III niedziela wielkanocna
Dz 5, 27b–32.40b–41; Ap 5, 11–14; J 21, 1–19
O Księdze Apokalipsy i nie tylko
Dzisiejsze rozważnie zaplanowałem trochę inaczej. Wychodząc od tekstu Apokalipsy, miałem zamiar podjąć próbę przełamania pewnego stereotypu, który tradycja ludowa utrwaliła w powszechnym odbiorze tej księgi. Wydaje się bowiem, że przez wieki traktowano ją podobnie jak prorocze słowa Kasandry. Kasandra, jak z pewnością, drogi Czytelniku, pamiętasz, była trojańską królewną, której zakochany Apollo dał widzieć rzeczy przyszłe, jednak wzgardzony, rzucił na nią klątwę, co sprawiło, że nikt jej nie wierzył. Podobnie jest z Apokalipsą. Jest ona odbierana jako tajemnicza księga pełna opisów katastrof, zniszczenia i dzikiego strachu. Czyż nie tak widzi ją choćby Francis Ford Coppola w pamiętnym filmie z 1979 roku Czas Apokalipsy? Lub Ingmar Bergman w mrożącej krew w żyłach, a zarazem budzącej podziw Siódmej pieczęci? Wreszcie Armageddon, z niezapomnianym Bruce’em Willisem i piękną Liv Tyler, przedstawiający zbliżającą się zagładę, tym razem utożsamioną z uderzeniem wielkiej asteroidy…
Tak więc, kiedy słyszymy „apokalipsa”, myślimy spontanicznie o tragicznym końcu, wielkiej bestii i trzech szóstkach.
Tymczasem, cóż za zaskoczenie, zamiast jęku cierpiących i trzasku walącego się świata, dzisiejszy fragment ukazuje niebiańską liturgię. W sali tronowej, w jej centralnym i najważniejszym miejscu nie ma lwa, nie ma bestii, lecz prosto stojący na nogach baranek.
O tym właśnie chciałem dziś pisać, zastanawiając się jednocześnie, co z tego wszystkiego wyniknie… gdy nagle ogarnęły mnie wątpliwości. Sam siebie zapytałem: czy rzeczywiście taki obraz Apokalipsy mają w umysłach wierzący? I zaraz, jak to z pytaniami bywa, pojawiło się następne: czy w ogóle mają jakiś obraz tej księgi? A może fakt jej istnienia jest współczesnym zupełnie obojętny? Może nikogo już nie interesuje, skąd Michał Anioł czerpał inspirację dla niezwykłego fresku przedstawiającego Sąd Ostateczny w Kaplicy Sykstyńskiej? Rozważania te można oczywiście rozszerzyć na inne biblijne obrazy i symbole: czy zapytani na ulicy przechodnie będą wiedzieli, dlaczego wyniosłość krtaniową mężczyzny, czyli grdykę, nazywa się „jabłkiem Adama”? Albo co znaczy wyrażenie „trąby jerychońskie” lub przysłowie, że „z pustego to i Salomon nie naleje”, i co stara się odnaleźć Harrison Ford w filmie Poszukiwacze zaginionej arki?
Wydaje się, że wszystkie te sprawy są coraz mniej zrozumiałe, co oznacza zerwanie ciągłości pewnego kodu kulturowego, który kształtował kolejne pokolenia mieszkańców chrześcijańskiej (podobno) Europy. Są to zagadnienia zasadniczo nieznane i przez to nieinteresujące. Dramat współczesności polega na nieuctwie, które, jak mniemam, jedno z wielu źródeł ma w kryzysie edukacji klasycznej.
Nie jest to zresztą tylko moja obserwacja i dotyczy nie tylko religii, lecz kultury w ogóle. Czytałem kiedyś artykuł, w którym prof. Marek Andrzejewski wspomina, jak tłumaczył studentom, czym jest pełnomocnictwo rodzajowe (na wszelki wypadek wyjaśnię, że jest to taki rodzaj pełnomocnictwa, dzięki któremu osoba umocowana prawnie – pełnomocnik – może dokonywać określonych czynności prawnych w imieniu i na rzecz mocodawcy, np. składać oferty przetargowe). Profesor odwołał się przy tym do przykładu Bogumiła Niechcica zarządzającego Sarbinowem, jak zresztą robił od lat. Studenci kiwali ze zrozumieniem głowami, a wykładowca żył w błogim przekonaniu, że przystępnie wyjaśnił termin prawny. Wspomina tak: „Gdy przywołuję ten przykład teraz, z oczu słuchaczy można odczytać pytanie: Co ten gość mówi? Jaki Niechcic, jakie Sarbinowo? A kiedy próbuję ratować sytuację, mówię: No wiecie państwo, Noce i dnie, to widzę na ich twarzach irytację, prawie politowanie: Człowieku, przestań, daj jakiś normalny przykład”.
Trudno się rozmawia z przedstawicielami kolejnych pokoleń, bo – jak się okazuje – brak nam wspólnych kulturowych odniesień.
Jeszcze bardziej wymowny jest drugi przykład. Prof. Andrzejewski postanowił razu pewnego uświadomić studentom, jak wstrętną rzeczą jest plagiat. Na zajęcia przyniósł książkę i oświadczył, że przeczyta im fragment dzieła, które sam napisał, po czym z zimną krwią zaczął czytać Sienkiewicza, a konkretnie opis Mszy pogrzebowej Michała Wołodyjowskiego. Studenci słuchali uprzejmie wzruszających fragmentów: „Dla Boga, panie Wołodyjowski! Larum grają! wojna! nieprzyjaciel w granicach! a ty się nie zrywasz? szabli nie chwytasz? na koń nie siadasz? Co się stało z tobą, żołnierzu? Zaliś swej dawnej przypomniał cnoty, że nas samych w żalu jeno i trwodze zostawiasz?”. W końcu słuchacze powiedzieli, co o tym myślą, a profesor wspomina: „Usłyszałem, że to bardzo ciekawe. No i musiałem się napracować nad staropolszczyzną. W końcu jakiś student zadumany oświadczył, że to jakby książkowa wersja filmu Pan Wołodyjowski. Był szok. Lecz szoku nie przeżyli studenci, a sam profesor”.
To samo, drogi Czytelniku, choć na innym poziomie, przeżywam w szkole. W czasie lekcji często naprawdę nie ma do czego się odwołać, by rozszerzać wiedzę małych ludzi, bo zwyczajnie nie ma czego rozszerzać. Dwa lata trzeba dzieci uczyć znaku krzyża i Modlitwy Pańskiej, bo dotąd nikt ich tego nie uczył. Msza św. jest pojęciem abstrakcyjnym, bo wiele z nich nigdy w niej nie uczestniczyło. Nie znają żadnej biblijnej historii, nawet tej o narodzeniu Pana Jezusa. Wiele słyszy o tym pierwszy raz. A gdy opowiadałem ostatnio o Zmartwychwstaniu, usłyszałem serio zadane pytanie: „To taka bajka?”. Co można sądzić? Że w domach praktycznie nie istnieje życie religijne, a i intelektualne jest płaskie i ciasne, choć samo pojęcie „życie intelektualne” w tym kontekście jest trochę na wyrost.
Przypomina mi się, że w swojej znakomitej książce Umysł zamknięty Allan Bloom napisał takie zdanie: „Rodzice nie wiedzą, w co wierzą, i nie mają odwagi powiedzieć dzieciom nic ponad to, że pragną ich szczęścia i spełnienia możliwości, jakaż nędzna jest idea wartości”. Sam pomyśl, drogi Czytelniku, ile jest słuszności w tych słowach, nawet jeśli odniesie się je nie do amerykańskiego, a do naszego społeczeństwa. A przecież, jak dalej pisze autor, „Człowiek jest istotą kulturową, nie naturalną. To, co posiada od natury, jest niczym w porównaniu z tym, co nabył od kultury”.
Dla nas niebiańska liturgia nie jest czymś obojętnym. Dzięki Eucharystii już dziś możemy w niej uczestniczyć. Klękamy przed Chrystusem – Barankiem Bożym, który jako jedyny może złamać pieczęcie na księdze przeznaczeń i odsłonić ostateczny sens historii. Już zresztą zaczął go odsłaniać. Pewnego wiosennego dnia nad Jeziorem Genezaret ukazał Piotrowi sens jego historii. Mówił mu: „Paś owce moje! (…) Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz” (J 21, 16.18). Ewangelista zaś stwierdził: „To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga” (J 21, 19).
Sensem, istotą życia Piotra jest zatem być pasterzem, iść za Jezusem i za Niego umrzeć. A jaki sens Chrystus-Baranek odsłania przed Tobą, drogi Czytelniku? Po co żyjesz? Co jest najgłębszą istotą Twego życia?
ks. Wojciech Jaźniewicz
+++++++++++++++++++++++++
III niedziela wielkanocna
Dz 5, 27b–32.40b–41; Ap 5, 11–14; J 21, 1–19
Wolność i prawda. „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” – słowa pierwszego spośród Apostołów są owocem darów Ducha Świętego. Bezpośrednie zagrożenie życia ze strony trzymających władzę już nie budzi strachu, bowiem uczniowie przyjęli w pełni naukę Jezusa Chrystusa. Przecież On mówił o niesprawiedliwych trybunałach, cierpieniach i niezrozumieniu. Odwaga uczniów każe ich przeciwnikom się zdeklarować; już nie będą mogli powiedzieć, że nie znali prawdy o Zmartwychwstaniu, co więcej, usłyszeli publicznie o swojej roli w męce i śmierci Jezusa z Nazaretu.
Posłuszni Duchowi Świętemu Apostołowie zmieniają świat, mówią o wydarzeniu paschalnym, które przywraca porządek rzeczom i ludziom; Bóg wyprowadza nas z poniżenia grzechu i rozpaczy śmierci, wywyższając wraz ze swoim Synem. Niezrozumienie nauki Bożej przez świat każe uczniom Pana stanąć do pozornie nierównej walki; a oni są tak pewni, że wybrał ich Bóg, iż odchodzą sprzed Sanhedrynu z radością, „że stali się godni cierpieć dla imienia Jezusa”. Człowiek, który znalazł prawdę, jest pewny swego, pewny, że jego czyny i postawy mają sens, a potwierdza to sam Bóg.
Wszystko nabiera sensu w Jezusie Chrystusie. Kiedy słyszymy o dążeniu do jedności, najczęściej jesteśmy nieufni. Przecież nawet dwie osoby mogą mieć trzy różne zdania, a co dopiero mówić o zjednoczeniu wszystkich ludzi, gdy ich plany, marzenia i wysiłki wydają się tak różne i nie do pogodzenia. Wielkanocne dni wprowadzają nas w prawdę o „Baranku zabitym”, o Jezusie Chrystusie, który pokonał śmierć. To zupełnie nowa sytuacja, bowiem tylko On umarł i żyje; w Jego życiu każdy z nas może mieć swój udział. On jeden jest „godzien wziąć potęgę i bogactwo, i mądrość, i moc, i cześć, i chwałę, i błogosławieństwo”. Za tymi wszystkimi przymiotami człowiek tęskni, oddałby za nie wiele, a jednocześnie zdaje sobie sprawę, że są one dla niego niedostępne.
Tron Baranka jest znakiem jedności, to tu zwraca się cały świat, każdy z ludzi i każde stworzenie, bo przecież w Synu Bożym Ojciec odnowił wszystko. W Nowym Testamencie często powraca określenie „nowe stworzenie”; dotyczy ono dzieła dokonanego przez Jezusa Chrystusa. Pierwsze stworzenie, od Adama i Ewy począwszy, mogło tylko wyczekiwać Mesjasza, błąkając się po rozdrożach niewierności, doświadczając niewystarczalności swoich wysiłków. Bóg daje nam teraz więcej niż harmonię życia w rajskim ogrodzie: pewność, że zjednoczenie z Nim doprowadzi nas do życia bez końca, że w zmartwychwstałym Panu każdy może otrzymać jego pełnię.
To jest Pan! Ewangelia – Dobra Nowina prowadzi do Jezusa Chrystusa, zapowiada i realizuje spotkanie z Nim. Patrzymy na uczniów, którzy po Zmartwychwstaniu wracają do Galilei; posłuchali polecenia Pana przekazanego przez Marię Magdalenę, by się tam udali. Wracają do miejsc, gdzie Mistrz z Nazaretu ich powołał, ale powrót nie będzie miał w sobie nic z sentymentalnej podróży. Piotr mówi: „Idę łowić ryby” – chyba jeszcze nie do końca uwierzył w Zmartwychwstanie, nie ma odwagi prowadzić uczniów, choć przed męką Pana oceniał swoje możliwości na wyrost. Ani on, ani inni nie chcą otworzyć serc i ust, aby nie ujawniły się ich strach i małoduszność; co więcej, połów będzie nieudany.
Nieznajomy każe im o poranku zarzucić sieci; uczynią to i połów będzie obfity, zapamiętają symboliczną liczbę wyłowionych ryb. Jezus Chrystus, który daje się rozpoznać, przygotuje śniadanie i każe przynieść to, co złowili. Nikt nie zapyta: „Kto Ty jesteś?”, ale każdy niesie w sobie pragnienie rozpoznania Pana. Zbawiciel daje się rozpoznać i poprowadzi uczniów do wspólnoty Kościoła. Ten, który jest skałą, zostanie trzykrotnie zapytany o miłość i trzykrotnie potwierdzi gotowość pójścia za Mistrzem. W powierzonym mu Kościele ma „paść owce”, wypełnić misję zleconą mu przez Chrystusa. Piotr dopiero teraz rozpoznaje Pana, a rozpoznawszy Go, pójdzie za Nim i nie ulęknie się męczeństwa.
ks. dr Jerzy Swędrowski
++++++++++++++++++++++++++++++
III Niedziela Wielkanocna
Dz 5, 27b-32.40b-41; Ap 5,11-14; J 21,1-19
Liturgia Słowa dzisiejszej Trzeciej Niedzieli Wielkanocnej podaje nam trzy różnorodne świadectwa o Zmartwychwstałym: ukazanie się Jezusa nad Jeziorem Tyberiadzkim, oświadczenie Piotra i Apostołów wobec Sanhedrynu oraz apokaliptyczna wizja chwały Baranka.
1. Dajemy temu świadectwo my właśnie oraz Duch Święty, którego Bóg udzielił tym, którzy Mu są posłuszni. Dzieje Apostolskie ukazują Piotra na czele Apostołów pozwanych przed Sanhedryn za to, że głosili Dobrą Nowinę w imię Jezusa. Po oświadczeniu, że „trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi”, Piotr odważnie głosi prawdę o Zmartwychwstałym: „Bóg naszych ojców wskrzesił Jezusa, którego straciliście, zawiesiwszy na drzewie”. Gdy wraz z innymi wyszedł z więzienia, zrozumiał i radował się, że może naśladować Jezusa również poprzez cierpienie i prześladowanie. Publiczne orędzie wielkanocne Piotra jest poparte szczególnym stwierdzeniem: „Dajemy temu świadectwo, my właśnie oraz Duch Święty, którego Bóg udzielił tym, którzy Mu są posłuszni”. Odważne i bezkompromisowe Świadectwo Apostołów – bezpośrednich świadków Zmartwychwstałego, zostaje potwierdzone, umocnione i przedłużone nieustanną asystencją Ducha Świętego, który przemawia przez usta Apostołów: posłusznych Bogu i głoszących Ewangelię. Apostołowie głoszący „wielkie dzieła Boże”, nie zważają na ryzyko cierpień i krwawych prześladowań. Dla Apostołów ryzyko prześladowań staje się natychmiast rzeczywistością – zostają bowiem skazani na biczowanie. A oni „cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla imienia Jezusa”. Takiego świadectwa Zmartwychwstały oczekuje od każdego chrześcijanina i w każdym czasie. Odważna wiara wierzących bardziej przekonuje świat niż jakakolwiek teologia i apologia.
2. Baranek zabity jest godzien otrzymać potęgę i bogactwo, i mądrość, i moc, i cześć, i chwałę, i błogosławieństwo. Z świadectwem Kościoła pielgrzymującego, zawsze niedoskonałego z powodu słabości ludzkiej, łączy się świadectwo Kościoła chwalebnego, wyśpiewującego donośnym głosem chwałę zmartwychwstałego Chrystusa: „Baranek zabity jest godzien otrzymać chwałę i błogosławieństwo”. Oto hymn wdzięczności i miłości wszystkich stworzeń dla „Baranka, który zgładził grzechy świata”. Wspaniały obraz liturgii niebiańskiej, której treść i zbawczy owoc na ziemi uobecnia i celebruje liturgia eucharystyczna: „Twoje jest królestwo i potęga, i chwała na wieki!” Chrześcijanin jest wezwany do łączności z wybranymi w niebie, w wychwalaniu i adoracji Pana uwielbionego, nie tylko słowem i gestem, lecz przede wszystkim życiem i czynem, bo „Chrystus umarł, Chrystus Zmartwychwstał, Chrystus powróci”.
3. To już trzeci raz Jezus ukazał się uczniom od chwili, gdy zmartwychwstał. Ukazanie się Jezusa nad jeziorem łączy się ze szczególnymi wydarzeniami: cudownym połowem ryb, śniadaniem przygotowanym przez Zmartwychwstałego i nadaniem prymatu Szymonowi. Po wielkanocnym śniadaniu, gdy uczniowie „oswoili się” z obecnością Jezusa Zmartwychwstałego, padło decydujące pytanie dotyczące podstawowego problemu uczniów – „Co dalej mamy robić?” Odpowiedź miała zależeć od postawy Piotra, a w nim – całego Kościoła. Najważniejsza w tym względzie była miłość. Jezus nie pytał ich: „Czy są gotowi?” lub „Czy chcą i potrafią?” Zapytał ich – w osobie Piotra – „Czy kochają?” Musiało być bardzo przykre dla Piotra Apostoła trzykrotne pytanie o miłość, a następnie o zajęcie się w imię Jezusa Owczarnią Pańską. W ten sposób Jezus doprowadza Piotra niepostrzeżenie do naprawienia – potrójną, wielką miłością – trzykrotnego zaparcia się Pana w chwili słabości i próby wiary. Zmartwychwstały zarazem daje poznać Piotrowi, że człowiek jedynie wtedy może być pewnym swojej wiary i miłości względem Boga, kiedy tę pewność opiera tylko na Nim. Św. Paweł powie: „Moc w słabości się doskonali”. Piotr zrozumiał katechezę Zmartwychwstałego i po trzecim pytaniu, „zasmucony”, lecz bardziej pokorny, odpowiada: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham”. Dzięki tej pokornej i ufnej miłości Piotr Apostoł zostaje ustanowiony zastępcą Jezusa na ziemi i głową Kościoła Powszechnego. Ale zaraz usłyszy słowa, które potwierdzą się w niedalekiej przyszłości: „Gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz”.
„Pójdź za Mną!” Nie musimy być od razu doskonali, musimy tylko chcieć się uczyć kochać. Jezus nas poprowadzi, jeśli zechcemy pójść za Nim. Nawet tam, dokąd dziś jeszcze nie chcemy.
Edmund Kowalski CSsR