki, która 18 lat walczyła o jego nawrócenie.
Nie zmienimy świata karabinem! Nie zrobimy tego ślęcząc godzinami przed telewizorem i oglądając kolejne wiadomości, by potem tylko i wyłącznie narzekać albo komentować z pozycji wszystko wiedzącego.
Możemy naprawdę zmienić świat, gdy będziemy trwać na adoracji!
Ta zmiana będzie widoczna chociażby przez to, że wyciszy się nasze serce, zaufamy jeszcze bardziej Panu Bogu, Jemu pozwolimy kierować losami świata i człowieka.
Dlatego idźmy do Jezusa i trwajmy przy Nim!
Ta zmiana będzie dostrzegalna przez innych, bo zaczniemy „pachnieć” Jezusem. Gdy przebywamy z kimś i to bardzo blisko i długo, jego zapach przechodzi na nas. Ktoś inny łatwo może wtedy nas rozpoznać.
Gdy będziemy przebywać z Jezusem, Jego woń będziemy roznosić po całym świecie, będziemy innym, samą naszą obecnością i postawą, przemienioną na adoracji, mówić o Jezusie i do Niego ich prowadzić.
A wtedy i oni zaczną się zmieniać.
Pragniemy, by ten świat stawał się lepszy?
Rozbudźmy w sobie pragnienie adoracji i od razu przystąpmy do niej!
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu!
Obym myślał, jak Ty,
Obym czuł, jak Ty,
Obym działał, jak Ty,
Obym kochał, jak Ty,
Obym coraz bardziej do Ciebie się upodabniał.
Amen.
Kilka myśli
odnośnie adoracji
Pan Jezus:
– Co mam zrobić, abyś do mnie przyszedł, abyś ze Mną pobył?
– Co musi się wydarzyć w twoim życiu, byś uklęknął przede Mną na adoracji?
Św. Jan XXIII:
Nigdy człowiek nie jest tak wielkim, jak wtedy, gdy klęczy przed Bogiem.
Św. Jan Paweł II:
Całe zło świata może być pokonane poprzez ogromną moc adoracji eucharystycznej.
Benedykt XVI:
W dzisiejszym życiu, często wypełnionym hałasem i krzątaniną, bardziej niż kiedykolwiek ważne jest, byśmy odzyskali umiejętność wewnętrznego wyciszenia i skupienia: adoracja eucharystyczna pozwala czynić to, koncentrując się nie tylko na własnym «ja», lecz w towarzystwie owego «Ty» pełnego miłości, którym jest Jezus Chrystus, «Bóg nam bliski».
Kard. Konrad Krajewski:
Papież Franciszek codziennie od 19 do 20 „opala” się przed Najświętszym Sakramentem. Codziennie! Mówi, że nieraz zdarza mu się zasnąć. Ale lepiej to zrobić przed Panem Jezusem niż przed telewizorem.
Matka Teresa z Kalkuty, na pytanie, co zbawi świat, odpowiadała:
„Moją odpowiedzią jest modlitwa. Trzeba, by każda parafia trwała u stóp Jezusa w Najświętszym Sakramencie i Go adorowała”.
Najtrudniej jest rozpocząć adorację.
Zły duch sączy wiele złych myśli:
po co? nie mam czasu!,
to nie jest najważniejsze,
poradzę sobie sam.
Otóż nie poradzę sobie sam.
Potrzebuję Jezusa!
(Maria)
Adoracja zaczyna się od Eucharystii.
Jak przeżywam Mszę świętą,
tak będę adorował Najświętszy Sakrament.
Proszę więc Jezusa,
aby pomógł mi wchodzić sercem w tajemnicę Eucharystii.
(Maria)
To nie zimny kościół jest przeszkodą w adoracji,
tylko moje zimne, lodowate serce.
To nie ogrom obowiązków i zajęć jest przeszkodą w adoracji,
tylko moje zajęte sobą, leniwe w miłowaniu serce.
To nie odległość do kościoła jest przeszkodą w adoracji,
tylko moje dalekie od Jezusa serce.
Czy mam „swój” czas na spotkanie z Jezusem na adoracji?
Czy też Jezus musi czekać na mnie w nieskończoność?
Ludzie wydają spore pieniądze na pielgrzymkę do Ziemi Świętej.
A przecież Ziemią świętą jest każda Msza święta i każda chwila adoracji.
Dzień w dzień, po kilka razy dziennie, oglądam telewizję,
bo muszę wiedzieć, co się w świecie dzieje.
A czy czuję przymus, by iść na adorację,
choćby na godzinę w tygodniu,
by wiedzieć co się dzieje u Jezusa?
Dziś nie miałem „spokoju” na adoracji,
ciągle ktoś przychodził i odchodził.
Oby takich „przeszkadzających” było jak najwięcej!!!
Eucharystia to
Miłość o smaku chleba
i chleb o smaku Miłości.
(s. Lucyna CSNJ)
Choć w kaplicy jest cisza, słychać tylko tykanie zegara, to w moim sercu jest hałas, jak na nowojorskim Times Square. Powodują go wydarzenia, spotkane osoby, problemy itp., które są moim udziałem. Jednak to wszystko oddaję Tobie, Panie, tu w ciszy Twojej kaplicy.
Dźwięk dzwonka…
Początek
Ranna droga – cisza korytarza –
– ma procesja
Klękam przed Tobą
Całuje ziemię – jak kapłan ołtarz
Całuję z miłością Twą świętą wolę –
– dar Twój dla mnie na ten dzień –
– to mój ołtarz
Dajesz mi słowo: słuchaj! Pragnę!
Ma odpowiedź: wszystko byleby z Tobą
Miłosne milczenie
Spojrzenie… by Cię nie zagubić
Tak jak Ty chcesz
Pragnę chcieć i ja…
Czas zrobić prezent Ojcu…
Rozkładasz korporał codzienności
Przygotowujesz Ofiarę” dla” i „za”
Szlif posłuszeństwem
Dotyk ogołocenia
Źdźbło osamotnienia
Wszystko zaprawione miłością
Błogosławisz
Łamiesz
I rozdajesz moim siostrom
Przemieniana Twą miłością
Dzień za dniem we Mszy życia
Tacie ofiarowywana
By stać się cała
Wiecznym darem miłości
(s. Miriam OCD)
Ludzie na adoracji
Najświętszego Sakramentu
Młoda, ok. 30-letnia kobieta,
przychodzi dość często na adorację.
Jest na niej około godziny.
Po prostu jest!
P. Zosia, to przeszło 80-letnia kobieta. Jest w kościele już o 5.30 rano. Uczestniczy w pierwszej Mszy św. Po niej prowadzi różaniec i koronkę. Następnie w pełni uczestniczy w drugiej Eucharystii. Po niej idzie do domu.
Popołudniu, ok. 17, znowu jest w kościele. Trwa na adoracji. Uczestniczy w kolejnej Mszy św., a po niej idzie na dróżki różańcowe i dopiero wtedy wraca do domu. W sumie ponad 4 godziny modlitwy.
Nie wiem ile jeszcze modli się w domu?
Małżonkowie ze sporym stażem:
mają swój dzień i godzinę adoracji.
Przychodzą razem, razem się modlą.
Korzystają z modlitewnika, odmawiają różaniec.
Są razem przed Jezusem.
I tak już od lat.
Do kaplicy adoracji wchodzi młoda rodzina:
małżonkowie z dwójką malutkich dzieci. Są tu chyba przejazdem.
Uklęknęli na posadzce przed Najświętszym Sakramentem.
Modlą się kilka minut.
A swoim dzieciom po prostu mówią: Tu jest Pan Jezus!
Czy może być lepsza katecheza?
Mężczyzna.
Przychodzi na adorację dość regularnie.
Dziś było mu chyba wyjątkowo ciężko.
Trochę się kręcił na swoim miejscu,
głowa mu często opadała.
Ale był! Trwał!
I choć godzina modlitwy bardzo mu się dłużyła, wytrwał.
Przez kilka dobrych lat codziennie rano była na Mszy świętej. Po niej zostawała na godzinę adoracji. Po takiej modlitwie szła na cały dzień do pracy.
Taki rytm życia przerwała choroba nowotworowa. Nie mogąc wychodzić za bardzo z domu, adorowała Jezusa w sercu.
Starsza siostra zakonna.
Jest takiego wzrostu, że gdy wchodzi do ławki w kaplicy adoracji, to ławka ją prawie zakrywa. Jednak ma ona wielkie serce, które chce być przy Jezusie zwłaszcza w godzinach południowych, gdy dość często przed Najświętszym Sakramentem nie ma nikogo poza nią.
Idzie właśnie wtedy, bo wyczuwa, jak bardzo Jezus na nią czeka.
Mieszkają w małej miejscowości. W ich sercach rodzi się pragnienie adoracji Najświętszego Sakramentu. Jednak ich kościół jest otwarty zaledwie pół godziny przed Mszą św. i zaraz po niej zamykany. Obowiązki dnia codziennego i praca zawodowa, dodatkowo nie pozwalają na to, aby móc trwać przy Jezusie podczas adoracji. Starają się więc czynić to w swoim sercu, przy wypełnianiu swoich codziennych zajęć. Zapraszają Jezusa w swoje życie.
Nadmorska parafia.
Chciałem odwiedzić proboszcza pewnej parafii. Powiedziałem o tym zamiarze znajomej siostrze zakonnej. Wtedy ona mówi do mnie: To bardzo dobry, życzliwy i serdeczny człowiek i kapłan. Jeśli go nie będzie na plebanii, to będzie w kościele. Tam spędza dużo czasu i tam najłatwiej go znaleźć.
I rzeczywiście: znalazłem go modlącego się przed Najświętszym Sakramentem.
Cześć II:
Co można, co trzeba
robić podczas adoracji?
Adoracja to walka: o Miłość!
Wstęp:
Pierwsza część rozważań o adoracji Najświętszego Sakramentu miała za zadanie odpowiedzieć na pytanie: czym jest adoracja?
Nawet najbardziej wyczerpująca odpowiedź podprowadzi nas do kolejnego zagadnienia: co robić na adoracji? Wiele osób podejmujących tę pobożną i jakże potrzebną praktykę zadaje sobie właśnie powyższe pytanie. Stajemy wobec tego nieraz bezradni i chcielibyśmy może nawet konkretnych wskazówek, aby ten czas spędzony z Jezusem jak najlepiej przeżyć.
Dlatego ta druga część ma być próbą ukazania „działania” człowieka na adoracji; ma być „konkretną” podpowiedzią.
Słowem-kluczem jest tu WALKA. Wynika ono z praktyki adoracji, która niejednokrotnie jest zmaganiem, wysiłkiem, bojowaniem. Jednak jeśli się wie, o co się walczy, łatwiej do takiej walki stanąć.
Najważniejszym celem tych zmagań jest MIŁOŚĆ. Ona zresztą jest początkiem i końcem wszystkiego, co składa się na nasze chrześcijańskie życie.
Ufam, że zawarte tu wskazówki podprowadzą Czytelnika tych rozważań do własnych odkryć na tym polu. Najlepszym sposobem jest po prostu trwanie na adoracji, a z tego wyniknie bardzo konkretna podpowiedź co można, co trzeba na niej robić.
Niech Duch Święty w tym dziele nas wspomaga i coraz bardziej otwiera nasze serca na MIŁOŚĆ, która nie ustaje w wysiłkach, aby rozkochać nas w sobie.
1. Stworzyć sobie warunki. Zawalczyć o ciszę!
Z Księgi proroka Ozeasza 2, 16. 21-22:
Dlatego chcę ją przynęcić, na pustynię ją wyprowadzić
i mówić jej do serca.
(…)
I poślubię cię sobie [znowu] na wieki,
poślubię przez sprawiedliwość i prawo,
przez miłość i miłosierdzie.
Poślubię cię sobie przez wierność,
a poznasz Pana.
Żyjemy w czasach hałasu. Gdziekolwiek się znajdziemy słyszymy hałas.
Wszędobylska muzyka, ruch samochodowy, różnego rodzaju roboty: drogowe, remontowe, budowlane. Wiecznie włączone telewizory w naszych domach. Ciągle dzwoniące telefony komórkowe.
Trudno znaleźć ciszę.
Wybrałem się kiedyś na górską wyprawę.
Szedłem w wysokie Tatry. Wspinałem się już na grań szczytową, gdy usłyszałem za sobą jakąś muzykę, która absolutnie nie pasowała do ciszy gór. Ta muzyka zbliżała się nieubłaganie do mnie. Gdy stanąłem na grani i chciałem nacieszyć oczy pięknem górskich szczytów, hałas mnie dopadł: to turysta, który wspinał się za mną. Miał w plecaku włączoną jakąś wściekłą muzykę i to tak głośno, że musieli jej słuchać wszyscy, którzy byli na szlaku. Zadowolony wdrapał się na szczyt i nie zwracając nawet uwagi na piękno świata poszedł dalej, kołysząc się w rytm słuchanej melodii.
Gdzie jak gdzie, ale ciszy spodziewamy się zwłaszcza w kościele. Jednak może nas spotkać rozczarowanie. Oto i kościół nie jest wolny od hałasu, szczególnie wywoływanego dźwiękiem telefonów komórkowych, które potrafią się włączyć w najmniej oczekiwanym momencie. Co ciekawe, przestaje to być sprawą krępującą dla użytkownika takiego aparatu, który potrafi odebrać połączenie nawet w takim miejscu, jakim jest kościół, prowadzić rozmowę i załatwiać swoje sprawy.
O ciszę trzeba dziś walczyć!
Taką walkę musi podjąć szczególnie ktoś, kto pragnie dobrze przeżyć adorację Najświętszego Sakramentu. Pamiętać jednak trzeba, że nie mamy zbytniego wpływu na hałas, który jest poza nami, którego źródło jest poza naszym zasięgiem.
Najpierw trzeba więc samemu zrobić wszystko, aby idąc na adorację zadbać o ciszę, by samemu nie być źródłem hałasu i dla siebie i dla innych. Tu ważne są takie sprawy jak wyłączenie, całkowite wyłączenie telefonu, który mamy przy sobie. Wtedy nie będzie on nas zajmował. Nie będziemy mieli problemu, że to nasz telefon dzwoni i przeszkadza nie tylko nam, ale i innym.
Warto pomyśleć o innych sposobach robienia hałasu: szeleszczące torby, ubrania, zachowanie, które może rozpraszać innych itp.
Należy jednak pamiętać, że są to tylko zewnętrzne okoliczności, które mogą nam przeszkadzać i zakłócać ciszę, tak potrzebną na adoracji.
Prawda jest jednak taka, że najbardziej hałaśliwym miejscem na ziemi jest…
ludzkie serce!
To w nim trwa ogromna wrzawa spowodowana przeżyciami ostatniego czasu, usłyszanymi wiadomościami, trudnymi sprawami, a z którymi nie wiadomo jak sobie poradzić, osobami z którymi się spotkaliśmy i z którymi mamy się spotkać. To wszystko tak może nas zajmować, że właśnie w sercu będzie najgłośniej.
Dlatego tak ważne jest wyciszenie serca, zadbanie o to, by niejako to wszystko pozostało na zewnątrz. Gdy nasze serce będzie spokojne, uciszone, wtedy nawet największy hałas zewnętrzny nie będzie przeszkodą w adoracji.
Serce człowieka, dzięki adoracji Najświętszego Sakramentu, może stać się oazą ciszy, w której człowiek usłyszy głos samego Pana Boga.
I to jest cel pracy, walki, którą należy podjąć, gdy pragnie się wejść w tę jedyną swego rodzaju ciszę, jaką proponuje człowiekowi Pan Bóg podczas adoracji.
Chlebie najcichszy, otul mnie swym milczeniem…
To słowa pieśni religijnej, które mogą stać się naszą modlitwą w walce o ciszę naszego serca, która powinna być naturalną przestrzenią adoracji Najświętszego Sakramentu. Gdy tej ciszy zapragniemy, gdy o nią zawalczymy, a jeszcze bardziej, gdy jej zakosztujemy, wtedy usłyszymy, co Pan chce nam powiedzieć, i staniemy się oazą ciszy, spokoju i pokoju dla współczesnego świata, pogrążonego w hałasie.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
Jesteś cichy i pokorny sercem.
Proszę, wprowadź mnie w ciszę Twego serca,
Daj mi uszy, które będą zdolne słuchać Ciebie.
Uczyń mnie również oazą ciszy we współczesnym świecie.
Amen.
2. Zarezerwować sobie porę. Zawalczyć o czas!
Z drugiego listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian 4, 16-18:
Dlatego to nie poddajemy się zwątpieniu, chociaż bowiem niszczeje nasz człowiek zewnętrzny, to jednak ten, który jest wewnątrz, odnawia się z dnia na dzień. Niewielkie bowiem utrapienia naszego obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne. To bowiem, co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa wiecznie.
Ktoś, kto zaczyna adorację Najświętszego Sakramentu może przeżywać problem związany z czasem. Chodzi o szybkość tego czasu. Na adoracji, szczególnie w jej początkach, czas może się dłużyć i to niemiłosiernie. Dlatego już na samym początku należy przygotować się do walki o czas, o to, by on nas nie pokonał znużeniem czy nawet znudzeniem.
U początków tej wyjątkowej modlitwy jaką jest adoracja, można założyć sobie konkretny czas. Może to być kilka czy kilkanaście minut, które chcemy spędzić przed Jezusem. Może niekoniecznie trzeba zaczynać od jednej godziny, aby nie polec w boju przy pierwszej potyczce. Tak jak sportowiec zaczyna od delikatnego treningu, rozgrzewki, tak i w tym przypadku rozgrzewka jest wskazana.
Należy jednak zwrócić uwagę, aby nie stać się niewolnikiem czasu, a jeszcze bardziej zegarka.
Ktoś, kto już miał pewne doświadczenie w tym względzie, szedł na adorację bez zegarka. Poddawał się w tym momencie niejako Panu Jezusowi, by to On tym czasem dysponował. Przyjął stanowisko, że adoracja to czas, który Pan Jezus chce jemu podarować, a nie że to on ofiaruje czas Panu Bogu. Oczywiście obowiązki „wymuszały” czas, który mógł spędzić na modlitwie. Ale na to znalazł sposób: słuchał kurantów, które wygrywały kwadranse i godziny. W ten sposób wypracował, wywalczył godzinę adoracji każdego dnia. Co ciekawe dość często tak przeżywany czas adoracji mijał mu bardzo szybko. A znudzenie, znużenie przegrywały z kretesem.
Mogłoby się wydawać, że czas, jaki mamy na adorację jest wręcz niemożliwy do wypracowania. Spójrzmy w tym względzie choćby na pracę czy jakieś obowiązki domowe, które podejmujemy każdego dnia. Gdy ktoś zaczynał pracę i musiał każdego dnia wcześnie rano wstawać, to początki tego były dość trudne. Jednak z upływem czasu, wstawanie przestało być problemem i nawet budzik przestał być potrzebny. Podobnie gdy pomyślimy o czasie spędzanym w pracy, o przynajmniej 8 godzinach każdego dnia. Ten czas raz będzie uciekał bardzo szybko, innym razem będzie się dłużył. Jednak jesteśmy do zakończenia swojej zmiany, bo po prostu wcześniej wyjść się nie da. Gdy do tego dodamy poczucie obowiązku, to jeszcze łatwiej będzie nam to przeżyć i zaakceptować.
Z adoracją podobnie: jeśli dojdziemy do wniosku, że jest to nasz „obowiązek”, który wynika z miłości, wtedy czas przeznaczany na nią nie będziemy uważali za stracony oraz nie powiemy, że mamy ważniejsze sprawy. I tak jak w pracy jesteśmy od – do, tak samo na adoracji będziemy od – do.
Trzeba też pamiętać, że na tym polu należy być zawsze czujnym i gotowym do walki, gdyż przeciwnik będzie robił wszystko, aby od adoracji nas odwieść, aby odebrać nam ten cenny dar, jakim jest czas. Trwać mężnie na posterunku: to jeden z bardzo ważnych wymiarów walki, jaką podejmujemy dla siebie i Jezusa. Czuwające straże dla przeciwnika były i są powodem nawet wycofania się z próby ataku. Natomiast gdyby takich straży i strażników nie było, wróg bez problemu może zawładnąć wszelkimi dobrami tego, kogo usiłuje napaść.
Czuwajcie! To wezwanie, które kieruje do nas sam Chrystus w Ewangelii. Ono pojawia się dość często i odnosi się do najważniejszej sprawy, jaką jest nasze zbawienie. Czuwając na adoracji, czując obowiązek bycia na tym wyjątkowym posterunku, pokazujemy, że nie chcemy utracić takiego skarbu i zrobimy wszystko, aby wroga do siebie nie dopuścić.
Są osoby, które mają swój święty czas: czas na sjestę, na ulubiony serial. Znam osobę, która nie mogąc obejrzeć kolejnego odcinka ulubionego serialu, nagrywała go, aby obejrzeć w późniejszym, dogodnym czasie.
Może trzeba właśnie w ten sposób spojrzeć też na czas adoracji: to mój święty czas! To moment, bez którego nie wyobrażam sobie życia. To zdobycz, której nie oddam za żadne skarby.
Warto się potrudzić w tym względzie. Gdy będziemy mieli czas dla Pana Boga, wtedy się okaże, że mamy go również dla siebie i innych.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
Tak często brakuje mi czasu
Lub nie umiem go właściwie wykorzystać.
Proszę więc o łaskę
mądrego i roztropnego dysponowania czasem.
Amen.
3. Znaleźć swoje miejsce. Zawalczyć o intymność!
Z Ewangelii według świętego Jana 4, 21-24:
Odpowiedział jej Jezus: «Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem: potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie».
Są osoby, które mają swoje ulubione miejsca: w tym, a nie innym sklepie lubią robić zakupy; jeżdżą na urlop w konkretne miejsce i nie ma tu znaczenia, że robią to co roku; chodzą do tej a nie innej restauracji; gdy mają gości oprowadzają i pokazują im niekoniecznie wspaniałe zabytki, ale to, co dla nich ma wartość, z czym wiążą się konkretne ich przeżycia.
Jak wielkim szczęściem byłoby, gdyby każdy z nas odkrył miejsce adoracji Najświętszego Sakramentu jako swoje ulubione miejsce. Może się tak stać tylko w jednym przypadku: doświadczyłem tu, jak bardzo jestem kochany! To przeżycie będzie sprawiać, że od tej pory, do tego miejsca będę tęsknił i starał się być w nim jak najczęściej.
Romantyzm miłości przejawia się między innymi w tym, że ludzie wracają na miejsce pierwszego zakochania, pierwszej randki.
Podobnie ma się sprawa z miejscami urodzin czy wychowania, tam gdzie spędziło się dzieciństwo. Po latach z ogromnym wzruszeniem, ci którzy odwiedzają te miejsca, oglądają, dotykają kamieni, by niejako przenieść się w te szczęśliwe chwile.
Wypracować, wywalczyć takie miejsce, gdy chodzi o adorację Jezusa obecnego dla nas w kawałku chleba! Jednak nie z powodu jakiegoś płytkiego sentymentalizmu, ale z poczucia, że bez tej miłości nie potrafię żyć.
To domaga się pewnej intymności. Tak jak prawdziwa miłość między ludźmi nie będzie się obnosić i ujawniać na każdym skwerze i na każdej ławce w parku, tak samo adoracja potrzebuje właściwej i sprzyjającej przestrzeni.
Dlatego kaplice adoracji to najczęściej miejsca odosobnione, przeznaczone wyłącznie na taką formę modlitwy, oddalone od hałasu i zgiełku oraz tak urządzone, aby spotkanie z Jedynym było możliwie jak najgłębsze i jak najpiękniejsze.
Nawet Pan Jezus miał swoje ulubione miejsca: na modlitwę wybierał pustkowie; szedł do swoich przyjaciół w Betanii; a Kafarnaum uczynił swoim umiłowanym miastem.
Takie jednak miejsca łatwo utracić. Dla człowieka największą stratą jest zmarnować miejsce spotkania z Bogiem. Na pierwszych kartach Pisma Świętego mamy opis takiego miejsca, które nazywamy rajem. Tam Pan Bóg przechadzał się z człowiekiem jak z przyjacielem. To miejsce mu podarował jako znak swej miłości. Jednak człowiek, skuszony przez nieprzyjaciela Pana Boga i człowieka, to miejsce musiał opuścić. Jednak w sercu człowieka jest niezaspokojona tęsknota za czymś takim. Człowiek szuka takich miejsc. Niestety często szuka nie tam gdzie trzeba, ponieważ zagubił poczucie, jak bardzo potrzebuje przyjaźni z Bogiem. Dlatego idzie w miejsca, które coraz bardziej odgradzają go od miłującego go ponad wszystko Pana Boga.
Trzeba więc najpierw tę tęsknotę sobie na nowo uświadomić i właściwie ukierunkować. To będzie początek powrotu do miejsca pierwszej miłości człowieka z Panem Bogiem. Warunki do tego stwarza miejsce jakim jest kaplica adoracji, kościół, w którym przechowywany jest Najświętszy Sakrament. Tam człowiek może powrócić na to wyjątkowe i tak bliskie jego sercu miejsce. Tam odnajdzie prawdziwy pokój i radość serca.
Warto zdać sobie sprawę z tego, że będziemy odciągani na wszelkie sposoby w inne miejsca. Będą nam one jawić się jako bardziej atrakcyjne. Są nimi choćby galerie handlowe, obiekty sportowe, sale telewizyjne. I choć wychodzi się z takich miejsc absolutnie niezaspokojonym, to jednak gubi się tym samym sens poszukiwania tego właściwego miejsca.
Rozumiemy więc jak wielką walkę trzeba staczać nieustannie, walkę o to miejsce przebywania z Panem Bogiem i robienia Mu miejsca w swoim życiu. Tak jak ludzie potrafią oddawać życie w obronie Ojczyzny, własnego kraju, ojcowizny, tak warto podjąć zdecydowaną walkę o TAKIE MIEJSCE dla siebie i Pana Boga. A wtedy z pewnością znajdziemy to, co jedynie warte jest poszukiwań i walki: swoje prawdziwe szczęście i godność PRZYJACIELA PANA BOGA, JEGO DZIECKA.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
Ty jesteś umiłowanym Synem Ojca,
On w Tobie ma upodobanie.
Kształtuj mnie na swoje podobieństwo,
abym i ja był miejscem miłym Twemu Ojcu.
Amen.
4. Odsunąć od siebie zajęcia. Zawalczyć z aktywizmem!
Z Ewangelii według świętego Mateusza 7, 21-23:
Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: „Panie, Panie, czy nie PROROKOWALIŚMY mocą Twego imienia, i nie WYRZUCALIŚMY złych duchów mocą Twego imienia, i nie CZYNILIŚMY wielu cudów mocą Twego imienia?” Wtedy oświadczę im: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!”
Gdy mówimy o adoracji Pana Jezusa, może myślimy w kategoriach: jak wypełnić ten czas? Co ja mam wtedy robić? Jest to wynik chyba wpływu czasów, w jakich przyszło nam żyć: czasów naznaczonych ogromnym aktywizmem. Ciągła praca, muszę pracować więcej, zdobywać więcej, aby być kimś, aby jak najwięcej osiągnąć. Niestety wiele osób żyje przekonaniem, że jego wartość mierzy się tym, ile i co posiada.
Takie podejście do życia może również objąć adorację. Dlatego wielu poszukuje różnych pomocy do adoracji: książeczki, różańce, koronki, gotowe modlitwy na adorację. Wychodzi się z założenia, że tym lepsza adoracja, im więcej modlitw odmówię.
A Pan Bóg mówi:
Jeżeli Pan domu nie zbuduje,
na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą.
Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże,
strażnik czuwa daremnie.
Daremnym jest dla was
wstawać przed świtem,
wysiadywać do późna –
dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko;
tyle daje On i we śnie tym, których miłuje. (Ps 127, 1-2)
Człowiek, który dał się wpędzić w przekonanie, że od niego wszystko zależy, pogrąża się w tzw. aktywizmie. Praca, praca, praca! Nie mam czasu na nic innego. Biega od zajęcia do zajęcia. Pracuje na kilka etatów. Nawet kieruje się przy tym wzniosłymi motywacjami: dobro rodziny, szczęście Ojczyzny, zbawienie świata. Tylko, że on sam dla siebie staje się bożkiem lub z pracy czyni bożka.
Adoracja jest okazją, aby zawalczyć o odrobinę normalności w zabieganym, zagonionym świecie, w którym coraz bardziej człowiek nie ma czasu dla człowieka.
Adoracja to okazja, aby zostawić na boku to, co wydaje się nam tak ważne i zobaczyć, że nie wszystko ode mnie zależy.
Najpierw więc umiejętność „zapomnienia” wszelkich modlitw, które poznałem. Jest pokusa, aby podczas adoracji jak najwięcej mówić. Przychodzę na adorację i zaczynam szukać książeczki, różańca i innych akcesoriów modlitewnych. Adorację wykorzystuję do odmówienia wszystkich możliwych nowenn, litanii i modlitw. Kieruję się przy tym jakże wielkimi potrzebami: bo ktoś chory, bo ktoś jest w ciężkim położeniu, bo ktoś ma problemy, których nie jest w stanie sam rozwiązać. Dlatego jedna modlitwa za drugą. Taki modlitewny pracoholizm.
Czy naprawdę Pan Jezus na to czeka? Czy przypadkiem nie jest tak, że co jak co, ale adoracja winna być czasem naszej absolutnej bierności, by w końcu Pan Jezus mógł przemówić do nas, by On mógł cokolwiek w naszym życiu zmienić…
Ileż osób marzy o takim słodkim nic nie robieniu: nie musieć iść do pracy, poleżeć sobie do południa, robić na co ma się ochotę, a nie to, co musi się zrobić…
Właśnie ta postawa może i powinna być zastosowana na adoracji. To sam Pan Jezus stwarza nam warunki i zaprasza nas do takiego słodkiego „poleniuchowania” w Jego obecności.
Spróbujmy przynajmniej od czasu do czasu takiej formy adoracji: jestem całkowicie bierny, nie robię „nic”, nie odmawiam żadnych modlitw. Po prostu jestem przed moim Bogiem, o którym wiem, że kocha mnie od wieczności i na wieki. Pogłębianie tej świadomości będzie prowadzić do tego, że coraz bardziej będę szukał takich chwil bezczynności. Przestaną mi być potrzebne wszelkie formuły modlitewne, bo będę modlił się moją obecnością przed Panem. I to będzie mnie prowadzić do jeszcze większego zachwytu Nim.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
Proszę Cię o właściwe rozeznanie tego,
co jest ważne w moim życiu,
bym dzięki temu umiał czynić to i tylko to,
co jest dobre i czego Ty ode mnie oczekujesz.
Amen.
5. Zrezygnować ze słów. Zawalczyć o Słowo Boże!
Z listu świętego Pawła Apostoła do Efezjan 6, 16-20:
W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i MIECZ DUCHA, TO JEST SŁOWO BOŻE – wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu! Nad tym właśnie czuwajcie z całą usilnością i proście za wszystkich świętych i za mnie, aby dane mi było słowo, gdy usta moje otworzę, dla jawnego i swobodnego głoszenia tajemnicy Ewangelii, dla której sprawuję poselstwo jako więzień, ażebym jawnie ją wypowiedział, tak jak winienem.
Jestem i tylko jestem przed Panem Bogiem! To powinno prowadzić mnie do przekonania, że nie tyle ważne są moje słowa, ile słowo, Słowo, które chce powiedzieć mi Pan Bóg.
Pewnie niejeden z nas znalazł się w sytuacji, gdy spotkał się z kimś, i ten ktoś, był tak gadatliwy, że pozostało tylko mu przytakiwać. Nie było szans, aby nawet wbić się z jednym własnym słowem w potok wypowiadanych przez niego słów.
Sytuacja całkowicie niekomfortowa.
Coś takiego może przydarzyć się nam na adoracji. Mamy tyle do powiedzenia Panu Bogu, że On nie będzie miał możliwości, by powiedzieć do nas choćby jedno słowo.
Dlatego warto zaniemówić! I zawalczyć o to, co Pan Bóg chce mi powiedzieć.
Pan Bóg zaś ma nam dużo do powiedzenia, co nie znaczy, że zalewa nas potokiem słów.
Jego najważniejsze Słowo to JEZUS CHRYSTUS, nasz Pan i Odkupiciel. Ten, który objawił nam oblicze prawdziwego Boga, jako Ojca.
Jezus, jako Słowo od Boga dla człowieka, jest pierwszym, który milczy, by słuchać, co mówi do Niego Ojciec. On jest SŁUCHANIEM. On sam uczył nas, byśmy na modlitwie nie byli gadatliwi. A jeśli uczył modlitwy, to przekazał nam jedną formułę OJCZE NASZ…
Zauważmy, że Pan Bóg w ogóle jest „małomówny”. Gdy dawał ludziom przykazania, zawarł je w dziesięciu słowach. Człowiek natomiast, by zawrzeć umowę z drugim, choćby dotyczącą handlu cukierkami, potrafi stworzyć całe tomy dokumentów.
Pan Bóg „liczy się ze słowami” i jeśli coś mówi, to mówi!
Czyż nie On powinien być dla nas wzorem? W rzeczywistości, w której ludzie wypowiadają tak wiele i tak nieodpowiedzialnych słów, trzeba umieć zamilknąć, aby nauczyć się mówić. I właśnie sposobność do tego stwarza nam adoracja KAWAŁKA CHLEBA.
Milczeć!
Jednak nie dlatego, że nie mam nic do powiedzenia, ale dlatego, że chcę usłyszeć każde słowo, które Jezus chce mi powiedzieć.
Gdy słowa ludzi nie mają dzisiaj większej wartości, pozbawione są autorytetu, trzeba szukać KOGOŚ, kto mówi, jak TEN, KTÓRY MA WŁADZĘ (Mk 1, 22).
Ludzie często wypowiadają się przeciwko drugiemu; mówią nie po to, by budować, ale burzyć, nie po to, by dawać życie, ale zabijać.
Jakże inaczej zwraca się do nas Pan Bóg: Jego słowo stwarza, podtrzymuje w istnieniu. Jego Słowo zbawia, oświeca. Jego słowo prowadzi.
Takiego słowa trzeba słuchać, w takie słowo trzeba się wsłuchiwać całą swoją istotą, ze wszystkich sił.
Dla Żydów pierwszym przykazaniem było: SŁUCHAJ IZRAELU (Pwt 6, 4)!
SŁUCHAJ! Przestań mówić i… słuchaj. Wtedy będziesz na właściwej drodze. I ciekawa rzecz: dopóki Izraelici słuchali Pana Boga, dopóty żyli w pokoju i dobrobycie. Za każdym razem, gdy głos Pana Boga przestawał być przez nich słuchany, popadali w niewolę.
Tak jest i z nami: dopóki trwamy na słuchaniu, dopóki walczymy o SŁOWO BOŻE w naszym życiu, dopóty żyjemy i jesteśmy na właściwej drodze.
Czy nie potwierdza tego rzeczywistość, która nas otacza, w której żyjemy?
Niech adoracja Jezusa, SŁOWA, KTÓRE OJCIEC WYPOWIADA NIEUSTANNIE DO KAŻDEGO Z NAS, pomaga nam zdobywać nie tylko umiejętność słuchania, ale przede wszystkim wprowadzania w czyn tego, co On do nas mówi.
A wtedy nasz aktywizm nie będzie budowaniem na próżno.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
proszę Cię o umiejętność wsłuchiwania się w Twoje słowo,
abym pośród zgiełku tego świata
słyszał tylko to, co naprawdę ważne i pożyteczne.
Amen.
6. Odkryć cud. Zawalczyć o Skarb!
Z Ewangelii według świętego Mateusza 13, 44-46:
Królestwo niebieskie podobne jest do SKARBU UKRYTEGO W ROLI. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją.
Gdy człowiek odkryje wartość słowa Bożego, a poprzez nie pozna JEDYNE SŁOWO, czyli Jezusa Chrystusa, odkryje najważniejszy SKARB. Ten Skarb jednak jest nam odbierany i obniża się jego wartość. Jak bardzo dzisiaj nawet ludzie wierzący, odchodzą od wiary poprzez różnego rodzaju afery i skandale, których autorami są ludzie Kościoła. To staje się zasłoną, która zostaje narzucona na ich oczy, które przestają widzieć istotę rzeczy, a zatrzymują się tylko na powierzchni.
Potrzebna jest więc kolejna bitwa: o skarb, jakim dla człowieka jest Pan Bóg. Tę walkę podejmujemy podczas adoracji. To wyjątkowe pole bitwy, na którym decydują się nie tylko losy wiary pojedynczych osób, ale i losy świata.
Na adorację możemy spojrzeć, jak na codzienne zajęcie. Zresztą najlepiej, by było, gdyby udało nam się udawać przed Najświętszy Sakrament każdego dnia. Tak jak chociażby chodzimy codziennie do pracy, podejmujemy codzienne obowiązki. I bywa, że pośród takich zajęć człowiek odkrywa coś, co całkowicie go zaskakuje. Nagle widzi, że coś bardzo wartościowego trzyma w swoich dłoniach. Takich przeżyć doświadczali wielcy odkrywcy, którzy podejmowali żmudne badania i eksperymenty, które w zaskakujący sposób kończyły się jakimś wynalazkiem czy odkryciem, co później okazywało się milowym krokiem w dziejach całej ludzkości.
Tak było z ewangelicznym rolnikiem, który podejmując codzienny trud na roli, i to nie należącej do niego, znalazł skarb.
Gdy my sami zdecydujemy się na takie żmudne trwanie na adoracji, na walkę, wtedy i ona doprowadzi nas do niewiarygodnego i najważniejszego odkrycia: Jezus Chrystus jest moim Panem i Bogiem!
Z początku na adoracji pewnie będę widział tylko kawałek chleba, opłatek, jak nawet zwykliśmy mówić. Nie będzie to robić na mnie większego wrażenia. Idąc tym tropem, można nawet powiedzieć, że jest to jakaś plaga istniejąca wśród ludzi uważających się za wierzących. Iluż, nawet wobec wystawionego w Najświętszym Sakramencie Jezusa, nie wie, nie zdaje sobie sprawy z tego, jaką postawę przyjąć? Brak przyklęknięcia, przejście, jakby tu NIC nie było, jakże to „normalne” w naszej katolickiej Polsce. To tylko pokazuje, jak mało jest wiary, jak ta wiara w niektórych osobach stała się „niewidoma”, że nie dostrzega już Tego, w którego przecież deklaruje, że wierzy.
Do tego dochodzi dziwny może wstyd, gdy chodzi o odpowiednie zachowanie w kościele: co powiedzą inni, jak zobaczą mnie, gdy przyklękam, gdy pokłonię się, mam złożone ręce.
Nawet nie pomagają ustawiane w kościołach, w kaplicach adoracji tabliczki z napisem: PRZYKLĘKNIJ, NAJŚWIĘTSZY SAKRAMENT!
W ten sposób kształtuje się pewien styl, któremu bezwiednie mogą ulegać i inne osoby. Potrzeba więc walki najpierw z samym sobą, aby wyrabiać w sobie dyscyplinę pracy nad poszukiwaniem, odkrywaniem Skarbu wiary, jakim jest Pan Jezus. Dalej trzeba walki, aby na tej zdobytej pozycji się utrzymać, by nie osuwać się w dół, by nie dać się wyprzeć przeciwnikowi.
Trzeba walki, o coraz lepsze zrozumienie WIELKIEJ TAJEMNICY WIARY, jaką jest Eucharystia, czyli sam Jezus. Kim On jest? Kim On jest dla mnie? Kim ja jestem dla Niego?
Adoracja stwarza do tego znakomite warunki, bo tu spotykam się z Jezusem sam na sam, On wręcz wychodzi mi naprzeciw, daje mi siebie, mam Go jak na dłoni. On sam daje mi siebie poznać. Robi to jednak tak delikatnie, że nie zniewala mnie sobą, swoim pięknem, wspaniałością, ale pozwala mi odkrywać siebie krok po kroku. I co ważniejsze: wzbudza w moim sercu pragnienie, bym coraz bardziej Go szukał, pragnął, tęsknił za Nim. To specjalna „gra miłosna”, która ma na celu jedno: rozkochać mnie w Nim.
A gdy ta miłość będzie coraz większa, wtedy i poszukiwanie SKARBU, stanie się jedyną i najważniejszą sprawą życia. Stanę się największym i najszczęśliwszym odkrywcą świata: znalazłem SKARB, z którym żaden inny nie może się równać.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
szukam i gonię za tylu rzeczami,
szukam szczęścia niekoniecznie tam, gdzie ono jest.
Proszę więc o mądrość,
która wskaże mi prawdziwe skarby.
Amen.
7. Włączyć emocje. Zawalczyć o radość!
Z Ewangelii według świętego Jana 20, 27-29:
Następnie rzekł do Tomasza: «Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż [ją] do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!» Tomasz Mu odpowiedział: «Pan mój i Bóg mój!» Powiedział mu Jezus: «Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli».
Czy przeżyłeś kiedyś zachwyt patrząc na zachód słońca?
Czy nie mogłeś oderwać wzroku od widoku gór?
Czy stałeś jak oniemiały, bo zobaczyłeś piękno człowieka?
Tyle jest sytuacji w naszym życiu, które sprawiają, że z jednej strony człowiek milknie, a z drugiej rozpiera go ogromna radość, szczęście nie do opisania. Te wymienione wyżej to tylko skrawek takich możliwości.
A cóż dopiero, gdy choćby na adoracji człowiek zrozumie, że Pan jest ze mną, Pan jest dla mnie!
Oto powód i źródło radości, która jest jedyna w swoim rodzaju, i której pragnie ludzkie serce. Jest to bowiem nie tylko uświadomienie sobie jakiejś teorii, ale doświadczenie prawdziwej miłości, bo przecież Pan Jezus to sama miłość, która została z nami pod postacią chleba.
Jakże wtedy nie skakać z radości, jak nie pozwalać, by z oczu płynęły łzy radości?
Papież Paweł VI w adhortacji Radujcie się w Panu, napisanej w 1975 r. z okazji Roku Jubileuszowego pisze:
Należy również cierpliwie podjąć trud edukacji czy reedukacji umysłów w pełną prostoty umiejętność korzystania z wielorakich radości ludzkich, jakich Bóg Stwórca użycza nam na tę doczesną pielgrzymkę. Chodzi mianowicie o głęboką radość z istnienia i życia; o radość połączoną z czystą, uświęcającą miłością; o radość uspokajającą, czerpaną z przyrody i milczenia; o radość surowej powagi, jaką rodzi dzieło dokładnie wykonane; o radość i przyjemność spowodowane wypełnieniem obowiązku; o radość czystą, jaka płynie ze skromności, służby i uczestnictwa we wspólnocie; o radość mozolną, pochodzącą z poświęcenia się. Chrześcijanin może te formy radości oczyszczać, uzupełniać, uszlachetniać, ale nie wolno mu nimi pogardzać. Chrześcijańska radość wymaga, aby człowiek był zdolny do korzystania z radości naturalnych. Wszak Chrystus często brał je za punkt wyjścia do głoszenia Królestwa Bożego.
Człowiek szuka radości. Nie wolno jednak zapominać, że może się mylić i uznawać za radość coś, co nią nie jest. Świat proponuje nam dziś wielką gamę uciech. Jednak są one marnej jakości i szybko mijają. Co więcej wpychają człowieka w jeszcze większy smutek i przygnębienie. Tak dzieje się, gdy człowiek zapomni o Panu Bogu, nie chce słuchać Jego głosu, nie chce podążać drogą, którą On proponuje.
Pan Bóg jednak walczy o człowieka i jego prawdziwą radość. Dlatego nie przestaje być z nami, choćby w Sakramencie Ołtarza. Jest tutaj jako jedyny i najważniejszy punkt odniesienia, drogowskaz, oparcie…
Człowiek, zdobywając się na adorację, już pokazuje, że zależy mu na czymś cennym i ważnym, że chce szukać. Gdy jest wytrwały w adoracji, walczy podczas niej, wtedy ma wielką szansę znaleźć prawdziwą radość, która wypełni jego serce po brzegi.
Trzeba być tutaj cierpliwym, jak słudzy w Kanie Galilejskiej, napełniający stągwie wodą. Ileż musieli się natrudzić, nawalczyć z kolejnym obowiązkiem, gdy już i tak byli umęczeni przygotowaniami do wesela i jego obsługą. Jednak to wszystko przyniosło skutek, jakiego absolutnie się nie spodziewali.
Tak może być i z nami, gdy wytrwale chodzimy na adorację, znajdujemy na nią czas, trwamy na niej, pomimo trudności i przeciwności. Taki trud nie może pójść na marne, ale przynosi owoc, jakim jest radość z przebywania z NAJWAŻNIEJSZĄ OSOBĄ W ŻYCIU.
Wobec takiej radości bledną wszelkie inne, a jeśli już to nabierają wartości w odniesieniu do tej RADOŚCI, która wynika z odkrycia: PAN JEST ZE MNĄ, PAN JEST DLA MNIE!
Szukasz prawdziwej radości?
Idź na adorację, tam ją znajdziesz.
Ona tam na ciebie już czeka!
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
moje życie naznaczone jest często smutkiem.
Proszę o łaskę trwania przy Tobie
nawet pośród codziennych szarych zajęć,
bo wiem, że tylko Ty możesz dać mi
prawdziwą radość.
Amen.
8. Zdobyć się na uniżenie. Zawalczyć o pokorę!
Z Ewangelii według świętego Mateusza 18, 1-5:
W tym czasie uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: «Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?» On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje.
W sercu kilkuletniego chłopca zrodziło się pragnienie: być najlepszym piłkarzem na świecie. Skąd coś takiego? Z obejrzanego jednego, drugiego meczu i powtarzanego nazwiska jednego z piłkarzy.
Ktoś inny pewnie szukał podobnych inspiracji w innych dziedzinach życia.
Współczesna telewizja serwuje nam różnego rodzaju seriale, w których widzimy takie a nie inne zachowania ludzi, którzy stają się idolami nie tylko dla dzieci i młodzieży.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mimochodem podpowiada się, żeby dążyć do tego za wszelką cenę, nawet po „trupach”. Ja muszę być najlepszy, ja muszę to osiągnąć. W ten sposób karmi się ludzką pychę, która niestety w ostatecznym rozrachunku prowadzi człowieka w całkowicie przeciwnym kierunku.
Zapatrzeni w propozycje tego świata, możemy niestety zagubić to, co oferuje nam Pan Bóg. On odkrywa to w Jezusie Chrystusie. A my możemy to poznać zatrzymując się przed TAJEMNICĄ, jaką jest Jezus w Eucharystii.
On pokazuje nam siebie, jako tego, który uniżył się dla nas aż do śmierci. Jego uniżenie objawia się również w Najświętszym Sakramencie. Kto mając o sobie wygórowane mniemanie, wpadnie na pomysł, aby stać się chlebem, który może być wyrzucony, zapomniany, zdeptany, przeterminowany.
Pokora Jezusa sięgnęła zenitu!
Adoracja staje się więc niepowtarzalną okazją, aby człowiek nauczył się, czym jest pokora, co ona daje i o nią zawalczył.
Już w naszym przysłowiu pokora jest wychwalana: pokorne cielę dwie matki ssie. Człowiek potrafiący się uniżyć, zwykle więcej zyskuje niż pyszałek. Z pyszałkami mało kto lubi przestawać. Natomiast z człowiekiem łagodnym, dobrym, pokornym praktycznie każdy.
I oto podczas adoracji możemy wpatrywać się w Tego, który jest pokorny w najwyższym stopniu. Tu przecież mamy nie kawałek chleba, ale samego Chrystusa żywego, prawdziwego, realnego. Tego samego, który chodził po palestyńskiej ziemi i który szedł zwłaszcza do pogardzanych i odrzuconych przez innych. Sam w końcu doznał największego upokorzenia na krzyżu.
Te prawdy ogłasza nam, bardzo cicho i pokornie Eucharystia. Gdy wpatrujemy się w Chrystusa poznajemy właśnie Jego pokorę, która skłoniła Go do takiego aktu uniżenia, że stał się dla nas pokarmem.
Pan uniżył się dla mnie! Oto prawda bijąca z WIELKIEJ TAJEMNICY WIARY.
Tu mogę nie tylko o tym się dowiedzieć, ale doświadczyć na sobie samym. Przecież Jezus jest tu dla mnie. Można by wręcz powiedzieć tylko i wyłącznie dla mnie. A kimże ja jestem, by On zdobywał się na taki krok?
I tu jedyna odpowiedź: jestem nikim i niczym. Nawet wobec ogromu stworzenia, wobec wszelkich tajemnic tego świata człowiek staje jak analfabeta i najsłabsze ze stworzeń.
Jednak dla kogoś takiego, czegoś takiego, Bóg się uniża. To nie dla kogoś innego to robi, ale dla mnie. Co za pokora!
Skoro tak, to czy ja mogę się wywyższać ponad kogokolwiek z ludzi, a tym bardziej ponad Niego?
Adoracja prowadzi więc do pokory, pokory właściwie pojmowanej i przeżywanej, dzięki której człowiek wchodzi na drogę prowadzącą do prawdziwego wywyższenia.
Tej pokory uczymy się zaczynając od prostego zachowania, jakim jest zgięcie kolan przed Panem Bogiem. Ta postawa, tak zanikająca dzisiaj, to właśnie pierwszy stopień pokory i jej zewnętrzny wyraz. Przychodząc do kościoła, nawet na niedzielną Mszę św., wchodząc do kościoła choćby przypadkiem, pamiętajmy, że należy przyklęknąć, by w ten sposób wyznać swoją wiarę. Tym już świadczymy, że ta cnota jest naszym udziałem.
Gdy podczas adoracji, zamiast siedzieć, klękamy, trwamy tak długo, aż skóra na kolanach nam twardnieje, to ta walka prowadzi do prawidłowego ukształtowania siebie samego, właściwego widzenia siebie i swej wartości.
Pokora pomaga nam zrozumieć naszą wartość, ponieważ na adoracji poznajemy Boga, który dla nas poniósł śmierć krzyżową. To świadczy o tym, jaką wartość mamy w Jego oczach.
Skoro tak, to z pokorą zginajmy kolana przed naszym Panem i Bogiem. Czyńmy tak nie tylko podczas adoracji, ale jeśli to tylko możliwe przystępując do Komunii świętej.
Wtedy będziemy mieli na tyle sił, aby stawić czoła największemu naszemu wrogowi, jakim jest nasza pycha.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
w moim życiu od czasu do czasu
próbuję być kimś,
na wzór jakiegoś idola.
Proszę, bym umiał wpatrywać się w Ciebie
i do Ciebie się upodabniać. Amen.
9. Przyznać się do grzechu. Zawalczyć o przemianę!
Z Ewangelii według świętego Łukasza 13, 1-5:
W tym samym czasie przyszli niektórzy i donieśli Mu o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: «Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie».
Sprzed Najświętszego Sakramentu mam odchodzić innym, nowym, przemienionym człowiekiem.
Pewna młoda kobieta, Rosjanka, która żyła w całkowitej nieświadomości, co do Pana Boga opowiada o sobie:
Znalazłam się sama w obcym mieście, było popołudnie, nie wiedziałam, gdzie mogłabym pójść, co ze sobą zrobić. Nie wiem, dlaczego postanowiłam pojechać do tej skromnej drewnianej kaplicy, w której byłam już wcześniej kilka razy z moją znajomą. Był listopad, jaki u nas bywa: zmarznięta ziemia, przenikliwy wiatr i brak śniegu, co powodowało jeszcze większy ziąb. Zmierzchało. Po drodze do kaplicy trzeba było przejść obok wielkiego wykopu, który, jak mi wcześniej mówiono, był wykopem pod przyszły kościół.
Pierwszym, co zobaczyłam, kiedy weszłam do kaplicy, było coś podobnego do słońca. Tak, spostrzegłam ten przedmiot, jego formę, materiał, z którego był wykonany, to, że ten przedmiot (nazwy którego nie znałam i co on zawierał, też nie wiedziałam) stał na stole (ołtarzu). Jednak w mojej pamięci, w moim odbiorze tej rzeczywistości pozostało przede wszystkim słońce.
W kaplicy było bardzo cicho, tylko kilka osób klęczało. Żeby nie zwracać na siebie uwagi, zrobiłam to samo. I tak przez jakiś czas klęczeliśmy w ciszy…
Z kaplicy wyszłam już jako inny człowiek, człowiek, który przeżył doświadczenie trudne do wyrażenia, doświadczenie, które podzieliło moje życie na „przed” i „po”.
To przeżycie doprowadziło ją w końcu do przyjęcia chrztu świętego i co więcej, wstąpienia do zakonu. Kilka minut adoracji i to nieświadomie odprawianej, doprowadziło do całkowitej zmiany życia.
Do czego więc może doprowadzić adoracja, którą ktoś podejmuje każdego dnia?
Modli się pod figurą, a diabła ma za skórą.
Niejeden raz słyszeliśmy to powiedzenie. Może nawet stosowaliśmy je wobec naszych bliźnich widząc, czy nawet doświadczając ich zachowania na sobie samych. Gdy pobożność nie przekłada się na odniesienie do drugiego człowieka, jest ona fałszywa i odrzucana przez innych.
Już św. Jakub Apostoł w swoim liście pisał:
Jeżeli ktoś uważa się za człowieka religijnego, lecz łudząc serce swoje nie powściąga swego języka, to pobożność jego pozbawiona jest podstaw. Religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca wyraża się w opiece nad sierotami i wdowami w ich utrapieniach i w zachowaniu siebie samego nieskalanym od wpływów świata. (1, 26-27)
Jeżeli więc samo używanie języka, może prowadzić do takiej oceny, to cóż dopiero, gdy weźmiemy pod uwagę inne zachowania.
Dlatego adoracja jawi się jako wielka i ogromnie potrzebna szkoła dobrego, pięknego i pociągającego życia chrześcijańskiego. Warto do niej wstąpić i warto podjąć wytrwałą walkę o bycie jak najlepszym jej uczniem.
Na naszą przemianę czeka najpierw sam Pan Bóg. Jemu najbardziej na niej zależy. On bowiem zna nas najlepiej. Wie jakimi nas stworzył, a jakimi uczynił nas grzech i jakimi niestety przez własne grzeszne wybory się stajemy. Stąd Jego wysiłek, Jego walka o nas, o naszą kondycję umiłowanego dziecka Bożego.
Pan Bóg walczy o nas w Jezusie, który staje się naszym pokarmem na życie wieczne.
Dalej naszą przemianą zainteresowani są nasi bliźni, zwłaszcza ci, którzy widzieli nas od złej strony, którym daliśmy zły przykład.
Tej przemiany powinniśmy sami pragnąć i o nią walczyć. To jest przecież kwestia naszego być albo nie być w królestwie niebieskim, którego przedsmak mamy już w Eucharystii. Przemiana, nawrócenie jest pierwszym krokiem prowadzącym do tego celu.
Każda minuta spędzona na adoracji, może nawet wywalczona, to może mały, ale jakże ważny krok zbliżający nas do ideału, który nieustannie Jezus nam ukazuje.
Niech każda chwila spędzona z Jezusem będzie okazją, by w Jego ręce złożyć nasze dziecięce pragnienia, dotyczące już nie tyle bycia najlepszym piłkarzem, ale dzieckiem Ojca, który jest w niebie.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
wiem jak ważne jest moje nawrócenie.
Często jednak brakuje mi sił i motywacji.
Dlatego proszę,
przytul mnie do swego Serca,
i nawróć mnie.
Amen.
Ludzie na adoracji
Najświętszego Sakramentu
Starszy mężczyzna.
Twarz zorana zmarszczkami. Dłonie upracowane. Było mu ciężko klęknąć, ale kilka długich chwil klęczał w kąciku kaplicy adoracji wpatrując się w Najświętszy Sakrament.
Potem jakby już łatwiej było mu powstać z klęczek.
Wspólnoty parafialne.
Każdego dnia jedna ze wspólnot i grup parafialnych ma swój dyżur w kaplicy Najświętszego Sakramentu. Zaczynają o godzinie 15 modlitwą do Bożego Miłosierdzia. Jest śpiew, koronka, inne modlitwy. Trwa to raz krócej, raz dłużej, ale płynie z serca przepełnionego miłością do Jezusa i bliźnich.
Grupa pielgrzymów
Z księdzem pielgrzymowali cały dzień. Nawiedzili kościół, ale nie tylko po to, by zobaczyć piękny zabytek. Widzieli w nim przede wszystkim DOM BOŻY. Weszli do kaplicy adoracji. Narobili trochę zamieszania. Zresztą trudno by było inaczej. Pomodlili się wspólnie, jako grupa. Mieli też czas na osobistą modlitwę. Zobaczyli tu NAJWIĘKSZY CUD – Jezusa w Eucharystii.
Teraz mogą spokojnie wracać do domu.
Pełni wrażeń.
Młode małżeństwo
Mieli trzy córeczki. W ciągu roku starali się, według możliwości, podróżować, by coś zobaczyć, by odpocząć. Mieli zasadę: gdziekolwiek jechali po drodze zatrzymywali się w przynajmniej w jednym kościele na modlitwę. Nie byli turystami, ale wierzącymi, którzy i przez podróż chcieli zbliżyć się do Pana Boga i Go wychwalać.
Turysta
Po prostu wszedł do kaplicy adoracji. Wszedł bardzo cicho i spokojnie. Widać było, że ma wyczucie MIEJSCA. Porozglądał się, zrobił dwa zdjęcia.
I wyszedł.
Chyba ochrzczeni
Wchodząc do kościoła niezdarnie i bez przekonania przeżegnali się wodą święconą. Choć trudno było się dopatrzeć w tym geście znaku krzyża. Potem z założonymi do tyłu rękoma obeszli kościół. Oglądali wszystko z zaciekawieniem, ale nie jak ktoś, na kim kościół robi głębsze wrażenie czy wywołuje uczucia religijne.
Weszli i do kaplicy adoracji…
I po prostu przeszli, zatrzymując się najwyżej na sekundę.
Mężczyzna z telefonem
Wszedł do kaplicy trzymając telefon w ręku. Usiadł, uklęknął w ławce, telefon położył przed sobą. Ręce miał złożone jak do modlitwy. Na nich oparł głowę. Od czasu do czasu opuszczał głowę i zerkał na telefon.
Miał w nim modlitwę, którą odmawiał żarliwie, półszeptem.
Starsza pani
Z powodu wieku, kilku chorób nie mogła uczęszczać do kościoła. Miała za to spory stosik różnych modlitewników, z których korzystała gorliwie. Wśród nich były Nawiedzenia Najświętszego Sakramentu św. Alfonsa Liguorii. Codziennie popołudniu, z tej książeczki, w swoim modlitewnym kąciku, odmawiała pobożnie i w skupieniu przewidziane modlitwy, tak jakby była w kościele przed Najświętszym Sakramentem.
Wiekowi małżonkowie
Do kościoła jeździli codziennie zielonym maluchem. W kościele byli dużo przed czasem. Robili tak specjalnie, aby w ciszy kościoła, wobec samego Jezusa, niejako wpatrując się w Niego, opowiedzieć Mu o swoim życiu i życiu swych dzieci. Chcieli wykorzystać swoje możliwości w tym względzie maksymalnie. Nie wyobrażali sobie przychodzić do kościoła na ostatnią chwilę.
Kilka myśli o Eucharystii
Stefana Kardynała Wyszyńskiego
Prymasa tysiąclecia
W związku z jego beatyfikacją
Eucharystia jest najgłębszym zjednoczeniem z Bogiem. „Kto spożywa Moje ciało i krew Moją pije, trwa we mnie, a Ja w nim. Jak mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie” (J 6, 56-58). W Komunii świętej przyjmujemy żyjącego Chrystusa.
Słowo Przedwieczne, przystosowując się do naszych możliwości i właściwości, oddaje się człowiekowi, aby on po ludzku odniósł się do swego Boga – jako do Pokarmu.
Eucharystia nadaje ogromną wartość człowiekowi – jako istocie stworzonej z miłości na obraz i podobieństwo Boga. Udział w niej jest znakiem wielkości i godności człowieczeństwa. Bóg czyni wszystko, aby człowiek tej godności nie utracił. Syn Boży przez Wcielenie staje się człowiekiem, a w Eucharystii – pokarmem dla nas, pielgrzymów tej ziemi.
Bóg chce nas przekonać, że zasługujemy na jego uwagę, że nie jesteśmy Mu obojętni i że, mimo wszystko, warci jesteśmy tego, aby nas żywił. On chce nas żywić! Czyni wszystko, abyśmy nie uschli z głodu. Poświęca nam całą uwagę, karmiąc nas samym Sobą. Pragnie nam pod osłoną człowieczeństwa udzielać swego Bóstwa. To wszystko świadczy o wysokiej i wielkiej godności człowieka.
Pragniemy popatrzeć na Ciebie w Eucharystii. Wybrałeś taki kształt królowania, że Twój tron jest cichy. Królowie tego świata okazują swoją władzę nieraz w sposób bardzo surowy. Natomiast Ty niejako ukrywasz swoją władzę, zamieniasz ją na służbę. I aby Twoja władza nikogo nie onieśmielała, osłaniasz swoją królewską moc postaciami chleba i wina. Tak stałeś się przystępny dla wszystkich. Dajesz posłuchanie wszystkim bez trudu, bez szczególnych zabiegów. Na Twoim tronie jesteś zawsze obecny, zawsze Ciebie można zastać, nie trzeba do Ciebie zgłaszać podań, nie trzeba się specjalnie przygotowywać. Wystarczy być! A wtedy Ty raczej przemawiasz.
Według zamiarów Bożych jedna Msza Święta odprawiona przez kapłana więcej znaczy, niż wielkie wartości materialne, czy nawet duchowe. A ja pragnąłem odprawić przynajmniej jedną Mszę świętą.
Chrystus do tego stopnia jest dla ludzi, że dał im samego siebie na pokarm w Eucharystii; podobnie Jego dzieci muszą służyć Bogu i ludziom wszystkimi wartościami, jakie posiadają, dając siebie innym bez reszty.
Gdyby człowiek był czymś nieważnym, skromnym i małym, bez znaczenia, na pewno Bóg nie podejmowałby tak niezwykłych „wysiłków”, aby go ratować, zbawiać i żywić swoim Ciałem.
Jezus mówi:
Ja szukam ciebie. Ja cię nigdy nie opuszczę. Nie tylko w tej chwili, ale zawsze. Gdy wyjdziesz na ulicę, wrócisz do domu i usiądziesz przy biurku, gdy pójdziesz jutro do pracy, gdy otoczą cię kłopoty, gdy przyjdą do ciebie ludzie z różnymi sprawami, pretensjami i żalami. Ja jestem z tobą, w tobie, dla ciebie. Mój Ojciec przysłał Mnie dla ciebie, bo On cię kocha. Jestem darem Ojca dla ciebie.
Może skromnie oceniasz swoje serce. Mówisz Mi:
Panie, nie jestem godzien …
Ale Ja ci powiem: dla Mnie nie ma znaczenia czy jest to stajnia betlejemska, wieczernik, czy mój krzyż, świątynia, tabernakulum, czy twoje serce. Dla Mnie to nie jest problemem. Jestem u ciebie i to jest moja radość. To jest rzeczywistość.
Część III:
Czego mogę spodziewać się po adoracji?
ADORACJA TO OWOCE MIŁOŚCI!
Wstęp:
W każdym naszym działaniu spodziewamy się konkretnych owoców, rezultatów. Tak jest również na polu wiary. Chcemy nawet wiedzieć: jakie korzyści mi ona przyniesie?
Gdy znam cel, gdy mogę przewidzieć swoje osiągnięcia, gdy jestem wręcz pewien korzyści swego działania, wtedy łatwiej i z większym zapałem do tego przystąpię.
Na gruncie adoracji chyba tym bardziej potrzebujemy wiedzieć, jakich owoców po niej się spodziewać? Co ona mi da?
Między innymi dlatego ta trzecia część rozważań o adoracji Najświętszego Sakramentu, aby jeszcze bardziej do niej zachęcić nawet największych sceptyków. Tym zaś, którzy są wierni i towarzyszą Jezusowi ukrytemu pod postacią chleba, mogą one dodać lub odnowić zapał w tym dziele.
Pan Jezus jest nieprzewidywalny i bardzo hojny! Jeśli ktoś przez adorację oddaje Mu do dyspozycji swoje życie, On sprawia, że to życie staje się obfitującym w owoce ogrodem.
Te owoce są bardzo liczne. Tutaj zostały wskazane tylko niektóre, taki malutki koszyczek. Autor zdecydował się ukazać trzy cnoty Boskie: WIARĘ, NADZIEJĘ I MIŁOŚĆ, oraz cztery cnoty kardynalne, czyli najważniejsze w chrześcijańskim życiu: ROZTROPNOŚĆ, SPRAWIEDLIWOŚĆ, UMIARKOWANIE I MĘSTWO. Dodał również: WYTCHNIENIE I SŁUŻBĘ.
Oczywistą sprawą dla każdego powinno być to, że najważniejszym owocem adoracji jest MIŁOŚĆ, w wielorakich swoich przejawach, aż po służbę. Dlatego służba jest zwieńczeniem i najważniejszym wnioskiem. Ona jest także sprawdzianem całej pobożności.
Wydaje się, że o tak WIELKIM DARZE I TAJEMNICY NASZEJ WIARY, jakim jest Eucharystia, nie można powiedzieć za dużo i zawsze będzie za mało. Tak jak dla kogoś kto kocha nie ma granic w dawaniu miłości, tak samo dla kogoś kto kocha, nie będzie umiaru w zapraszaniu, zachęcaniu, przynaglaniu, aby i inni z TEJ JEDNEJ, JEDYNEJ MIŁOŚCI korzystali i dali się nią zachwycić i przemienić.
Gdyby choć jedna osoba, dzięki temu przewodnikowi, przekonała się do codziennej adoracji Jezusa, to te skromne rozważania spełnią swoje zadanie.
Niech więc przez podejmowanie i praktykowanie, może nawet i każdego dnia, adoracji Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie MIŁOŚC BĘDZIE MIŁOWANA!
1. Czego mogę spodziewać się po adoracji?
Mocnej wiary
Z Księgi Liczb 14, 11:
I rzekł Pan do Mojżesza: «Dokądże jeszcze ten lud będzie Mi uwłaczał? Dokądże wierzyć Mi nie będzie mimo znaków, jakie pośród nich zdziałałem?
Być może pamiętamy nasze pierwsze lekcje religii. Uczyliśmy się wtedy na pamięć prawd katechizmowych, może nawet przeżywaliśmy stres przed ich zaliczaniem, szczególnie przed I Komunią świętą. Z tego okresu zostało może nam w pamięci jedno, że wiara jest łaską czyli darem Pana Boga, który został w nas posiany w momencie chrztu świętego.
Wiara! Oto przedmiot naszego rozważania w odniesieniu do adoracji Najświętszego Sakramentu. I rozumiemy, że właśnie na tym gruncie wiara jest nam niezbędna. Ona bowiem otwiera nam oczy na rzeczywistość, której zwyczajnie nie dostrzegamy. Choć mielibyśmy najlepszy na świecie wzrok, on o własnych możliwościach nie dostrzeże tego, co widoczne jest tylko dla wiary. Pan Bóg udziela nam właśnie tego daru, abyśmy mogli Go rozpoznać w naszym życiu.
Jednak należy pamiętać, że wiara, dana nam jako ziarnko, domaga się z naszej strony pielęgnacji i współpracy. Zostawiona sama sobie, po prostu pozostanie ziarnem, nie będzie wzrastać, a tym samym nie przyniesie żadnego owocu.
Pamiętam z mego dzieciństwa taką sytuację: wpadła mi w ręce paczuszka jakichś ziarenek. Na obrazku był namalowany arbuz. Były to czasy, kiedy takie owoce były rzadkością i pojawiały się w domu od naprawdę wielkiego dzwonu. Postanowiłem więc te ziarenka odpowiednio wykorzystać. Nie czytając nawet za bardzo opisu, jak z nimi należy postąpić, po prostu posiałem je w ziemi. Już na drugi dzień sprawdzałem czy zaczynają kiełkować. Niestety nic nie zauważyłem.
Po jakimś czasie, zaczęły przebijać się przez ziemię. Wyrosły na kilka centymetrów, ale na tym wszystko się skończyło. Owocu żadnego z nich nie było. Po prostu posiałem je w nieodpowiedniej glebie, w złym czasie i nieodpowiednio o nie dbałem.
Podobnie może być z naszą wiarą: gdy o nią nie zadbamy to nie tylko nie będzie wzrastać, ale i nie przyniesie żadnego owocu.
Dlatego chcemy zobaczyć, że adoracja Jezusa w Najświętszym Sakramencie daje nam wspaniałe warunki i możliwości do wzrastania naszej wiary. Jeżeli nawet nasza wiara jest na etapie ziarenka, to już wystarczy, abyśmy uznali prawdę o obecności Jezusa pod postacią chleba i obecnego dla nas w świętej Hostii.
Adoracja jest najlepszą glebą, w której może wzrastać ziarenko naszej wiary. Co więcej nie musimy się tu specjalnie martwić o czas zasiania. Każda chwila jest dobra, by po prostu je posiać czyli zacząć adorować Jezusa. On sam już zadba o resztę: o rosę Ducha Świętego, o życiodajne soki, ciepło miłości. Mając to wszystko i poddając się temu doprowadzimy naszą wiarę do prawdziwego i wspaniałego wzrostu.
Widzimy więc, że nie trzeba nawet specjalnego wysiłku, aby tak się stało. Trzeba tylko zaufać i powierzyć się NAJLEPSZEMU OGRODNIKOWI.
Pamiętać należy również o tym, co może doprowadzić do utraty wiary? I jest tu podobne prawo: wystarczy niewiele. Wystarczy nic nie robić, nie dbać, zapomnieć o wierze, o tym otrzymanym w darze ziarenku, a ono pozostanie samo.
Ileż osób żyje wokół nas, które zostały ochrzczone, obdarowane wiarą, które nawet jeszcze w młodości tę wiarę praktykowały, a dziś są ludźmi żyjącymi jak niewierzący. Wystarczyło zaniedbanie praktyk religijnych, korzystania z sakramentów, z Pisma świętego i lektur religijnych. A gdy do tego dodamy sączoną w ludzkie serca niewiarę, to efekt mamy gotowy: człowiek niewierzący.
Idąc na adorację, idę do źródła wiary. Idąc na nią nawet z nikłym przekonaniem, że tu obecny jest Bóg, i Jemu oddaję moje serce pod uprawę i użyźnienie, aby stało się żyzną glebą dla wiary. To zapewnia mi właściwe warunki do wzrastania i owocowania.
Może takim pierwszym nawozem użyźniającym glebę mego serca dla wiary będzie świadectwo innych osób trwających na adoracji. Ich widok, ich zanurzenie się w modlitwie, ich wytrwałość mogą i powinny mnie prowadzić do stwierdzenia: wiara to nie jakiś wymysł, ale skoro inni wierzą, to znaczy, że to jest prawda.
Dlatego tak bardzo potrzebujemy adoracji, aby nasza wiara mogła wzrastać i owocować. A pierwszym przejawem owocującej wiary jest miłość. Ale o tym w kolejnym rozważaniu.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
przymnóż mi wiary,
umocnij wiarę moją.
Amen.
2. Czego mogę spodziewać się po adoracji?
Gorącej miłości
Z Ewangelii według świętego Jana 15,5:
Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić.
Przez wiarę poznajemy nie tylko to, że Pan Bóg jest, ale możemy zrozumieć jakim jest. Wiara otwiera nam oczy na Pana Boga. I mówi nam, że Bóg jest miłością. To jest istota Pana Boga. Pan Bóg to sama miłość, która nieustannie wydaje się dla innych. Najpierw ta miłość jest wzajemnym obdarowywaniem się Osób Trójcy Przenajświętszej, a następnie w tym obdarowaniu uczestniczy każdy człowiek. Bez wiary tej prawdy nigdy nie byłbym w stanie zrozumieć i co jeszcze ważniejsze: nie mógłbym wprowadzać jej w życie.
Adoracja Boga, który jest miłością, daje nam możliwość najpierw zachwytu nad tą tajemnicą. Jakże nie zachwycić się, że jestem ukochany?! Eucharystia bowiem jest dowodem tej miłości. Sam Pan Jezus właśnie po to został z nami pod postacią chleba, abyśmy nie byli sierotami. Jego miłość sprawia, że On nie wyobraża sobie życia bez nas. Po prostu musi być z nami i dla nas. Inaczej nie potrafi. Ta cicha obecność w tabernakulum czy w monstrancji o tym bardzo dyskretnie również nam przypomina.
Pan Bóg stwarzając nas powołał nas do życia z miłości i do miłości. Ludzkie serce tak jest ukształtowane, że nie może żyć bez miłości. I nawet ludzie, których byśmy posądzali, że absolutnie w swoim życiu nie kierują się miłością, tej miłości poszukują i są jej spragnieni.
Dlatego tym bardziej ktoś, kto wierzy, nie może sobie pozwolić na to, by żyć bez miłości.
Pierwszą sprawą, którą chcemy sobie uświadomić to to, że nie jesteśmy źródłami miłości. Jesteśmy co najwyżej takimi akumulatorami miłości, które muszą być nieustannie zasilane. By się o tym przekonać wystarczy przywołać przykład małżonków, którzy po latach wspólnego życia, żyją tak jakby byli sobie całkowicie obcy. Często wtedy pada stwierdzenie: już ciebie nie kocham. Właśnie: nie kocham, bo miłość się wyczerpała, gdyż jej nie zasilałem, nie ładowałem swego serca miłością, nie szedłem po nią do Źródła, które jest tylko w Bogu.
Pomijając kwestię coniedzielnej Eucharystii, która w życiu człowieka uważającego się za osobę wierzącą, powinna być oczywistością, chcemy zobaczyć jak bardzo człowiek potrzebuje adoracji. Tu możemy przedłużać to ładowanie akumulatorów miłości i napełniać je aż po brzegi. Tu może dokonywać się przemiana wody naszej słabej, kruchej miłości w wino miłości, którą może dać nam tylko Jezus.
Miłość również domaga się wzrostu. Albo inaczej: ma różne stopnie i każdy z nich jest bardzo ważny. Nawet najmniejsza rzecz może być znakiem ogromnej miłości.
Pomyślmy tutaj o słowach, jak one są ważne. Wystarczy nieraz powiedzieć: kocham cię!, aby ta osoba poczuła się najszczęśliwsza na świecie. Wystarczy posiedzieć przy łóżku chorego, potrzymać go za rękę, by nawet największe jego cierpienie przestało mieć wagę krzyża.
Tak działa właśnie miłość. I takiej miłości uczymy się od Jezusa. On objawia nam ją w przeróżny sposób, między innymi przez swoją obecność w Eucharystii. Można nawet powiedzieć: cóż On tu dla nas robi? JEST! Ta obecność, którą odkrywamy poprzez nasze bycie na adoracji jest tym pierwszym stopniem Jego miłości do nas. Dzięki wierze będziemy dalej odkrywać, że Jezus w Eucharystii ciągle działa. Dzięki mocy Ducha Świętego, Eucharystia jest takim wyjątkowym wehikułem czasu, który sprawia, że Jezus wchodzi w nasze życie tu i teraz, ten sam, który kiedyś chodził po palestyńskiej ziemi. Dzięki temu małemu kawałkowi chleba On spotyka się ze mną, jest ze mną w każdej sytuacji mojego życia.
Wreszcie tu właśnie mogę ciągle na nowo doświadczyć, że miłość Jezusa do mnie objawia się przez krzyż i zmartwychwstanie.
Dlatego bez adoracji wręcz niemożliwe jest to, abyśmy mogli żyć miłością, by miłość była w naszym życiu piękna i dojrzała.
Dlatego też adoracja musi prowadzić nas do tego, że w miłości będziemy nieograniczeni, nie będziemy jej wyliczać i wydzielać, ale na wzór Chrystusa dawać siebie innym bez zastrzeżeń i ograniczeń. Będziemy umieli w najprostszych sytuacjach zobaczyć okazję do miłowania innych, ale również przebywanie z Jezusem uzdolni nas do wydawania swego życia dla innych, aż po ofiarę.
Korzystajmy więc z adoracji, szukajmy do niej okazji, aby w ten sposób ładować swój duchowy akumulator miłością, którą Jezus rozdaje nam pełnymi garściami.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
moje serce jest puste i zimne,
bo nie ma w nim miłości.
Rozpal je
i napełnij swoją miłością.
Amen.
3. Czego mogę spodziewać się po adoracji?
Niezachwianej nadziei
Z listu świętego Pawła Apostoła do Rzymian 5, 5:
A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany.
Proszę państwa, nie ma już żadnej nadziei!
Iluż ludzi usłyszało już takie słowa choćby w szpitalu od lekarza. Lekarze zrobili wszystko, co w ich mocy, pacjent umiera. Nie ma żadnej nadziei.
Oto jedna z tzw. beznadziejnych sytuacji w naszym życiu.
A ileż ich jest?
Problemy małżeńskie, które wydają się nie do rozwiązania.
Poszukiwanie pracy, która spełniałaby nasze oczekiwania.
Plany związane z wychowaniem dzieci.
To tylko niektóre dziedziny życia, które domagają się ogromnej i niezachwianej nadziei.
Znowu pojawia się pytanie: gdzie ją można znaleźć? Czy w tym względzie poddać się ogólnej opinii, że nadzieja to matka głupich; że nadzieja umiera ostatnia? I tym samym pozbawić się nadziei?
A może trzeba pójść innym tropem i znowu poddać się Bożemu działaniu. Pan Bóg zaś, podobnie jak z wiarą i miłością, zaszczepia w naszym sercu także nadzieję. On tej nadziei nas również uczy.
Kiedy człowiek spotyka się z Panem Bogiem w tak wyjątkowym miejscu, jakim jest kaplica adoracji, wtedy może zobaczyć ciekawą cechę Pana Boga: On ma nadzieję!
Pan Bóg ma nadzieję?
Tak! Jak najbardziej!
Przecież sama obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie jest tego dowodem. On właśnie tu pokazuje nam, że czeka na każdego. A czekanie jest znakiem i wyrazem nadziei.
Tak jak przyjaciel czeka na dworcu, na lotnisku na przyjazd przyjaciela, trwa tam mimo, że czas przyjazdu się wydłuża, to jest tam dlatego, że ma nadzieję. Ona sprawia, że nie odejdę, aż się nie doczekam tego, na kogo czekam.
Pan Jezus podobnie: bez względu na to, że często całymi dniami, tygodniami, a nawet latami pozostaje sam w tabernakulum; że jest sam w wystawionej monstrancji, bo nie ma nikogo, kto by Go adorował, On nie rezygnuje, nie mówi, że to nie ma sensu, ale czeka.
Czeka na każdego, czeka na mnie, mimo że ja nie mam czasu na adorację, że pochłaniają mnie różne zajęcia, że po prostu nie zdaję sobie sprawy, iż w ogóle jest adoracja i trzeba to robić.
On jest i ma nadzieję na spotkanie ze mną.
Skoro nadzieja jest cechą Pana Jezusa, to powinna być i moją. Jednak by tak się stało, trzeba z mojej strony przynajmniej minimum wysiłku i zaangażowania.
Tym minimum jest adoracja. I tu może nawet nie trzeba iść w ilość, ale jakość tego czasu.
Jak kształtować, jak wyrabiać w sobie nadzieję, by była niezachwiana?
Uczymy się od Jezusa. Najpierw nasza obecność przed Nim. Jak On jest i czeka, tak i my winniśmy robić to samo. To początek.
Następnie, patrząc na Niego i słuchając Go, możemy zrozumieć, że z Nim nie ma sytuacji beznadziejnych.
Śmierć? Została przez Niego pokonana i teraz króluje życie. Nawet gdy nasze ziemskie życie kończy się, to jednak tu przed Jezusem możemy na nowo zrozumieć prawdę o życiu wiecznym.
Problemy małżeńskie? Skoro małżeństwo jest z Bożego ustanowienia, skoro zaczyna się ono przed ołtarzem, najczęściej w czasie Mszy św., to przed Najświętszym Sakramentem trzeba szukać sił do jego przeżywania i to zwłaszcza gdy dopadają małżonków problemy i kryzysy. Wtedy to, co wydawało się być nawet skończone, zacznie się na nowo. Bo odrodzi się nadzieja.
Tak moglibyśmy iść poprzez różne sytuacje życiowe i zobaczyć, że gdy umiemy powierzać je Jezusowi, na Nim się opieramy, to największe zagrożenia, przeszkody i trudności przestaną mieć znaczenie.
Któż z nas chce żyć w beznadziei? Chyba nikt!
Dlatego idźmy do Jezusa, a On napełni i odnowi w naszych sercach nadzieję.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
tak często się załamuję i poddaję.
Ufam bowiem za bardzo sobie.
Niech moja słabość
pobudza mnie do całkowitego zaufania Tobie.
Amen.
4. Czego mogę spodziewać się po adoracji?
Roztropności
Z listu świętego Jakuba Apostoła 3, 13:
Kto spośród was jest mądry i rozsądny? Niech wykaże się w swoim nienagannym postępowaniu uczynkami dokonanymi z łagodnością właściwą mądrości!
Na wakacjach, urlopie często czujemy się swobodnie i nie przywiązujemy wagi do jakichś specjalnych zachowań. Można więc spotkać się z sytuacją, że np. w góry ludzie idą ubrani jak na plażę: w klapkach, krótkich spodenkach, koszulce z krótkim rękawem. I nagle się okazuje, że są gdzieś bardzo wysoko. Sami się dziwią, jakim cudem tam weszli. I tu zaczyna się problem: jak teraz zejść w tych klapkach, które bardzo dobrze sprawdzają się pod prysznicem czy na basenie, ale nie w wysokich górach. Wtedy może dopiero człowiek uświadamia sobie, jak bardzo potrzebna jest w życiu roztropność.
Gdyby tylko do takich nieroztropnych zachowań dochodziło, to pół biedy. Niestety człowiek potrafi być nieroztropny w o wiele poważniejszych sytuacjach, które grożą wręcz utratą szczęścia wiecznego.
Roztropność jest jednym z darów Pana Boga dla człowieka. Jest pierwszą z tzw. czterech cnót kardynalnych, a więc najbardziej niezbędnych w życiu. Dzięki niej można łatwo ustrzec się przeróżnych szatańskich sideł, zastawionych na nas dość gęsto. Bez takiej cnoty, można stać się łatwym łupem przeciwnika Pana Boga i wroga człowieka.
Gdzie można się jej uczyć, gdzie można ją doskonalić?
Między innymi podczas adoracji. Idąc do Jezusa, przeglądając swoje życie w Jego lustrze, możemy dostrzec, co w nim jest dobre, a co złe. Które nasze wybory prowadziły do dobra, szczęścia, a które były przyczyną naszych porażek?
Możemy łatwo odkryć ich przyczyny. I wtedy łatwo zrozumiemy, że najczęściej zło, którego jesteśmy sprawcami, które nas dotyka, to wynik braku roztropności. Przez nieprzemyślane wybory i lekkomyślność nie tylko naraziliśmy się na niebezpieczeństwo, ale staliśmy się sprawcami zła.
Adoracja to okazja, aby przede wszystkim zapatrzeć się w Jezusa: jak On żył, jak postępował, jakich dokonywał wyborów. Czemu to wszystko służyło i do czego prowadziło? To też czas, kiedy możemy pytać Jezusa czy nasze życie Jemu po prostu się podoba? Czy nasze wybory, nawet te najdrobniejsze, służą właściwie naszemu zdążaniu do nieba?
Adoracja to jakby taki punkt kontrolny na drodze naszego życia. Potrzebujemy czegoś takiego i to bardzo, szczególnie, gdy popatrzymy na współczesny świat, w którym wydaje się, że roztropność jest już tylko mdłym wspomnieniem.
Pierwszym polem, na którym możemy i powinniśmy rozwijać cnotę roztropności adorując Jezusa, to uczenie się na własnych błędach. Patrząc na świętość Jezusa, w jej świetle możemy zobaczyć własne życie. Tu niejako w sposób wyjątkowo ostry zobaczymy swoje błędy i grzechy.
Uczyć się na błędach, to chyba jedna z lepszych i pożyteczniejszych lekcji, jakich udziela nam życie. Jesteśmy roztropni, ćwiczymy się w roztropności, gdy przypominając sobie popełnione w przeszłości błędy, możemy teraz, będąc w podobnej sytuacji, tych błędów uniknąć. Dotyczy to zarówno tego, co grzeszne, jak i tego, co grzechem nie będzie, jednak nie będzie służyło naszemu czy innych dobru.
Na adoracji, kiedy Pan Jezus w ciszy naszego serca, niejako przypomina nam to wszystko, możemy podjąć właściwe postanowienia, aby w przyszłości tych błędów nie powielać.
Gdy jesteśmy na tej intymnej rozmowie z Jezusem, możemy również uczyć się roztropności poprzez uczenie się z przykładu innych. Chodzi tu zarówno o tych, którzy są dla nas dobrym przykładem, jak i tych, którzy są tego przeciwieństwem. Jeśli widzę, że ktoś osiągnął świętość (a święci zawsze byli stawiani za wzór i powinni być tak przez nas postrzegani), to nie ma innej alternatywy: idę w ich ślady. Takie postępowanie będzie świadczyć o naszej roztropności.
I wreszcie: roztrząsając podczas adoracji nasze decyzje i patrząc na naszą przeszłość, możemy lepiej kształtować naszą przyszłość. Nie będziemy podejmować nieprzemyślanych decyzji, nie będziemy działać pochopnie, co w konsekwencji nie doprowadzi nas do grzechu.
Warto więc iść na adorację, „tracić” tu swój czas, aby zyskać coś o wiele ważniejszego: roztropność, która poprowadzi nas przez życie i ustrzeże przed błędnymi wyborami i decyzjami.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
tyle razy dałeś mi poznać
jak marne są moje decyzje i wybory.
Są takie, bo podejmuję je sam.
Chcę więc na Tobie się oprzeć
i u Ciebie szukać mądrości.
Amen.
5. Czego mogę spodziewać się po adoracji?
Sprawiedliwości
Z pierwszego listu św. Jana Apostoła 28-29:
Teraz właśnie trwajcie w Nim, dzieci,
abyśmy, gdy się zjawi, mieli w Nim ufność
i w dniu Jego przyjścia nie doznali wstydu.
Jeżeli wiecie, że jest sprawiedliwy,
to uznajcie również, że każdy, kto postępuje sprawiedliwie,
pochodzi od Niego.
Nikomu chyba specjalnie nie trzeba tłumaczyć, czym jest sprawiedliwość. Każdy z nas ma poczucie sprawiedliwości. Wyrabiamy je w sobie tym bardziej, gdy czujemy, że spotyka nas niesprawiedliwość. I wtedy może tym bardziej za sprawiedliwością tęsknimy. Oczywiście nie wolno nam zapomnieć, że sprawiedliwość nie ogranicza się jedynie do nas, że to nam się ona należy, ale jesteśmy do niej zobowiązani również w odniesieniu do naszych bliźnich.
Zdajemy sobie sprawę również z tego, jak w dzisiejszym świecie sprawiedliwości brakuje, jak jest ona wykorzystywana nawet do tego, by jedni drugich wykorzystywali. I tu nie warto zatrzymywać się na samym roztrząsaniu problemu i użalaniu się nad sobą czy innymi, że dotknęła nas niesprawiedliwość, ale czynić wszystko, aby tę wspaniałą i ogromnie potrzebną cnotę w sobie wyrabiać i poprzez to, przyczyniać się, aby dla innych stać się dobrym przykładem i zachętą do podobnych działań.
I znowu chcemy zobaczyć, że adoracja jest wspaniałym czasem uczenia się tej umiejętności. Nauczyciel, którym jest Chrystus w Najświętszym Sakramencie, uczy nas tutaj swoim przykładem. Warto więc iść na adorację, aby wpatrując się w Chrystusa przypominać sobie to wszystko, co On uczynił, by pokazać nam, jak bardzo sprawiedliwym wobec nas jest Pan Bóg.
Może nieraz sprawiedliwość Pana Boga postrzegamy jako narzędzie, którym my sami chcemy odpłacić naszym winowajcom. Nie mogąc uczynić tego sami, bo czujemy się chociażby za słabi wobec naszych przeciwników, czy krzywdzicieli, zrzucamy, może nawet wymuszamy odpłacenie im za nasze krzywdy na Pana Boga. Samo powiedzenie: Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy, dużo mówi o takim podejściu.
Jednak nie tego uczymy się na adoracji. Tu widzimy przede wszystkim Chrystusa, który jest wierny zawartemu z nami przymierzu. Eucharystia jest znakiem i pamiątką tego przymierza, którego nie jest w stanie zerwać nawet nasz największy grzech. By zrozumieć do czego zobowiązał się Pan Bóg, wchodząc w przymierze z nami, warto odwołać się do starotestamentalnej opowieści o Abrahamie, z którym Pan Bóg takie przymierze zawarł. Znakiem zawarcia tego układu było dość oryginalne i ciekawe wydarzenie. Otóż Abraham wziął kilka zwierząt i ptaków, porozcinał je i ułożył w dwóch rzędach. Następnie słyszymy w tej biblijnej opowieści, że między tymi rozciętymi połowami zwierząt przesunął się słup ognia, który symbolizował samego Pana Boga (por Rdz 15, 7-21).
To był jeden ze sposobów zawierania przymierza u starożytnych ludów. Kontrahenci, przechodzili przez taki tunel i patrząc na pozabijane i porozcinane zwierzęta, mieli sobie uświadomić wagę zawartego układu, którego nie tylko nie można było lekceważyć, ale przede wszystkim nie wolno było zerwać. W przeciwnym razie, skazywali siebie na podobny los, jak te zwierzęta.
I właśnie Eucharystia pokazuje nam, że Pan Bóg wobec naszej niewierności, sam na siebie bierze odpowiedzialność za zerwane przez nas przymierze. On nie chce narażać nas na śmierć, ale sam się jej poddaje, aby nam dać życie. W Eucharystii bowiem mamy pamiątkę Chrystusowej śmierci, która była poniesieniem konsekwencji za grzech, jaką jest właśnie śmierć.
Widzimy więc, że Boża sprawiedliwość przekracza tu nasze wyobrażenia. On nie tylko jest wierny, ale wobec naszej niewierności, bierze ją na siebie i ponosi jej konsekwencje.
Na adoracji zadziwiamy się takim zachowaniem Pana Boga. Z tego zadziwienia winien rodzić się wniosek, że skoro tak Pan Bóg postępuje wobec nas, to nie tylko, że nie będę nadal wystawiał Go na coś takiego, ale również sam będę starał się ten przykład sprawiedliwości wprowadzać w życie w odniesieniu do bliźnich.
Jeśli ktoś chce pożyczyć od ciebie płaszcz, oddaj mu i suknię. Chce żebyś szedł z im tysiąc kroków idź dwa tysiące (por Mt 5, 38-42).
Tak działa Pan Bóg wobec nas. Dlaczego my, Jego wyznawcy, mielibyśmy postępować inaczej? Potrzebujemy jednak tego się uczyć. Przyjście do Jezusa, może nawet po trudnym doświadczeniu niesprawiedliwości, przedstawienie mu całej swojej sytuacji, nawet powiedzenie jak bardzo czujemy chęć odwetu, będzie początkiem odrzucenia postawy całkowicie niechrześcijańskiej, po to, aby czynić tak, jak uczy nas Chrystus.
Oto jak bardzo potrzebna nam jest adoracja, abyśmy ucząc się sprawiedliwości, mogli ją zaprowadzać tam, gdzie Pan Bóg nas postawił i nas posyła.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
tak często domagam się sprawiedliwości
ale dla siebie.
Tak często zapominam, że mam być sprawiedliwy.
Na Twój wzór.
Amen.
6. Czego mogę spodziewać się po adoracji?
Odwagi, męstwa
Z Księgi Psalmów 31, 2-4:
Panie, do Ciebie się uciekam,
niech nigdy nie doznam zawodu;
wybaw mnie w Twojej sprawiedliwości!
Skłoń ku mnie ucho,
pośpiesz, aby mnie ocalić.
Bądź dla mnie skałą mocną,
warownią, aby mnie ocalić.
Ty bowiem jesteś dla mnie skałą i twierdzą;
przez wzgląd na imię Twoje kieruj mną i prowadź mnie!
Ludzie zawsze podziwiali bohaterów, czyli takie osoby, które nie zawahały się podjąć największych nawet wyzwań wobec spotkanej rzeczywistości. Bohater kojarzy nam się z walką, ratowaniem życia.
Mówiąc o męstwie i odwadze zazwyczaj może kojarzymy te cnoty z filmowymi postaciami, które potrafiły w pojedynkę stawić czoło całym zastępom przeciwników i wyjść obronną ręką i bez większego szwanku z największych nawet tarapatów i zagrożeń.
A jednak ta cnota jest czymś o wiele poważniejszym i jak najbardziej potrzebnym w codziennym życiu, a nie tylko w wyjątkowych jego momentach.
Dzisiejszy świat jest pełen ludzi, których nie stać na mężne stawianie czoła wyzwaniom. Dostępność wszelkich dóbr, możliwość zamówienia sobie ich przez internet itp., sprawiają, że człowiek gnuśnieje, a więc staje się niezdolny do walki. Ileż osób zrezygnowało nawet z uprawy własnego ogródka, bo nie chce im się męczyć uprawą warzyw, które tak łatwo kupić w sklepie.
Iluż rodziców rozpieszcza swe dzieci, nosząc za nich tornister do szkoły, a tym samym pozbawiając ich zwyczajnej tężyzny fizycznej, nie mówiąc o uczeniu ich odpowiedzialności.
Stąd już tylko krok, aby przestać walczyć o jeszcze większe dobro, jakim jest dobro duchowe. I na tym gruncie można zauważyć lenistwo, gnuśność i obojętność.
Dlatego adoracja, spotkanie z Bogiem, który nie zawahał się oddać swego życia za nas i dla nas, jest okazją do poznania prawdziwego męstwa i uczenia się go dla siebie.
W Eucharystii widzimy Pana Jezusa podczas Jego okrutnej męki. Oto ten najłagodniejszy z synów ludzkich zostaje pojmany, zniewolony, jest bity, poniewierany. Czynią to ludzie uzbrojeni po zęby, całą gromadą. Stają przeciwko osamotnionemu i bezbronnemu Jezusowi. A On się nie broni, On nie ucieka, ale wydaje się w ich ręce, aż po krzyż. W ten sposób daje przykład największego męstwa. Wcześniej mówił: jeśli cię kto uderzy w jeden policzek, nadstaw i drugi (por Mt 5, 39). Teraz potwierdza to swoim zachowaniem.
Na największe zło odpowiada największym dobrem.
Jakąż odwagę trzeba mieć, aby tak się zachować!
Świat współczesny proponuje nam inną strategię: patrzenia tylko na siebie, dochodzenia tylko swoich praw, zainteresowania tylko i wyłącznie sobą. Drugi przestaje mieć znaczenie. Jak mi zaszkodzi, to go zniszczę.
Widzimy więc ludzi, którzy potrafią mieć odwagę do takiego zachowania, ale nie mają odwagi na zło odpowiedzieć dobrem. Skąd to się bierze? Nie korzystają z nauk, przykładu Tego, w którego deklarują, że wierzą. Nie korzystają, bo nie wpatrują się w Niego, ale zapatrzeni są w ekrany telewizorów, z których płyną całkowicie przeciwne przykłady.
Tak ważne więc, wydaje się być to, aby ekran telewizora, tabletu, komórki zastąpić „ekranem” monstrancji.
Trwanie na adoracji będzie wtedy przekładać się na nasze konkretne życie: nie będziemy się bali wybierać i bronić dobra, które tak jest dzisiaj wyśmiewane; nie będziemy bali się mówić prawdy o tym, co dobre i złe; nie będziemy bali się upomnieć drugiego; będziemy mieli odwagę powiedzieć innym o tym, co dla nas jest ważne i dobre, bez czego nie możemy żyć.
Samo pójście i chodzenie na adorację, choć dla wielu wydaje się być pozbawione sensu, już jest aktem męstwa. Wierność tej praktyce jest pokazaniem, że umiem przeciwstawić się najpierw samemu sobie, lenistwu, które może mnie dopaść; a dalej przeciwstawić się ogólnej atmosferze, która może panuje w moim środowisku i nie sprzyja takiej praktyce religijnej.
To są wydaje się rzeczy małe. Ale sam Chrystus uczy: jeśli w drobnej rzeczy ktoś jest wierny, ten i w wielkiej wierny będzie (por Łk 16, 10-13).
To może nas przygotować na wyzwania, które niesie ze sobą świat. I jak się wydaje będą one coraz poważniejsze. To może nas przygotować nawet na to, że staniemy wobec oddania życia za wiarę. Ale jeżeli będziemy się mocno trzymać Jezusa w Eucharystii, który pierwszy oddał życie za nas, wtedy i my będziemy mieli odwagę oddać życie za Niego.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
zapraszasz mnie do walki
o najważniejszą sprawę w życiu:
moje i innych zbawienie.
Dodaj mi odwagi i męstwa,
bym dochował Ci wierności.
Amen.
7. Czego mogę spodziewać się po adoracji?
Umiarkowania, wstrzemięźliwości
Z pierwszego listu świętego Pawła Apostoła do Tymoteusza 6-9:
Wielkim zaś zyskiem jest pobożność wraz z poprzestawaniem na tym, co wystarczy. Nic bowiem nie przynieśliśmy na ten świat; nic też nie możemy [z niego] wynieść. Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni! A ci, którzy chcą się bogacić, wpadają w pokusę i w zasadzkę oraz w liczne nierozumne i szkodliwe pożądania. One to pogrążają ludzi w zgubę i zatracenie.
W jakich czasach przyszło nam żyć? Czasach dobrobytu. Znakiem tego są otwarte wiecznie sklepy, wszelkiego rodzaju zajazdy, restauracje itp. Opływamy w tyle dóbr, może nawet jesteśmy nimi przejedzeni. Gdy przychodzą święta, wszelkie świąteczne potrawy nie sprawiają nam już radości i przyjemności, bo mamy je na co dzień i nam po prostu spowszedniały.
Dlaczego tak się dzieje? Bo brakuje nam podstawowej cnoty jaką jest umiarkowanie. Ta cnota powstrzymuje nas przed nadmierną konsumpcją, która niestety niszczy nasze życie. Nawet od strony czysto medycznej wskazany jest umiar, powściągliwość, umiarkowanie i to na każdej płaszczyźnie. Umiejętność więc takiego podejścia do dóbr będzie przekładać się także na umiarkowane podejście do wszelkiego rodzaju zachcianek i pokus.
Jak wspaniałą szkołą umiarkowania jawi się w tym kontekście adoracja Pana Jezusa, który pozostał z nami pod postacią tego skromnego znaku, jakim jest chleb. Wpatrując się w Jezusa możemy zobaczyć, jak niewiele On sam potrzebował, aby dać nam najwspanialszy dar, siebie samego. Wystarczył mu zwykły, pospolity chleb. Pan Jezus dla ustanowienia Eucharystii nie szukał najbardziej wykwintnych potraw i specjałów. Wykorzystał to, co dostępne jest dla największych biedaków. W ten sposób pokazał nam, że On sam jest umiarkowany.
Iluż ludzi, aby siebie zademonstrować, wywołać na innych wrażenie ucieka się do nawet grożących życiu zachowań i przedsięwzięć. A Jezus posługuje się zwykłym chlebem.
I my w TEN CHLEB możemy się wpatrywać, możemy Go adorować, Nim się zachwycać i od Niego się uczyć.
Może trzeba zdobyć się tu na konkretne ćwiczenia, aby wyrobić w sobie tę jakże potrzebną cnotę. Takim ćwiczeniem może być decyzja, że zamiast iść do sklepu, by zaspokoić swoją nie wiadomo którą zachciankę, pójdę do kościoła na nawiedzenie czy adorację Najświętszego Sakramentu. Szukając jakichś przemijających wartości, które mogą zadowolić mnie co najwyżej na chwilę, poszukam już nie czegoś, ale KOGOŚ, kto może mi dać prawdziwe szczęście i radość.
Zamiast wychodzić ze sklepu z wózkiem, z którego wysypują się zakupy, może warto wyjść z adoracji i opływać w dobra, których nikt mnie nie pozbawi.
Trzeba też zauważyć, że wstrzemięźliwość, umiarkowanie odnosi się nie tylko do dóbr materialnych, ale również do naszych konkretnych zachowań, jak choćby mówienie. Współczesność charakteryzuje się nadmiarem słów. Tak wielu ludzi na wszystkie tematy, ma tak wiele do powiedzenia, i to nie zawsze z sensem. Często jest to tylko i wyłącznie powielanie opinii zasłyszanych w telewizji lub w plotkach. Trzeba więc nam umiarkowania w korzystaniu z takich wynalazków, aby z kolei nie być przekaźnikiem i to bezmyślnym niesprawdzonych stwierdzeń.
Umiarkowanie potrzebne nam jest, abyśmy również właściwie korzystali z rzeczy dozwolonych. Św. Paweł powie (1 Kor 6, 12):
Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę.
Jeżeli o tym zapomnę popadnę w niewolę wolności, będę zniewolony wolnością. A to doprowadzi mnie do zatraty siebie. Jakże wielu ludzi dzisiaj poszło w tym kierunku; jakże wielu uważa to za coś oczywistego.
Tego wszystkiego możemy i powinniśmy uczyć się na kolanach przed Jezusem w monstrancji czy tabernakulum. Tu odkryjemy co jest nam właściwie potrzebne do pięknego i szczęśliwego życia.
Niech więc nieumiarkowanie, jakiemu wielu ulega choćby w korzystaniu ze współczesnych mediów, zostanie zastąpione NIEUMIARKOWANIEM, ale już w tym dobrym znaczeniu, w przebywaniu z Jezusem, a wtedy z pewnością nie będziemy mieli powodów do narzekania, że czegoś nam w życiu brakuje.
Św. Paweł, który całkowicie oddał swe życie Jezusowi doszedł do takiej postawy:
Umiem cierpieć biedę, i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym, i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. (Flp 4, 12-13)
Niech i ona będzie naszą.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
chciałbym opływać we wszelkie bogactwa.
Moje serce szuka skarbu.
Przez umiarkowanie naucz mnie,
że Ty jesteś mym największym Skarbem.
Amen.
8. Czego mogę spodziewać się po adoracji?
Odpoczynku, wytchnienia
Z Księgi Powtórzonego Prawa 5,13-14:
Sześć dni będziesz się trudził i wykonywał swą pracę, lecz w siódmym dniu jest szabat Pana, Boga twego. Nie będziesz wykonywał żadnej pracy ani ty, ani twój syn, ani twoja córka, ani twój sługa, ani twoja służąca, ani twój wół, ani twój osioł, ani żadne twoje zwierzę, ani obcy, który przebywa w twoich bramach; aby wypoczął twój niewolnik i twoja niewolnica, jak i ty.
Jest zakochana w górach. Piesze wyprawy, to jej sposób na oderwanie się od codziennych zajęć, ale również możliwość wyjątkowego przebywania z Panem Bogiem sam na sam, w katedrze zbudowanej przez samego Pana Boga. Nie brakuje jej problemów rodzinnych, zawodowych, brak czasu. Jednak każda chwila spędzona w górach jest dla niej odpoczynkiem, nabraniem sił, aby z jeszcze większym zapałem zmagać się z codziennością. Oczywiście, nie zaniedbuje Mszy św. niedzielnej oraz jest na niej gdy tylko ma taką możliwość w ciągu tygodnia.
Kochające się małżeństwo, tak zwane normalne, czyli nie są wolni od zmartwień, problemów i trosk. Bywa i to nierzadko, że sami sobie stwarzają trudne sytuacje. Bywają między nimi i ciche dni. Jednak jakkolwiek by między nimi było, wystarczy, że ona przytuli się do niego, a wszystko idzie w zapomnienie. Gdy jest zmęczona, jego mocne ramiona są dla niej oparciem. Pogłaskanie po twarzy, włosach to jak balsam na zbolałe serce i poczucie, że nie mam sił.
Dziecko: płacze, bo coś boli, bo się czegoś przestraszyło. Wystarczy, że zostanie przytulone przez jedno z rodziców, że poczuje bicie matczynego serca, a wszystko mija, nawet największy ból.
Ileż w naszym życiu, i to już od jego początku, sytuacji trudnych, nieraz beznadziejnych. Szukamy wtedy pomocy i odpoczynku.
Takim miejscem jest kaplica adoracji, kościół z Najświętszym Sakramentem. Wiara podpowiada nam, że możemy zawsze przyjść do Jezusa, gdyż On na nas czeka, by nas wesprzeć, pocieszyć i umocnić. Być człowiekiem wierzącym, to między innymi odkryć, że w Jezusie mamy okazję do najlepszego odpoczynku. Ci którzy praktykują adorację mogą zapewne zaświadczyć o tym, że przychodząc do Niego, Jemu powierzając swoje sprawy, odchodzą umocnieni i z poczuciem, że odpocząłem.
Ten odpoczynek jednak nie może nam się kojarzyć z tym, co możemy obserwować albo w swoim, albo innych życiu. Może kojarzy nam się z wyciągniętymi na kanapie nogami, poleżeniem przed telewizorem, wyjechaniem w inne miejsce, urlopem. Pytanie jest jednak jedno: czy wtedy rzeczywiście odpoczywam? Czy jest to czas, o którym mogę powiedzieć, że nabrałem rzeczywiście sił na dalsze życie?
Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11, 28-30). Tymi słowami Jezus wskazuje na siebie, jako prawdziwe źródło naszego odpoczynku i zyskania sił.
Dlaczego z tego zaproszenia nie skorzystać?
Dlaczego nie spróbować tego rodzaju wypoczywania?
A zauważmy, że jest to sposób o wiele tańszy niż wszelkiego rodzaju urlopowe wyjazdy i mniej skomplikowany. Jedno co trzeba zrobić, to odważyć się!
Może ktoś przeżył wspaniałe wczasy za granicą: ciągle słońce, ciepła woda, bajeczne krajobrazy. To wszystko zachęcało, ale był strach przed podróżą, jak to będzie, ile to kosztuje. Jednak gdy ktoś raz się odważył, to potem chce tylko tam.
Podobnie może być z adoracją. Może mamy jakieś wahania, wątpliwości: co mi to da? Ale zdobywając się na odwagę i idąc na adorację, niekoniecznie od razu, odczujemy jak wspaniałe możliwości nabierania sił daje nam Jezus.
Tu przede wszystkim Jezus zapewnia nas, że w największych nawet problemach i przy najmniejszych zasobach naszych sił On jest z nami i jest naszą mocą. On nas pokrzepia, wzmacnia, podnosi na duchu.
Z adoracji wychodzimy z poczuciem, że nie jesteśmy sami!
Druga sprawa: On pokazuje nam, że o wiele wcześniej na siebie wziął największy nasz ciężar czyli grzech. Wziął na siebie krzyż i uwolnił nas od niego. Dlatego kiedy z Nim zaczynamy iść przez życie odkrywamy najpierw sens krzyża, a następnie nabieramy motywacji, by wytrwale go dźwigać. Jezus nie tyle uwalnia nas od jakichkolwiek ciężarów, ale nadaje im właściwy sens. Ukazuje, że wszystko możemy przeżywać jako wyraz naszej miłości do Niego i bliźnich.
Ktoś powiedział tak: kobieta jest najsilniejsza, gdy kocha. I jest najsłabsza, gdy jest kochana.
To powiedzenie możemy odnieść do nas, gdy pomyślimy o Jezusie: Miłość do Niego, pogłębiana na każdej adoracji, będzie naszą siłą do zmagania się z trudnościami życia, a świadomość, że jesteśmy przez Niego kochani, sprawi, że nawet w najtrudniejszych sytuacjach nie poddamy się.
Szukajmy więc u Jezusa najlepszego odpoczynku.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
wymagasz ode mnie pracy i zaangażowania,
ale również wzywasz mnie do rozsądnego odpoczynku.
Niech znajdę go przy Tobie.
Amen.
9. Czego mogę spodziewać się po adoracji?
Postawy służby
Z pierwszego listu świętego Piotra Apostoła 4, 10-11:
Jako dobrzy szafarze różnorakiej łaski Bożej służcie sobie nawzajem tym darem, jaki każdy otrzymał. Jeżeli kto ma [dar] przemawiania, niech to będą jakby słowa Boże. Jeżeli kto pełni posługę, niech to czyni mocą, której Bóg udziela, aby we wszystkim był uwielbiony Bóg przez Jezusa Chrystusa. Jemu chwała i moc na wieki wieków! Amen.
Jakiekolwiek miałbyś wyobrażenia o tym, czym jest adoracja i cokolwiek byś podczas niej robił, winno prowadzić do jednego: do SŁUŻBY.
Dlaczego?
Bo Jezus Chrystus, którego adorujesz, który TU jest dla ciebie, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci (Flp 2, 6-8).
Przyszedł, aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu (Mt 20, 28).
Adoracja więc musi prowadzić do służby. A służba z adoracji musi czerpać energię.
Matka Teresa z Kalkuty tak się modliła:
Owocem ciszy jest modlitwa.
Owocem modlitwy jest wiara.
Owocem wiary jest miłość.
Owocem miłości jest służba.
Owocem służby jest pokój.
Matka Teresa jest dla nas przykładem służby posuniętej aż do heroizmu. Szukanie ludzi najbardziej opuszczonych i zajmowanie się nimi, jak samym Chrystusem, to przykład właśnie tego, do czego prowadzić powinna adoracja. Ona tej postawy uczyła się właśnie na adoracji. Każdy swój dzień rozpoczynała od godzinnej adoracji Najświętszego Sakramentu, potem Msza święta z Komunią i dopiero posługa dla najuboższych.
To przykład i dla nas, nawet gdy nie należymy do zakonu przez nią założonego, ale należymy do Chrystusa, który jest pierwszym Sługą, i to Sługą dla nas. On całe swoje życie wydał na służbę naszego zbawienia.
Skoro Bóg potrafił się tak uniżyć, to czy my będziemy mieć z tym problem?
A przecież każda dziedzina naszego życia wymaga takiej postawy. Tam gdzie człowiek myśli tylko o sobie, tam gdzie swe siły wykorzystuje wyłącznie dla własnego interesu, tam ani on sam, ani inni z nim nie są szczęśliwi.
Kiedyś odwiedziłem młode małżeństwo. Byli kilka lat po ślubie i się jeszcze urządzali na swoim. Jednak polegało to na tym, że on ciągle pracował i nie miał czasu przede wszystkim dla rodziny. Nawet nie oddawał pieniędzy na utrzymanie. Wszystko było na jej głowie. Padło też stwierdzenie, że jestem misjonarzem i prowadzę rekolekcje. On skwitował to powiedzeniem, że tylko ci, którzy nie mają nic do roboty mogą chodzić na coś takiego. On nie ma to czasu.
Dziś toczy się ich sprawa rozwodowa, którą on założył.
Brak minimum czasu dla Pana Boga w jego przypadku poskutkowało brakiem czasu dla rodziny i jej rozpadem. Ileż jest takich małżeństw, albo małżeństw wegetujących w miłości? Ileż osób samotnych, bo zapatrzonych tylko w siebie?
A wystarczyłoby każdego dnia poświęcić choć odrobinę czasu na spotkanie z Jezusem w Najświętszym Sakramencie, by całe życie nabrało właściwego wymiaru, wymiaru służby, którego Jezus jest najlepszym przykładem. Gdy umiemy służyć, wtedy nie tylko odmienia się nasze życie, ale życie naszych bliźnich. Jesteśmy dla nich światłem, oparciem, siłą. Nie czują się samotni i opuszczeni.
W 1993 r. w Elblągu została zamordowana dr Aleksandra Gabrysiak. Wraz z nią zginęła również jej córka. Zostały zamordowane przez człowieka, któremu pomagały. Dr Aleksandra była kobietą, która całe swe życie oddała na służbę chorym i potrzebującym. Całe dnie spędzała na odwiedzinach chorych, szukaniu dla nich różnorakiej pomocy. Również każdemu, kto poprosił ją o jakąkolwiek pomoc, pomagała. Sama była dotknięta poważną chorobą. Jednak siły do takiej służby czerpała z codziennej Mszy św., Komunii i adoracji Najświętszego Sakramentu. Nie wyobrażała sobie, by mogło być inaczej. Z Jezusem w sercu i za Jego przykładem oddawała dzień po dniu swoje życie innym.
Czy to bycie dla innych nie jest ideałem, marzeniem również każdego z nas? Mamy też prosty sposób, aby to marzenie spełnić: wystarczy iść do Jezusa, spocząć u Jego stóp, wsłuchać się w Jego słowa, karmić się Nim i adorować Go. A On już dokona reszty. On przemieni nas w siebie i pośle do naszych bliźnich, byśmy im służyli i prowadzili ich do Niego.
Amen.
Modlitwa:
Panie Jezu,
oddaję Tobie do dyspozycji
moje zdolności, siły i czas.
Posyłaj mnie i posługuj się mną
w służbie moim braciom i siostrom.
Amen.
Ludzie na adoracji
Najświętszego Sakramentu
Ksiądz proboszcz
Miał sporą parafię. Codzienne obowiązki w kościele i w kancelarii. Różne spotkania i narady. Do tego doszły jeszcze poważne remonty otoczenia kościoła. To wszystko wymagało czasu. Biegając jednak od jednej sprawy do drugiej, krzątając się około remontów znajdował czas, aby dość często „wpadać” przed Najświętszy Sakrament i Jezusowi to wszystko powierzać.
Panie, Ty wszystko możesz!
Stary misjonarz
Całe swe kapłańskie i zakonne życie spędził na różnego rodzaju misjach i rekolekcjach. Przejechał Polskę wzdłuż i wszerz. Gdy na kark weszło mu trochę lat, gdy nie mógł już prowadzić tej posługi, całe godziny spędzał w klasztornej kaplicy przed tabernakulum. Odprawiał nawiedzenie Najświętszego Sakramentu, odmawiał różaniec i inne modlitwy, uczestniczył we Mszy świętej sprawowanej przez innych. Często zachodził do kaplicy i w nocy.
Czuwał!
Robił sobie tylko małe przerwy na ulubiony serial.
Cichy, skromny zakonnik
Nie mówił za dużo, nie wdawał się w dyskusje. Za to miał wiele zajęć i znał się na wielu rzeczach. W klasztorze znał wszystkie kąty. Miał też wiele zajęć poza klasztorem. Jednak za każdym razem, gdy musiał wyjść na zewnątrz, najpierw zachodził do kaplicy. Tam klękał przed tabernakulum, chwilę się modlił i ze znakiem krzyża ruszał do zajęć. Podobnie, gdy wracał do domu, pierwsze kroki kierował do kaplicy. Niejako zdawał sprawę Jezusowi z tego, co udało mu się zrobić.
Był temu wierny do końca życia.
Matka
Wraz z mężem wychowują dwójkę wyjątkowych dzieci: w ciałach 40-latków pozostały kilkuletnimi dziećmi. W ciągu dnia są one na Warsztatach Terapii Zajęciowej. Ona wykorzystuje tę okazję, aby trwać na adoracji w ramach swego „dyżuru”. Nie tylko szuka sił do bycia matką i żoną, ale i uczy się być dzieckiem Bożym.
Kurier
Jeździ w różne miejsca i rozwozi przesyłki. Jego trasa często przebiega obok kościoła, w którym odbywa się całodzienna adoracja. Zatrzymuje się chociażby na 10-15 minut.
Zawsze zdąży dostarczyć paczkę na czas.
Pustka
Jakże często Panu Jezusowi towarzyszy pustka: są tylko ławki i święci, którzy z wiszących na ścianach portretów, adorują Go.
Żywi są tak zajęci, tak zagonieni, że nie mają czasu.
Pan Jezus
Do kogoś, kto zawsze jest na adoracji:
– Wiedziałem, byłem pewien, że przyjdziesz!
Do kogoś, kto pojawia się rzadko:
– Ja zawsze tu jestem, więc nie krępuj się, wpadaj częściej, kiedy tylko ci pasuje.
Do kogoś, kto znajdzie się tu przypadkiem:
– Tak bardzo się cieszę. Czekałem na ciebie długo, ale się doczekałem. Jak miło cię widzieć!
Do kogoś, kto nie zamiaru przyjść na adorację:
– Bądź pewny, że Ja jestem tu zawsze. Zawsze dla ciebie. Czekam na ciebie z miłością!
Pan Jezus
Skazałem się na waszą, na twoją łaskawość, którą okazujecie Mi, przychodząc do Mnie lub nie. Wybrałem ten sposób – EUCHARYSTIĘ – by być WIĘŹNIEM MIŁOŚCI. Wiedząc nawet o tym, że będę osamotniony, jednak MIŁOŚĆ nie pozwala mi opuścić was, opuścić ciebie.
Zygmunt, 77 lat
Wstaję codziennie o 4.44, sięgam po lekturę, robię zapiski w dzienniczku, a potem idę do kaplicy na Mszę, po której zostaję na adoracji. Podczas adoracji staram się jak najmniej mówić – także myślnie – a bardziej wsłuchiwać się, co Bóg chce mi powiedzieć. Modlę się w różnych intencjach i proszę, aby przełożyło się to na konkretną pomoc. Czasem zapewniam ludzi, którzy mają jakiś problem, że będę się w tej intencji modlił.
Myśli o Eucharystii
papieża Benedykta XVI
Sakrament miłości, Najświętsza Eucharystia jest darem, jaki Jezus Chrystus czyni z samego siebie, objawiając nam nieskończoną miłość Boga wobec każdego człowieka. W tym przedziwnym sakramencie objawia się miłość największa, ta, która przynagla, by «życie swoje oddać za przyjaciół swoich» (J 15, 13).
Adoracja eucharystyczna nie jest niczym innym jak tylko oczywistym rozwinięciem celebracji eucharystycznej, która sama w sobie jest największym aktem adoracji Kościoła.
Akt adoracji poza Mszą św. przedłuża i intensyfikuje to, co się dokonało podczas samej celebracji liturgicznej. W rzeczywistości „tylko przez adorację można dojrzeć do głębokiego i autentycznego przyjęcia Chrystusa”.
Chciałbym wyrazić mój głęboki szacunek oraz poparcie dla tych wszystkich instytutów życia konsekrowanego, których członkowie poświęcają znaczną część swego czasu na adorację eucharystyczną. W ten sposób dla wszystkich są przykładem tych, którzy pozwalają się kształtować przez realną obecność Pana.
Tak samo pragnę dodać otuchy stowarzyszeniom wiernych, jak również bractwom, które podejmują tę praktykę jako swoje szczególne zadanie, stając się zaczynem kontemplacji dla całego Kościoła i przypominając o centralnym miejscu Chrystusa w życiu poszczególnych ludzi oraz wspólnot.
Karmienie się Chrystusem prowadzi do tego, by los braci nie był nam obcy bądź obojętny, lecz byśmy przyswajali sobie tę samą logikę miłości i daru, która doprowadziła do złożenia ofiary na krzyżu; ten, kto potrafi uklęknąć przed Eucharystią, kto przyjmuje Ciało Pańskie, nie może nie zwracać uwagi w codziennym życiu na sytuacje niegodne człowieka i sam potrafi pochylić się nad potrzebującym, łamać chleb z głodnym, podzielić się wodą ze spragnionym, przyodziać nagiego, odwiedzić chorego i więźnia (por. Mt 25, 34-36). W każdej osobie potrafi zobaczyć samego Pana, który bez wahania oddał siebie za nas i za nasze zbawienie.
Tak jak w Wielki Czwartek ukazany zostaje ścisły związek między Ostatnią Wieczerzą i tajemnicą śmierci Jezusa na krzyżu, tak dziś, w święto Bożego Ciała, poprzez procesję i wspólnotową adorację Eucharystii zwraca się uwagę na to, że Chrystus złożył siebie w ofierze za całą ludzkość. Jego przejście pośród domów i po ulicach naszego miasta będzie dla tych, którzy tam mieszkają, darem radości, życia bez końca, pokoju i miłości.
Eucharystia wzywa zatem, byśmy byli święci i byśmy stawali się darem dla braci, ponieważ «powołaniem każdego z nas jest, byśmy wraz z Jezusem byli chlebem łamanym za życie świata».
(Jezus) przez swoje cierpienie i dobrowolną śmierć stał się dla nas wszystkich chlebem, a tym samym żywą i pewną nadzieją: towarzyszy nam we wszystkich naszych cierpieniach aż do śmierci. Drogi, którymi idzie z nami i prowadzi nas do życia, są drogami nadziei.
(Panie Jezu) Prowadź nas na drogach naszej historii! Wskazuj wciąż na nowo Kościołowi i jego pasterzom właściwą drogę. Spójrz na ludzkość, która cierpi i błąka się niepewnie pośród tylu pytań. Spójrz na dręczący ją głód fizyczny i duchowy! Obdarz ludzi chlebem dla ciała i dla duszy.
Ks. Eugeniusz Ploch