Umiejętność czytania znaków
Jr 33, 14-16; 1 Tes 3, 12-4,2; Łk 21,25-28.34-36
„Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie». Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka, jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym»”.
1. Potrzeba chęci i mądrości, gotowości czytania znaków. Na początku czasu Adwentu Jezus zachęca nas do czytania znaków.
Znaki mogą być zewnętrzne i wewnętrzne. Są znaki, które nosimy w sobie, w naszym wnętrzu – naszym sercu, myślach, planach, pragnieniach… i te, które są wokół nas, w świecie, w którym żyjemy, w naszych domach, rodzinach, wspólnotach, Kościele. Nie wszystkich jesteśmy świadomi i nie wszystkie odczytujemy czy interpretujemy.
Jakie są znaki, które nosimy w naszym wnętrzu? Myślę, że jednym z takich ważnych znaków jest: lęk. Boimy się o siebie i o naszych bliskich. Boimy się o nasze bezpieczeństwo (bezpieczeństwo naszej ojczyzny, naszych miejsc pracy itd.) i o przyszłość naszych bliskich – dzieci, przyjaciół itd.
Pytamy się zatem, skąd bierze się ów lęk? Dlaczego jest on tak wielki? Może ten lęk być apelem o pogłębienie naszej wiary w Bogu, bo gdzie jest Bóg, tam nie ma lęku. Tego uczą nas nasi święci i błogosławieni. Tego uczył chociażby bł. Stefan Wyszyński, prymas kraju, który przeżywał wtedy trudne lata powojenne, czy bł. ks. Jan Macha.
Innym znakiem, bardzo obecnym w naszym życiu, jest jakiś rodzaj obcości względem tych, którzy nas otaczają. Brak nam ufności względem samych siebie i tym samym względem innych. Traktujemy ich jako zagrożenie, jako potencjalnych wrogów, źródło niebezpieczeństwa i ryzyka dla siebie. Dlaczego? Musimy pytać samych siebie, dlaczego ów drugijawi się nam nierzadko jako nasz wróg, jako realne czy wyimaginowane zagrożenie?
Życie i przebywanie w ciągłym klimacie zagrożenie i niepewności jest bardzo trudne. Jest też przyczyną wielu chorób, nerwic. Nie da się też duchowo rozwijać ani wychowywać. Trudno tez myśleć pozytywnie o przyszłości, kiedy widzimy wokół siebie same zagrożenie.
Czas Adwentu jest czasem przychodzeniaczy odzyskiwania pokoju wewnętrznego, pewności. Jest okazją, by odzyskać wszystko to, co buduje, umacnia życie, czyni go miłym, radosnym, chętnym do przeżywania z innymi.
Ważnym źródłem duchowej pewnościjest wiara. Stąd w czasie Adwenty wiara winna stawać się mocniejsza, mocniejsza niż była dotąd. Prosimy Pana o łaskę silniej wiary i żyje w oczekiwaniu, że ją otrzymamy.
2. Tym, co pozwala nam widzieć znaki, jakie dokonują się w nas i w świecie, i zarazem pozwala nam właściwie ich odczytywać, jest modlitwa.
Kiedy się modlęwidzę siebie i to, co mnie otacza. Dostrzegam też Boga i Jego działanie w świecie. Adwent jest przede wszystkim czasem odkrywania modlitwy, znajdowania czasu na nią – osobistą i wspólnotową/rodzinną.
Jak to robić? Nie ma łatwych recept. Po prostu trzeba zacząć się modlić! Krok po kroku, systematycznie. Trzeba smakować modlitwę aż stanie się ona czymś dla nas nieodzownym – źródłem nadziei i odwagi.
„Podnieście głowy” (Łk 21,28) – apeluje do nas Chrystus. Kiedy się modli, człowiek podnosi głowę, bo chce ujrzeć Boga, wejść w rozmowę z Nim, słuchać tego, co mówi. Nie słucha już siebie, swoich lęków i obaw, ale Boga, który nie przestaje mu mówić, że jest obok i go wspiera. Modląc się, człowiek nie widzi już ciemności, bo oślepia go Boże światło, jasność przychodząca z nieba. W czasie Adwentu i Bożego Narodzenia temat światła, słońca jest dominujący. A wszystko to czyni modlitwa: podnosi na duchu, przywraca odwagę, rodzi radość w sercu, odnawia i umacnia przyjaźnie, wlewa ufność w serce.
Na modlitwie odczytują też znaki – to, co dzieje się w moim wnętrzu, co przeżywają moi bliscy i co dotyka świat.
3. Jezus zaprasza nas również do czujności. Jest ona drugim imieniem, jakie nosi Adwent. Ten czas jest zaproszeniem do bycia czujnym, do bycia duchowo wrażliwym na wiele spraw: przede wszystkim na Boga, który nie przestaje się zbliżać do mnie; ale także wrażliwości na to, czym żyje moje wnętrze, w którym pełno lęków, oczekiwań, tęsknot i wrażliwości na tych, którzy mnie otaczają. Być może one też oczkują czegoś ode mnie? A może chcą się podzielić ze mną czymś ważnym? Trzeba zatem być czujnym, by niczego ważnego nie przegapić.
Mówi Jezus: „Uważajcie na siebie”. Mówi tak dlatego, bo jesteśmy dla Niego bardzo ważni, znaczący. Nic, co dzieje się w nas i wokół nas nie jest dla Jezusa bez znaczenia. Wszystko posiada wartość. Na modlitwie potrafię odkryć ważność (sens, znaczenie) nawet sytuacji trudnych, nawet cierpienia, choroby, przeróżnych konfliktów, które niesie codzienność.
Bóg chce nam w tym wszystkim pomóc. On chce być z nami i chce nam radzić. Nie może jednak nic uczynić bez naszej współpracy. Bez wysiłku z naszej strony, nawet minimalnego, Jezus zdaje się być bezradny. Nie może zmusić do dobra. Ofiaruje się, lecz nie zmusza do przyjęcia.
Jezus mówi też, że przyszłość należy do Niego. Wielkim lub małym ludziom wydawać się może, że to oni rządzą światem, że przyszłość jest w ich rękach, że tylko od nich zależy, co będzie lub czego nie będzie. Jezus z nich się śmieje. Uważa ich za głupców. On bowiem rządzi światem. Nic nie dzieje się bez Jego woli (zob. moją książkę „Opatrzność i przeznaczenie”, Kraków 2020).
Adwent jest wreszcie zaproszeniem do odkrywania tajemnicy. Wszystko wydaje się nam płaskie i zwyczajne. Media społecznościowe sugerują, jakoby wiedziałby wszystko i jakoby wszystko dało się przekazać/zakomunikować. Ale tak nie jest. Życie prawdziwe skrywa wiele tajemnic, rzeczy i spraw niepoznanych, ale też ludzi i zdarzeń, których znaczenie, wartość objawi się dopiero z czasem, w przyszłości. Największą jednak tajemnicą jest Bóg. A w ślad za Nim idzie człowiek. Nawet sam dla siebie jest nierozwiązaną do końca zagadką, jakimś misterium.
Adwent jest więc czasem odkrywania samego siebie, poznawania tego, kim jestem, jakie są moje najgłębsze potrzeby, czego prawdziwie pragnę i czego się lękam. Adwent jest zbliżaniem się do tajemnicy, jaką skrywam.
Zdzisław Kijas OFMConv.
+++++++++++++++++++++++++++++++++
Jr 33, 14–16; 1 Tes 3, 12 – 4, 2; Łk 21, 25–28.34–36
Czy mogą się spełnić oczekiwania? Niezwykle często życzymy sobie „pomyślności”. Oznacza to, że patrzymy z nadzieją w przyszłość; ta nadzieja może być słaba i nieśmiała, ale jeśli ją mamy, nie jest tak źle. Jeśli odkrywamy w sobie nadzieję, to znaczy, że na czymś nam zależy, że pragniemy zmian na lepsze. Chociaż ludzie składają sobie często obietnice bez pokrycia, warto wierzyć – ale najpierw trzeba wierzyć Bogu. Dzisiaj Bóg mówi przez usta proroka Jeremiasza: „wypełnię pomyślnie zapowiedź…”. Ta zapowiedź jest aktualna od początku dziejów świata. Po grzechu pierworodnym Bóg obiecuje ludziom Mesjasza, który ich uwolni, uleczy i pojedna ze Stwórcą. Ludzie bywają łatwowierni, chcą wierzyć za wszelką cenę. Jeśli nie uwierzą Bogu, uwierzą we wszystko i wszystkim, niezależnie od ryzyka.
Bóg wypełnia pomyślnie zapowiedź zbawienia, bo On nigdy nie skłamał. Życzymy sobie pomyślności przy rozmaitych okazjach, na pewno kiedy kończy się i zaczyna nowy rok. Choć początek i koniec roku kościelnego nie zajmie miejsca przełomu roku kalendarzowego, dla ludzi wierzących jest ogromną szansą. Adwent nie jest biernym oczekiwaniem tego, co wydaje się nam, że już znamy. Bóg wypełnia pomyślnie swoje zapowiedzi w momencie, który dla człowieka jest najlepszy, to znaczy kiedy najbardziej przybliża go do zbawienia.
Czy doskonałość jest możliwa? Ludzie podejmują różne, czasem karkołomne próby doskonalenia swojego ciała czy umysłu. Chodzi o „samodoskonalenie”, przy którym jednak w centrum uwagi tak naprawdę stoi nie człowiek, a tylko jakiś jego wymiar, część. Wierzący wie, że jest istotą duchowo-cielesną, i że żaden z tych wymiarów się wzajemnie nie wyklucza. Apostoł mówi do Tesaloniczan: „Pan niech pomnoży liczbę waszą i niech spotęguje waszą wzajemną miłość do wszystkich”. To życzenie może wydawać się zbyt ogólne; jeśli coś dotyczy „wszystkich”, poszczególne osoby zwykle nie zwracają na to uwagi. Jeśli mówi się o „wszystkich”, to znaczy o „innych”; tę obcość możemy pokonać w sobie dzięki łasce samego Boga. Św. Paweł życzy i zachęca: „aby serca wasze utwierdzone zostały jako nienaganne w świętości wobec Boga…”. Te słowa uświadamiają nam, że nikt nie jest wobec Boga obcy, że On czyta w naszych sercach. Utwierdzone w świętości serce objawia się w postawach autentycznie chrześcijańskich. Tutaj już nie chodzi o jakikolwiek trening, zmierzanie ku udoskonalaniu, ale chodzi o świętość.
Każdy wierzący zdaje sobie sprawę, że skuteczniejsi są świadkowie niż nauczyciele, dlatego przemianę świata zawsze należy zaczynać od siebie. Doskonałość, o której mówi Apostoł, to podążanie ku świętości; to najpewniejsza droga do szczęścia; jeśli serce jest otwarte na prawdę i miłość Bożą, wtedy oczekiwanie na przyjście Zbawiciela jest autentyczne.
Znaki dalekie i bliskie. We współczesnym świecie sensacja goni sensację, powtarzane plotki stają się codziennym pożywieniem użytkowników mass mediów. Jezus Chrystus mówi dzisiaj o niespodziewanych wydarzeniach, które dotkną człowieka. Jednocześnie zapowiada to wydarzenie, którego spodziewa się, oczekuje każdy z nas. Przyjście Jezusa Chrystusa jest pewne; Bóg nigdy nie kłamie. On przynosi radość i odwagę; „nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”. To wezwanie do aktywności, nie do aktywizmu.
Wierzący zdaje sobie sprawę, że Bóg ofiarowuje mu zbawienie, a człowiek nie może na ten dar pozostać obojętny. Adwentowy czas to szansa, by lepiej poznać Boga; szansa, by ociężałe serce oczyścić i znaleźć w nim miejsce dla Zbawiciela. Otwarte serce staje się wrażliwe na Boży głos, a jednocześnie wolne od przewrażliwienia na sensacje dalekie i bliskie.
ks. Jerzy Swędrowski
++++++++++++++++++++++++++++
I niedziela Adwentu rok C
SZYBKOŚĆ ŻYCIA I CZUWANIE
1. Istotą chrześcijaństwa jest zjednoczenie z Bogiem. Wyraża się to m.in. upodobaniem do osobistej rozmowy ze Zbawcą. Zaniedbywanie jej oznacza odwracanie się od Niego, czynienie z Niego zaledwie „dodatku” do zwykłego życia, które nas pochłania. Wiara to codzienne zmagania się człowieka z niewiarą. W liście z 20 lutego 1854 roku Fiodora Dostojewskiego do Natalii Fonwizinej czytamy m.in.: „Powiem Pani o sobie, że jestem dzieckiem wieku, dziecięciem niewiary i zwątpienia po dziś dzień, a nawet (wiem o tym) do grobowej deski. Ileż straszliwych mąk kosztowało i kosztuje mnie teraz owo pragnienie wiary, które jest tym silniejsze w duszy mojej, im więcej jest we mnie dowodów przeciwnych. Jednakże Bóg zsyła mi niekiedy chwile, w których jestem absolutnie spokojny. W owych chwilach kocham ludzi i dochodzę do wniosku, że inni mnie kochają”.
Wiara człowieka jest zawsze adwentowa – oczekująca na spełnienie swych nadziei, na potwierdzenie, na ujrzenie tego, co teraz „niejasne, jakby w zwierciadle”, „twarzą w twarz” (por. 1 Kor 13). Całe wieki ludzie oczekiwali Mesjasza, szukali znaków potwierdzających Jego przyjście. Bóg w Piśmie Świętym systematycznie przybliżał Prawdę, która miała nadejść. Niektórzy wskazują na kolejne kręgi obietnicy przybliżające nas do Centrum – samego Chrystusa. Najszerszym kręgiem jest zapowiedź, że Mesjasz wyłoni się z rodzaju ludzkiego: będzie potomkiem Niewiasty (Rdz 3, 15); z potomstwa Abrahama (Rdz 22, 18); z pokolenia Judy (Rdz 49, 10); jego główną linią rodową będzie dom Dawida (2 Sm 7, 12–14); przepowiedziano też działania i imię Mesjasza – „Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju” (Iz 9, 5–6); miasto, gdzie się narodzi (Mi 5, 1), a nawet jego cierpienia, śmierć i wieczny triumf (Iz 53, 3–7, 11–12).
Wśród tekstów zapowiadających nadejście Mesjasza wyróżnia się: ściśle mesjańskie – gdyż mówią właśnie o Mesjaszu lub jego działalności; pośrednio mesjańskie – można je odnieść do każdej osoby, ale Nowy Testament dostarcza dowodów na to, że powinno się je odnosić do Jezusa, oraz typicznie mesjańskie – dotyczą konkretnej osoby z historii narodu wybranego, a pośrednio Jezusa, np. Mojżesz jest typem przyszłego Mesjasza. Wiele obrazów opisanych w Starym Testamencie zapowiadało Chrystusa, w Nim znalazły dopełnienie. Zalicza się do nich m.in. składanie ofiar, Dzień Pojednania – gdy baranki przypominały, że Jezus poniesie nasze grzechy; Przybytek i całe jego urządzenie; urząd arcykapłański.
2. W dostrzeganiu wartości oczekiwania i czasu przygotowań przeszkadza zdecydowanie współczesny pośpiech. W Alicji po drugiej stronie lustra główna bohaterka biegnie, trzymając się za ręce z Królową. Sądzi, że mają dotrzeć do jakiegoś celu, a w każdym razie do innego miejsca. Jest więc zdecydowanie zawiedziona, gdy w końcu znajdują się pod tym samym drzewem, spod którego wyruszyły. Zdumiona stwierdza: „Wszystko jest tak samo, jak było! – Oczywiście! – powiedziała Królowa. – A jak ma być? – No, bo w naszym kraju – rzekła Alicja, ciągle jeszcze trochę zadyszana – na ogół byłoby się gdzie indziej, gdyby się bardzo długo i prędko biegło, tak jak myśmy biegły. – To jakiś powolny kraj! – rzekła Królowa. – Bo widzisz, u nas trzeba biec z całą szybkością, na jaką ty w ogóle możesz się zdobyć, ażeby pozostać w tym samym miejscu. A gdybyś się chciała gdzie indziej dostać, musisz biec przynajmniej dwa razy szybciej”.
Ralph Waldo Emerson zauważył, że gdy człowiek ślizga się po cienkim lodzie, jego jedyny ratunek jest w szybkości. Lepiej poruszać się szybko i nie sprawdzać, jak wytrzymałe jest podłoże. „W niestabilnym świecie płynnej nowoczesności, w którym formy niemal nigdy nie zachowują swojego kształtu na tyle długo, by wzbudzić zaufanie i zakrzepnąć, zyskując trwałą wiarygodność (a już na pewno nikt nie potrafi powiedzieć, kiedy to nastąpi i czy w ogóle nastąpi), lepiej iść, niż siedzieć, lepiej biec, niż iść, a jeszcze lepiej – surfować” (Z. Baumann).
Współczesność sytuuje się po drugiej stronie lustra – w rzeczywistości, którą definiują prędkość, przyspieszenie i tempo. To dlatego tak silny jest obecnie lęk przed śmiercią, umieraniem, które wiąże się z bezruchem, zatrzymaniem się w biegu, a więc z utratą szybkości zmian. „Umieranie jest otoczone niechęcią społeczeństwa. Odczuwane jako coś wstydliwego, niemal nieprzyzwoitego. Rodzina, bliscy, przyjaciele, przeważnie myślą raczej o sobie niż o tym, który rozstaje się ze światem” (Wanda Krzemińska). Tadeusz Różewicz opisuje to nastawienie słowami: „Umrę już niedługo i to nie ma znaczenia. Doczekałem takich czasów, że śmierć człowieka nie ma znaczenia. Szybko trzeba chować ludzi. Czas! nie ma czasu na ceremonie. Orszak pogrzebowy przyspiesza kroku. Z trumną biegną kłusem” (Róża).
3. Aby oswoić uciekający czas, współcześni decydują się na powrót do wróżbiarstwa, czyli prób poznania przyszłości. Liczba porad wróżbiarskich, horoskopów, gabinetów i punktów oferujących „czytanie przyszłości” jest ogromna. Na podstawie układu gwiazd (astrologia), kontaktu z duchami (spirytyzm), układu linii papilarnych na ręce (chiromancja), z kart (kartomancja), z lusterka lub kryształowej kuli (krystologia), za pomocą różdżki (radiestezja, wahadlarstwo), z oczu (irydologia), z przypadkowych zdarzeń, interpretując sny – a zawsze przypisując naturze cechy boskie (uznając ją za wszystkowiedzącą, doskonałą, władającą czasem – co jest przymiotem Boga), opisuje się to, co będzie. Zawsze wtedy wezwanie: „Czuwajcie!” (por. Łk 21, 36), jest wymazane jako nieważne, zbyt natarczywe i nie na czasie.
ks. Andrzej Zwoliński