Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim i rzekł: „O, gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi. Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia”. Łk 19, 41–44
Intymność łez
Przed rokiem oglądałem fotograficzną wystawę z misji. Piękni ludzie. Niesamowite kolory. Przepiękne widoki zachodzącego słońca. Na niektórych zdjęciach zamieszczone były różne afrykańskie mądrości i ludowe przysłowia. Jedno z nich pamiętam do dziś: „Płaczącemu nigdy nie patrz w oczy!”. Przystanąłem przed tą fotografią i zamyśliłem się: „No tak, kiedy płaczę, nie chcę, by ktoś mnie widział”.
Zobaczyłem wtedy, że płacz jest czymś bardzo osobistym, żeby nie powiedzieć intymnym. Łzy wskazują na serce. Mogą być znakiem niepohamowanej radości lub wielkiego bólu. Radość do łez jest czymś rzadkim. Ból nie do wytrzymania zdarza się częściej. Rodzice płaczą nad swoimi dziećmi. Dziewczyna płacze z powodu swojego chłopaka. Żona płacze po stracie męża. Dzieci płaczą nad grobem rodziców. Ktoś płacze, bo nie widzi przed sobą przyszłości, płacze z bólu i beznadziei.
Gdy Jezus był już blisko Jerozolimy, na widok miasta zapłakał nad nim. Zapłakał, bo zobaczył miasto bez wiary, miasto obietnicy, którego koniec był już bliski.
Panie Jezu, otrzyj łzy wszystkim płaczącym!