Lectio Divina

Niedziela Palmowa rok C

Iz 50, 4–7; Flp 2, 6–11; Łk 22, 14 – 23, 56

Znak zbawienia

Na dziedzińcu pałacu Piłata dobiega końca makabryczna zabawa. Ze skazańca zdejmują szaty błazeńskiego króla i zwracają Mu własną Jego suknię. Wkładają na ramiona narzędzie męki, którego domagało się pospólstwo, na oścież otwiera się brama i oto idzie: Bóg-Człowiek. Zbity, opluty, cierniem ukoronowany, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi. Mąż boleści oswojony z cierpieniem. Idzie Jezus z krzyżem na ramionach.

Po drodze spotyka wszystkie nieszczęścia i cierpienia tego świata. Powodowane nienawiścią, egoizmem, brakiem wiary, nadziei i miłości. Wszystkie mają swe źródło w grzechu Adama. W centrum tamtej opowieści także było drzewo – jakże jednak niepodobne do tego, które teraz przygniata Go do ziemi. Autor natchniony mówi, iż rosło ono pośrodku ogrodu, było rozkoszą dla oczu, a jego owoce nadawały się do zdobycia wiedzy. Spożył więc pierwszy człowiek ów owoc drzewa zakazanego i rzeczywiście zdobył wiedzę. Wie już, czym jest cierpienie, czym jest choroba, czym jest śmierć. Wie, czym jest gwałt i poniżenie, czym pogarda. Wie, co znaczy samotność, co znaczy świat bez Boga, świat bez nadziei. Zdobył wiedzę ów pierwszy człowiek, a w nim i myśmy ją posiedli, dodając do jego grzechu swoje niezliczone przewiny.

Teraz, by odwrócić bieg historii, trzeba je zebrać i zanieść z powrotem na drzewo. Jezus, idąc drogą krzyża, musi doświadczyć ich wszystkich, począwszy od grzechu Adama, aż do najdrobniejszej naszej niewierności. Wszystko to musi zebrać w sobie, dlatego św. Paweł napisze o Nim, iż dla nas Bóg uczynił grzechem tego, który nie znał grzechu, abyśmy w Nim stali się sprawiedliwością Bożą (por. 2 Kor 5, 21).

Nie dawały tego wszystkie ofiary Starego Testamentu, nie dawały tego wszystkie modlitwy, jakie ludzie od początku świata zanosili do Boga. Nic nie mogło przywrócić utraconej przez pierwszych ludzi godności Jego przyjaciół. Stąd autor Listu do Żydów powie: „Niemożliwe jest bowiem, aby krew cielców i kozłów usuwała grzechy” (Hbr 10, 4). W usta zaś Zbawiciela wkłada słowa Psalmu 40:

Ofiary ani daru nie chciałeś, 

aleś Mi utworzył ciało; 

całopalenia i ofiary za grzech 

nie podobały się Tobie. 

Wtedy rzekłem: Oto idę –

w zwoju księgi napisano o Mnie –

abym spełniał wolę Twoją, Boże (Hbr 10, 5–7). 

Następie autor natchniony podsumowuje:

Wyżej powiedział: ofiar, darów, całopaleń i ofiar za grzech nie chciałeś i nie podobały się Tobie, choć składa się je na podstawie Prawa. Następnie powiedział: Oto idę, abym spełniał wolę Twoją. Usuwa jedną [ofiarę], aby ustanowić inną. Na mocy tej woli uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze (Hbr 10, 8–10).

Te słowa całkowicie zmieniają sposób myślenia ludzi, którzy dotąd oddawali Bogu cześć zgodnie z przepisami prawa Mojżeszowego. Oto stare ofiary, które nie przynosiły prawdziwej wolności od zła, odchodzą w przeszłość. Ich miejsce zajmuje ostateczna, doskonała ofiara, którą jest sam umierający na krzyżu Zbawiciel. Jego wyciągnięte na drzewie ręce obejmują cały świat w pragnieniu zebrania wszystkich w uścisku wiecznej miłości Boga. Krzyż staje się w ten sposób samym centrum czci oddawanej Bogu – istotą chrześcijańskiego kultu. Stąd, wbrew temu, co sądzi wielu, Eucharystia jest nie tyle ucztą, do której zasiadamy przy wspólnym stole, wspominając Zbawiciela, ile sakramentalnym uobecnieniem ofiary krzyża. Eucharystia wskazuje na krzyż; Eucharystia jest krzyżem – doskonałą ofiarą Ciała i Krwi Jezusa Chrystusa.

Z tego właśnie przekonania wynikają praktyczne wskazówki dla celebracji liturgicznej, nad którymi warto zatrzymać się na początku Wielkiego Tygodnia. Oto Msza św. w żadnym razie nie jest dialogiem między kapłanem a zgromadzeniem. Msza św. jest ofiarą Jezusa Chrystusa. To dlatego idea, że kapłan i ludzie powinni w czasie modlitwy patrzeć na siebie, jest obca Mszy św. W rzeczywistości nie zwracają się oni do siebie nawzajem, lecz wspólnie zwracają się do jedynego Pana.

To dlatego nieodżałowany na Stolicy Piotrowej papież Benedykt zasugerował, aby nawet tam, gdzie ołtarz jest odsunięty od ściany, umieścić na jego środku znak ukrzyżowanego Chrystusa. W jednym ze swoich dzieł napisał:

Także w obecnym kierunku celebrowania krzyż można by tak ustawić na ołtarzu, żeby mogli na niego patrzeć i kapłan, i wierni. Podczas modlitwy eucharystycznej powinni oni patrzeć nie na siebie, lecz razem na Ukrzyżowanego, jak zapisano w Piśmie: „Będą patrzeć na tego, którego przebili”.

Dalej wielki papież z miłością przekonywał:

Usunięto w wielu miejscach krzyż ze środka ołtarza, żeby celebransowi i ludowi nie przeszkadzał wzajemnie patrzeć na siebie. A przecież krzyż na ołtarzu nie jest przeszkodą w patrzeniu, lecz wspólnym punktem odniesienia. Jest on ikonostasem, który pozostaje otwarty i nie przeszkadza we wzajemnej łączności, lecz ją tworzy, a w każdym razie stanowi obraz, który koncentruje i łączy nasze spojrzenia. Zaryzykowałbym nawet tezę, że krzyż na ołtarzu nie jest przeszkodą celebrowania twarzą w stronę ludu, lecz jej wstępnym warunkiem. Wtedy wyraźniej widoczna też stałaby się na powrót różnica między liturgią słowa a modlitwą eucharystyczną. Celem pierwszej jest głoszenie słowa, a więc potrzebna jest bezpośrednia łączność; w drugiej natomiast jest wspólna adoracja, do której wszyscy, jak dawniej, jesteśmy wezwani: Convesi ad Dominum – zwróćmy się do Pana! Nawróćmy się do Pana!

W mojej parafii poszliśmy za wskazaniami wielkiego papieża i umieściliśmy wysoki krzyż na środku ołtarza. Pomaga nam on głębiej wnikać w tajemnice Eucharystii, która jest przede wszystkim krzyżową ofiarą naszego Zbawiciela, złożoną za nasze grzechy i za zbawienie całego świata. Dziś, w Niedzielę Męki Pańskiej, uwielbiajmy ten krzyż, prosząc, aby był nam nadzieją i w ostatniej chwili życia, kiedy to będziemy wołać, naśladując poetę:

Dużo cierpiałem… lecz koniec się zbliża;

Uspokojony po przebytej męce

Pójdę, o Chryste, do stóp Twego krzyża,

Wyciągnę znowu z utęsknieniem ręce,

Powitam ciszę zachodzącej zorzy,

Która mnie w proch u stóp Twych położy.

ks. Wojciech Jaźniewicz

***********************

Niedziela Palmowa

Iz 50, 4–7; Flp 2, 6–11; Łk 19, 28–40

Odwaga Boga. W Niedzielę Palmową do kościołów przychodzi zwykle więcej ludzi, którzy chcą uczestniczyć w pamiątce triumfalnego wjazdu Jezusa do Jerozolimy; palmy w ich dłoniach są świadectwem głębokiego pragnienia spotkania Boga, oddania Mu chwały. Ten dzień poprzedza najważniejsze wydarzenia w historii zbawienia. Jezus Król przybywa do swojego ludu. Ten, witając z entuzjazmem „Syna Dawida”, okazuje się nieprzygotowany do przyjęcia daru łaski. Czyżby Bóg o tym nie wiedział, czy dobrowolnie godzi się na niesprawiedliwość?! Proroctwo Izajasza wskazuje na istotę przyjścia Mesjasza, który obdarzony „wymownym językiem” pokrzepi strudzonego. On wyposażony przez Ojca wypełni wszystko zgodnie z Jego wolą, która jest różna od wszelkich ludzkich scenariuszy. Przecież dobra wymowa może pozyskać masy nawet bez odwołania do prawdy, a świadomość posiadanej władzy mogłaby zrodzić chęć użycia jej przeciwko słabszym.

Jezus Chrystus dobrowolnie i świadomie wchodzi w mękę i śmierć; nie cofa się, nie opiera, pokazuje swoje oblicze. Bóg jest nieczuły na obelgi i plucie, bo jest czuły na ludzką nędzę i bezradność. Sługa Jahwe wie, że „nie dozna wstydu”, to znaczy, że Bóg nigdy Go nie opuści. Otwarcie się na obecność Boga i zaufanie Mu to droga ku największej odwadze; w zjednoczeniu z Nim wszystko jest możliwe.

Im mniej, tym więcej.Mówimy często o zaufaniu Bogu, o powierzeniu Mu swojego życia, o całkowitym oddaniu. Takie słowa łatwo powiedzieć, ale one są zobowiązaniem i mogą stać się szansą na zjednoczenie ze Zbawicielem. Jeśli człowiek chce widzieć w Jezusie Chrystusie jedynie znakomitego i mądrego nauczyciela, pozostanie na poziomie emocji i zachwytu. Bóg ryzykuje, że nie zostanie rozpoznany w ludzkiej postaci. To ryzyko jest znakiem zaufania do nas; Ten, który dał nam życie bez naszej pomocy, chce, abyśmy mieli swój udział w zbawianiu i życiu.

Rozpoznanie Zbawiciela w ludzkiej postaci prowadzi do wywyższenia. Ojciec wywyższył Syna, a w Jego osobie, podobnego nam, i my mamy szansę na wywyższenie. Apostoł wskazuje drogę do wywyższenia, którą jest oddanie chwały Bogu; „wszelki język”, to znaczy każde stworzenie ma Go chwalić swoim życiem. Jedynie my ludzie nie kończymy swego życia na ziemi, dlatego Bóg przeznaczył nam całą wieczność na pełne szczęście, na radosne uwielbienie.

Nauczyciel nas potrzebuje. Opis uroczystego wjazdu do Jerozolimy jest bardzo zdawkowy; Jezus posyła uczniów, aby przyprowadzili oślę, wskazując miejsce, gdzie zostanie znalezione. Uczniowie ścielą swoje płaszcze, a ludzie widzą w Jezusie Bożego Posłańca. Krótki opis hołdu oddanego Mesjaszowi wydaje się ginąć wobec długiego opisu męki Pańskiej; zresztą przeciwstawia się entuzjazm tłumu zdradzie wiwatujących, a nawet słabości uczniów.

Król wkraczający do swojego miasta jest sam, wiwatujący mogą oczekiwać, że ich radość się nie skończy; Król zajmie się wszystkim, co trudne. Faryzeusze i uczeni w Piśmie patrzą z przerażeniem i nienawiścią, bo chcą zachować obecny stan; Mesjasz pozmienia wszystko, trzeba będzie się na nowo określić. Samotny Król przybywa jako niewinna ofiara. Dozna On upokorzenia, które wyciśnie łzy ukrytych przyjaciół; ale przecież niewinność i oddanie Ojcu powodują, że On jest Panem. Stawianie sobie przed oczy obrazu wiwatujących rzeszy i tłumu żądającego ukrzyżowania niewiele wnosi, może się okazać jedynie usprawiedliwianiem siebie. Ten tłum to zawsze „oni”, a przecież wierzący żyje pośród wspólnoty, na którą ma wpływ; jeśli będzie się zasłaniał nierozumnością tłumu, nigdy nie podejmie z odwagą trudu przemiany siebie i świata. Bóg może pobudzić martwe kamienie do mówienia, my mamy być żywymi kamieniami w Jego wspólnocie.

ks. Jerzy Swędrowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *