Iz 42, 1–4.6–7; Dz 10, 34–38; Łk 3, 15–16.21–22
Pojawił się prorok
Szkoda, że dzieciom nie czyta się już bajek. Wieczorne lektury zastąpiła telewizja, a miejsce dawnych pięknych opowieści o sierotkach Marysiach, krasnoludkach, bazyliszkach i złotych kaczkach mieszkających w podziemiach warszawskiego zamku zajęły pokraczne ludziki z japońskich kreskówek. Tymczasem w przeciwieństwie do dalekowschodnich dziwadeł nasze bajki mają tę wspaniałą zaletę, że bajając, opowiadają prawdę. W bajce dobro zachwyca, a zło odstręcza. Piękno stawiane jest przed brzydotą, a prawda przed kłamstwem. Bajka bowiem, za zasłoną fantazji, mówi nam, kim właściwie jesteśmy, i przypomina o naszych największych pragnieniach. Więc szkoda, że dzieciom nie czyta się już bajek… Bo gdyby się czytało, niejedna pociecha mogłaby usłyszeć i taką oto opowieść o grzecznym rycerzu:
Za górą wielką, stromą
w czasach niezmiernie dawnych
żył pewien mężny rycerz
ze swej grzeczności sławny.
A nieopodal zamku –
jak głoszą dzieje stare –
smok groźny i podstępny
w górach miał swą pieczarę.
Gdy noc zapadła czarna,
z jamy wyłaził skrycie
i swoim zachowaniem
zatruwał ludziom życie.
Król z gniewu brodę targał
i, jak to często bywa,
temu, kto zgładzi smoka,
córkę swą obiecywał.
Wprawdzie, jak to zwykle w bajkach o smokach i królewnach, nikt się pięknej dziewczyny nie pytał, co sądzi na temat wyznaczonej przez króla-ojca nagrody, lecz pozostając w bajkowej konwencji, możemy bez trudu wyobrazić sobie, jak wychyla się z zamkowej wieży i wypatruje niosącego jej wybawienie rycerza.
Może moje porównanie nie spodoba się wielu spośród bardzo dorosłych słuchaczy słowa Bożego, lecz wydaje mi się, że starożytny Izrael jest trochę podobny do owej zamkniętej w wysokiej wieży królewskiej córki. Poddany Egipcjanom, Asyryjczykom, Babilończykom, Persom, Grekom, Rzymianom i sam Pan Bóg wie komu jeszcze, wygląda wybawienia… i niektórzy rzeczywiście je dostrzegają. Wśród tych widzących poczesne miejsce zajmuje Izajasz, który w dalekiej, obejmującej osiem wieków perspektywie ujrzał to, co miało się stać. Sam zresztą o tym mówi. Już w prologu księgi noszącej jego imię czytamy: „WidzenieIzajasza, syna Amosa, które miał w sprawie Judy i Jerozolimy, w czasach królów judzkich” (Iz 1, 1), a w trzynastym rozdziale: „Wyrok (…), który ujrzał Izajasz, syn Amosa” (Iz 13, 1). W szóstym zaś rozdziale wyzna: „W roku śmierci króla Ozjaszaujrzałem…” (Iz 6, 1).
Dziś ów wybrany przez Boga człowiek, którego nie bez powodu nazwano Izajaszem[1], wspomina niezwykłą postać ujrzaną w proroczym widzeniu: Sługę Pańskiego, w którym Bóg ma szczególne upodobanie. Mąż ów ogarnięty został przez Ducha Bożego i pełen mocy nieść będzie nowe prawo narodom. Będzie się On odznaczał niezwykłą delikatnością, wytrwałością i potęgą działania. Będzie światłością świata i przymierzem dla ludzi. Przywróci wzrok niewidomym, a więźniów wypuści na wolność. Będzie Chrystusem – Mesjaszem Boga.
Chyba jednak nie słuchali prorockiej opowieści synowie Izraela, skoro sam Izajasz zapisze kilka wersów dalej: „Widzeń mnóstwo, lecz ich nie przestrzegają; otwarte mają uszy, ale nikt nie słucha” (Iz 42, 20). Nie poznali tedy dnia, kiedy On przyszedł. Jan Ewangelista powie ze smutkiem: „Na świecie był, i świat przez Niego powstał, a świat Go nie poznał. Przyszedł do swej własności, a swoi Go nie przyjęli” (J 1, 10–11).
Zbyt byli pochłonięci swoimi sprawami. Zbyt przywiązani do dawnego życia. Uwikłani w społeczne kompromisy, wielkie i małe grzechy tworzące sprzeczny z Przymierzem, niesprawiedliwy podział dóbr, tak dobrze wpisane w obyczajowość tamtego czasu, że nikt już ich nie dostrzegał.
Stąd potrzeba kogoś, kto by ich przygotował na nadejście Tego, o którym mówił Izajasz. Potrzeba jakiegoś posłańca – anioła, który by przygotował Mu drogę (por. Ml 1, 2). Pojawił się więc najpierw człowiek „posłany od Boga; Jan mu było na imię” (J 1, 6). Zwraca się on do świata zniewolonego grzechem i śmiercią, zmierzającego ku nieuchronnej zagładzie i niezdolnego do elementarnej sprawiedliwości. Zwraca się do świata bez nadziei. Piętnuje grzech, demaskuje złudzenia i wzywa do nawrócenia, by w końcu zaświadczyć: „Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie” (J 1, 15), „któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem” (Łk 3, 16).
Jan Go poznał. Był pierwszym spośród niezliczonej rzeszy tych, którym będzie dane doświadczyć mesjańskiej radości. Po raz pierwszy odczuł ją jeszcze w łonie matki, w owym niezwykłym dniu nawiedzenia. Teraz doświadcza jej znowu, o czym sam powie Żydom: „Ta zaś moja radość doszła do szczytu” (J 3, 29).
To dzięki Janowi mógł spotkać Jezusa Andrzej, który usłyszał, jak wpatrzony w Syna Maryi Chrzciciel mówi: „Oto Baranek Boży” (J 1, 36). Ten z kolei przyprowadził do Zbawiciela swego brata Piotra, który, jak zapisano w dzisiejszym drugim czytaniu, w domu Korneliusza wyznał: „Ten jest Panem wszystkiego” (Dz 10, 36).
Drogi Czytelniku, „Prawdziwie (…) Bóg nie ma względu na osobę”, a najlepszy dowód w tym, że przez sakrament chrztu św. i Ciebie, i mnie, niegodnego sługę swojego, obdarzył mesjańską radością, którą zwiastował Jan, prorok znad Jordanu. W tym miejscu nie tylko spytam Cię o to, czy odczuwasz tę radość, czy żyjesz nią, czy może jesteś podobny do owej bajkowej królewny, która wygląda przez okno i czeka, choć już dawno zapomniała na co. Pragnę Cię też zaprosić do modlitwy za nowych chrześcijan, którzy w tych dniach przyjmują sakramentalne obmycie wodą. Szczególnie zaś proszę: módl się za swoje dzieci, by nigdy nie sprzeniewierzyły się łasce, którą otrzymały, a o którą niegdyś dla nich prosiłeś. Jeśli zaś czyta tę książkę jakiś ojciec, to niech będzie mi wolno poddać mu pod rozwagę ten niezwykły wiersz Kornela Ujejskiego:
Czarny kir biorę, dziecka jasne skronie
Żałobnym znakiem pokutnika słonię,
Krzyż mu podkładam, z którym będzie chodził;
I tak go niosę w świątyni przedsienia,
Bo oto w ziemi Twego potępienia
Nowy niewolnik się zrodził.
Jam ojcem, Panie! a nad jego głową
Wylewam skrycie łzę heraklitową,
Godzę go wcześnie z życia jego treścią,
O! bo kto wyjdzie z krainy żałoby,
Kto dzieckiem ujrzy ofiar świeże groby,
Ten już żyć musi – boleścią!
(…)
Oto ja Tobie przynoszę na ręku
To dziecię moje, co jest pełne jęku
I jakiejś wielkiej, tajemniczej trwogi –
Syn to człowieczy, a półanioł boski
Zleciał na ziemię i jest pełen troski,
Bo nie zna miejsca ni drogi.
Więc mu krzyż Pański kładę do prawicy,
Garść z naszej ziemi rzucam do chrzcielnicy,
Imię tej ziemi na piersi mu piszę
I oko jego obracam na słońce –
Dwóch krzywych szabel skrzyżowałem końce,
Na szablach dziecię kołyszę!
Chrzest się dopełnia! O Panie, o Panie!
Niechaj to dziecię w przyszłości powstanie
Obrońcą wiary, bohaterem, mężem,
Za słońcem prawdy niechaj się kieruje,
Niech swą ojczyznę nad życie miłuje,
Niech ją wywalcza orężem!
Gdy ślubem ducha z Tobą się zaręczy,
Niech śmiało stąpa przy wiary poręczy,
Drogą, co przepaść ma tylko lub ciernie…
O Panie, dziecię miej moje na pieczy,
Dozwól, niech ono cierniem się kaleczy,
Lecz od przepaści chroń wiernie.
Strzeż go, by obcym nie kłaniał się bogom,
Niech Tobie służy, a nie Twoim wrogom,
Im niech nienawiść i zemstę przysięże;
Niech nie zna szczęścia ni snu, ni pokoju,
Pokąd nie będzie zwycięzcą lub w boju
Z męczeńską chwałą nie lęże.
Oto go Tobie składam na ofiarę
Za wolność mojej ojczyzny, za wiarę,
Chociaż Twych sądów nie mogę ja dociec;
Wysłuchaj, Panie, to moje wołanie,
Bo świętszych modłów już nie ma, o Panie,
Jak kiedy modli się – ojciec!
[1] Imię Izajasz znaczy „Jahwe (Adonai) wybawia” lub „Jahwe jest wybawieniem”.
ks. Wojciech Jaźniewicz
++++++++++++++++++++++++
Iz 42, 1–4.6–7; Dz 10, 34–38; Łk 3, 15–16.21–22
Jeden z tłumu. Dzisiaj przychodzimy do kościoła, aby uczestniczyć we Mszy św. w Niedzielę Chrztu Pańskiego. Przychodzimy jako wspólnota wierzących, nie obcych sobie, osobnych, ale jednocześnie jako konkretne osoby, chcące oddać chwałę Temu, który nas w tłumie i zbiorowości rozpoznaje. On nas poznał i zna nas po imieniu, przecież w sakramencie chrztu św. otrzymaliśmy konkretne imię i staliśmy się Jego przybranymi dziećmi. Jeśli pamiętamy imiona bliźnich, oni nie są już dla nas anonimowi i przestają być obojętni, niezależnie od tego, z jakimi uczuciami i odczuciami do nich podchodzimy.
Przez chrzest staliśmy się braćmi i siostrami Zbawiciela, w konsekwencji stajemy się odpowiedzialni za zbawienie świata. Czy nie są to słowa na wyrost? To, że Bóg nas wybiera, jest źródłem wewnętrznego pokoju i wierności prawdzie. Prorok Izajasz z pokorą zapowiada przyjście Mesjasza, Króla, który będzie się różnił od wszystkich innych władców. On otworzy niewidomym oczy, wypuści więźniów z więzienia i wyprowadzi z ciemności. Wiemy, że Jezus Chrystus wyprowadza z ciemności i więzienia grzechów, z niewoli rozpaczy. Jeśli Bóg wybiera i człowiek wybranie przyjmuje, to Bóg da mu siłę i gwarancję, że prawdziwie zwycięży.
„Ja, Pan, powołałem cię słusznie…”. Dzisiaj słyszymy słowa św. Piotra, który w domu poganina Korneliusza powie: „Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie”. Gdyby Bóg miał „wzgląd na osoby” taki, jak mają ludzie, Korneliusz dla Żyda Piotra nie miałby co robić przed Bogiem, bo nie pochodził z narodu wybranego. Bóg staje wobec każdego z darem wiary i swojej mocy; przeszkodzić w przyjęciu go może jedynie grzech lub sam człowiek. Bóg wprowadził nas przez chrzest św. do nowego narodu wybranego – Kościoła, i mamy być zwiastunami Jego Ewangelii. Wyposażył nas, abyśmy światu pokazywali, że każdy człowiek jest dla Boga ważny, że ważna jest prawda o Bogu i człowieku, i że tej prawdzie warto poświęcić życie.
Jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że w chrzcie św. otrzymaliśmy zadatek wszystkich darów Bożych, które rozwijamy poprzez kolejne sakramenty: pokuty, Eucharystii, bierzmowania i kolejne, przyjmowane w zależności od wyboru drogi życiowej. Dzisiaj dziękując Bogu za to, że jesteśmy Jego przybranymi dziećmi, prośmy o rozwijanie w nas darów Ducha Świętego. Niech prośba o dar męstwa pozwala nam coraz lepiej bronić prawdy o Bogu, człowieku i Kościele. Odwagi wymaga uznanie, że potrzebujemy nawrócenia, bo jeszcze nie jesteśmy święci i doskonali, odwagi, by mówić „mieszkającym w ciemnościach” o świetle wiary, odwagi przyjęcia prawdy, że Bóg mnie kocha i tą miłością mogę obdzielić cały świat.
„Tyś jest mój Syn umiłowany…”. Każdy chciałby usłyszeć: „Tyś jest mój Syn umiłowany”, ty jesteś moim ukochanym dzieckiem. Zdarza się, że czekamy na to całe życie i pozornie nigdy się nie doczekamy. Dzisiaj kończy się okres Bożego Narodzenia, kiedy wpatrywaliśmy się w Dzieciątko Jezus – Pana i Boga, który przychodzi na świat dla zbawienia człowieka. To bezbronne i niewinne Dziecko jest Bożym Synem, doświadcza ludzkiej biedy i wszelkich ograniczeń. Mamy jeszcze w pamięci słowa kolędy: „Nie było miejsca dla Ciebie…”. Nie znalazło się dla Boga, który dla człowieka znajduje miejsce w swoim sercu.
Pośród wchodzących w wody Jordanu znalazł się Jezus Chrystus, Ten, którego świat nie rozpoznał w tajemnicy Bożego Narodzenia. Cierpliwy Bóg, który idzie z grzesznikami, aby pokazać, jak zależy Mu na człowieku. Kiedy wychodził z wody, ujrzał Ducha Świętego w postaci gołębicy i usłyszał słowa: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Nie wiemy, czy inni też to zobaczyli i usłyszeli, ale my dzisiaj widzimy i słyszymy dzięki ewangelicznej relacji św. Łukasza. Patrzymy na Ducha Świętego, który objawia się w postaci gołębicy, i przypominamy sobie stworzenie świata. Wtedy także Duch Święty unosił się nad wodami. Można więc powiedzieć, że nad Jordanem dokonało się nowe stworzenie świata. Rozpoczęło się zbawienie, a słowa „Tyś jest mój Syn umiłowany…” odnoszą się już do każdego z nas, bo staliśmy się w chrzcie św. przybranymi dziećmi Boga oraz braćmi i siostrami Jezusa Chrystusa.
ks. Jerzy Swędrowski