Dz 13, 14.43–52; Ap 7, 9.14b–17; J 10, 27–30
O tych, co krzyżem pokazali drogę
Wielkanoc jest również tym okresem, w którym zwracamy się do Bożej Opatrzności, dziękując za ponad tysiąc lat chrześcijaństwa w Polsce, tysiąc lat głoszenia Ewangelii i sprawowania sakramentów. W tych dniach wracają do nas słowa św. Jana Pawła II, które wypowiedział na placu Zwycięstwa w czasie swojej pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny:
Nie można też bez Chrystusa zrozumieć dziejów Polski – przede wszystkim jako dziejów ludzi, którzy przeszli i przechodzą przez tę ziemię. Nie sposób zrozumieć dziejów narodu polskiego – tej wielkiej tysiącletniej wspólnoty, która tak głęboko stanowi o mnie, o każdym z nas – bez Chrystusa.
To właśnie Chrystus nakazał najpierw Barnabie i Pawłowi, a potem biskupowi Jordanowi i towarzyszącym mu kapłanom głosić Ewangelię i sprawować sakramenty wśród tych, którzy Go nie znali. Każdemu z nich powiedział Pan: „Ustanowiłem Cię światłością dla pogan, abyś był zbawieniem aż po krańce ziemi” (Dz 13, 47). Potem zaś, jak czytamy: „Poganie, słysząc to, radowali się i wielbili słowo Pańskie, a wszyscy, przeznaczeni do życia wiecznego, uwierzyli. Słowo Pańskie rozszerzało się po całym kraju” (Dz 13, 48–49).
Tak działo się w naszej Ojczyźnie ponad tysiąc lat temu, za rządów dobrego i daleko widzącego księcia Mieszka. To jego akt wiary w Trójjedynego Boga sprawił, iż na początku XXI wieku możemy wołać za psalmistą: „My ludem Pana i Jego owcami”. Tamtym wydarzeniom i tamtym ludziom zawdzięczamy, że w owym apokaliptycznym tłumie, którego nikt nie mógł policzyć, złożonym z każdego narodu i wszystkich pokoleń ludów i języków, który stoi przed tronem i przed Barankiem, rozpoznajemy naszych ojców, dziadów, a także siebie samych, którzy polskim językiem wielbimy zwycięstwo Boga nad szatanem, grzechem i śmiercią.
Dziś, w czwartą już niedzielę wielkanocną, zwyczajowo nazywaną Niedzielą Dobrego Pasterza, chciałem wspomnieć tych, którym na mocy sakramentu święceń przypadło głosić Ewangelię na polskiej ziemi. Jest to niekończący się szereg biskupów, kapłanów i diakonów, którzy czynili i wciąż czynią Chrystusa obecnym między nami. Jest wśród nich pierwszy biskup Poznania Jordan, owiany legendą niestrudzony apostoł Polaków, o którym niemiecki kronikarz Thietmar napisał: „Wiele się z poddanymi Mieszka napocił, zanim – niezmordowany w wysiłkach – nakłonił ich słowem i czynem do uprawy winnicy Pańskiej”.
Dzieje Polski naznaczyli swoją świętością dwaj patronowie naszej historii: św. Wojciech, którego męczeńska krew stała się fundamentem państwa i pierwszej polskiej metropolii, oraz św. Stanisław – znak jedności kraju w okresie rozbicia dzielnicowego.
Wspomnijmy wielkich piewców losów naszej Ojczyzny, oddanych Bogu i ludziom kronikarzy, począwszy od tajemniczego anonimowego mnicha przezwanego Gallem, przez mistrza Wincentego, niesłusznie zwanego Kadłubkiem, po najwybitniejszego dziejopisa Jana Długosza, który do dziś tłumaczy nam, kim jesteśmy.
Jak nie dziękować Bogu za tych, którzy służyli zarówno niebu, jak i Ojczyźnie, nawołując do przeprowadzenia mądrych reform i poszanowania prawa Bożego i ludzkiego? Ileż mądrości jest w napomnieniach, które dawał naszym ojcom królewski kaznodzieja ks. Piotr Skarga! Czy nie jest i dziś aktualne jego wołanie o narodową zgodę? Czy i dziś nie mówi on do polityków, a zatem w istocie do nas: „Trudno się macie wadzić i rozrywać, boście związani i spojeni, jako członki w jednym ciele, które się nigdy z sobą targać nie mogą; które jedna dusza ożywia i rządzi, od której odstępować, a jej nie słuchać, śmierć jest”?
Podobnie zaangażowani byli w sprawy państwa wielcy kapłani polskiego oświecenia: bp Ignacy Krasicki, bp Adam Naruszewicz, ks. Hugo Kołłątaj czy ks. Stanisław Konarski. To ich czasy zostawiają nam w dziedzictwie strofy złożone przez biskupa Ignacego:
Święta miłości kochanej ojczyzny,
Czują cię tylko umysły poczciwe!
Dla ciebie zjadłe smakują trucizny,
Dla ciebie więzy, pęta niezelżywe.
Kształcisz kalectwo przez chwalebne blizny,
Gnieździsz w umyśle rozkoszy prawdziwe,
Byle cię można wspomóc, byle wspierać,
Nie żal żyć w nędzy, nie żal i umierać.
I umierali dla niej… także księża. Kto wie, może gdyby nie bohaterska śmierć ks. Ignacego Skorupki, już blisko sto lat chodzilibyśmy nad Wisłą w kufajkach i onucach?
17 sierpnia 1920 roku nad trumną ks. Ignacego opisywał dramatyzm tamtych dni walki z sowiecką nawałą inny bohaterski kapłan, ks. kan. Antoni Szlagowski. Mówił:
Wielki Boże! U wrót Warszawy toczy się bój o istnienie Polski, u wrót Warszawy rozgrywają się w tej chwili losy Europy całej, dzieje ludzkości się ważą. Czy Polska będzie? Czy Europa będzie? Czy będzie nadal, jak dotąd, przewodnicą kultury, pochodnią wiedzy, skarbnicą sztuki, przybytkiem najszczytniejszych ideałów? Czy będzie?… Czy będzie? Na to pytanie, trapiące jak zmora, odpowiadają w tej chwili na polu bitew pacholęce nasze zastępy ochotników, młodociane, ze szkół pułki obrońców Warszawy. Jeżeli oni dadzą opór skuteczny, jeżeli powstrzymają dzicz niosącą Warszawie zniszczenie, będzie i Europa ocalona. Walka to na śmierć i życie…
W nocy z 13 na 14 sierpnia 1920 roku u stóp kolumny Zygmunta modlił się metropolita warszawski ks. kard. Aleksander Kakowski. Lud miasta prosił o rozgrzeszenie, przygotowując się na rzeź. Strzały spod Ossowa i śpiew suplikacji z placu Zamkowego spotykały się nad Wisłą. Można było rozpoznać słowa: „Od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas, Panie”, a chłopcy od Władysława IV i ich prefekt ks. Ignacy Skorupka poszli za Boga i Ojczyznę. Ksiądz pokazał kierunek krzyżem…
Następnego dnia płk Dobrowolski zobaczył na ściernisku, pośród niezebranych snopów, ciało księdza. Był w komży, w fioletowej stule, miał krzyż w ręku, ciało skłute bagnetami i roztrzaskaną głowę… Za Boga i Ojczyznę. Gdyby pułkownik poszedł kawałek dalej, znalazłby wyjęte z wody, zmaltretowane ciało ks. Jerzego Popiełuszki. Obok niego pomordowanych przez SB bohaterskich kapłanów: Stefana Niedzielaka, Stanisława Suchowolca, Sylwestra Zycha. Gdzieś dalej – 450 grobów kapłanów pelplińskich skatowanych i zastrzelonych przez Niemców w październiku 1939 roku; jeszcze dalej pole, na którym rozsypano prochy trzech tysięcy księży zabitych w Dachau i wielu, wielu innych, którzy krzyżem pokazali drogę.
Dziś, dziękując za ponad tysiąc lat chrześcijaństwa i kapłańskiej posługi na naszych ziemiach, módlmy się do Chrystusa Dobrego Pasterza o nowe, liczne i święte powołania do służby w winnicy Pańskiej. Módlmy się o to słowami wielkiego papieża Benedykta XVI:
Ojcze, spraw, by wśród chrześcijan rozkwitały liczne i święte powołania kapłańskie, które będą podtrzymywały żywą wiarę i strzegły wdzięczną pamięć o Twoim Synu Jezusie poprzez głoszenie Jego słowa i sprawowanie sakramentów, przez które nieustannie odnawiasz Twoich wiernych. Daj nam świętych szafarzy Twojego ołtarza, aby byli mądrymi i żarliwymi stróżami Eucharystii, sakramentu najwyższego daru Chrystusa dla zbawienia świata. Powołuj sługi Twego miłosierdzia, którzy poprzez sakrament pojednania będą rozszerzać radość z Twojego przebaczenia. Spraw, Panie, by Kościół przyjmował z radością liczne natchnienia Ducha Twojego Syna i posłuszny Jego wskazaniom troszczył się o powołania do kapłaństwa i do życia konsekrowanego. Wspieraj biskupów, kapłanów i diakonów, osoby konsekrowane i wszystkich ochrzczonych w Chrystusie, aby wiernie wypełniali swoje posłannictwo w służbie Ewangelii. Prosimy o to przez Chrystusa naszego Pana. Amen. Maryjo, Królowo Apostołów, módl się za nami!
ks. Wojciech Jaźniewicz
++++++++++++++++++++
IV niedziela wielkanocna
Dz 13, 14.43–52; Ap 7, 9.14b–17; J 10, 27–30
Kościół wspólnotą sukcesu czy wspólnotą życia? Dzieje Apostolskie opisują radość młodego Kościoła, który żyje tajemnicą męki, śmierci i zmartwychwstania Zbawiciela. Słyszymy dzisiaj o wielkiej aktywności Apostołów, którzy zachęcają do trwania w łasce, to znaczy do jedności z Chrystusem. Wielu słuchających z radością przyjmuje Boże dary, uwielbiają słowo Pańskie i włączają się w dzieło jego głoszenia. Wielkie uniesienia, gotowość przyjęcia Dobrej Nowiny, tłumy ludzi są znakiem skuteczności przepowiadania; gromadzi się niemal całe miasto. Spragnieni słowa życia przyjmują je z radością i zaufaniem. Niestety są też tacy, których ogarnia grzech zazdrości; oni nie ufają Bogu, ale ufają sobie.
Ileż razy „pobożni i wpływowi” stawali się antyświadectwem dla poszukujących Boga i Jego łaski. Tajemnica paschalna odziera ze skorupy zazdrości i rozjaśnia serca; nie można i nie da się zatrzymywać łaski jedynie dla siebie, a próby wyłączania innych grożą sekciarstwem. Apostołowie stwierdzają: „Należało głosić słowo Boże najpierw wam…”, dotyczy to narodu wybranego, którego przedstawiciele nie przyjmują orędzia zbawienia. Pewność posiadanych darów i wybrania ma prowadzić do rozwoju wiary, nadziei i miłości. Jeśli darów się nie pomnaża, łatwo je stracić; trzeba je szanować i cenić, i nigdy nie należy uważać ich za swoją prywatną własność. Wiara nie jest sprawą prywatną i Bóg nigdy nie będzie naszą prywatną własnością.
Ilu jest wierzących? Ludzie bardzo lubią statystyki, rozmaitego rodzaju wyliczenia, które zaspokajają w jakimś stopniu ich ciekawość, ale są także materiałem do budowania własnego oglądu świata. Precyzyjne wyliczenia dotyczące ludzi, ich postaw i charakterów nigdy nie pokażą jednak prawdziwego człowieka, bo „statystyczny” człowiek nie istnieje. Człowiek sam siebie nie jest w stanie do końca zgłębić i poznać, nie mówiąc już o całej ludzkości. Dzisiaj słyszymy w wizji apokaliptycznej o „tłumie”, którego nikt nie może policzyć, a który różni się wiekiem i językiem. Niepodobni sobie ludzie tworzą to wielkie zbiorowisko, stające „przed tronem i przed Barankiem”. U początku dziejów zbawienia Abraham został nazwany „ojcem wierzących”, których nie da się policzyć; choć był bezdzietny, w Bożych planach jego potomstwo miało przewyższać liczbą gwiazdy na niebie.
Dzisiaj przeżywamy Niedzielę Chrystusa Dobrego Pasterza, który zna swoje owce; On jest „Barankiem zabitym”, który oddał życie za owce. Do Jego tronu przychodzą niezmierzone tłumy, a On zna każdego człowieka. Dzięki Jego krwi każdy oczyści swoje szaty, każdy zmyje z siebie to, co nie pozwala poznać i pokochać Boga. Przychodzący z „wielkiego ucisku” wiedzą, że za każdego z nich Jezus Chrystus oddał życie. Wielkanocne dni są czasem, kiedy uświadamiamy sobie, że Bóg solidaryzuje się ze wszystkimi ludźmi. Ten, który otrze każdą łzę, nie tylko pociesza, ale powoduje, że cierpienie przestaje być jedynie dotkliwym doświadczeniem, a staje się udziałem w krzyżu, drogą zjednoczenia ze Zmartwychwstałym.
Zachować powierzone dobro. Żydzi wielokrotnie pytali Jezusa o Jego mesjańską misję, żądali znaków, próbowali Go pochwycić na słowie. Usłyszeli, że są plemieniem żmijowym, że są jak pobielane groby, dostało się także ich przodkom. Wobec Jerozolimy i Świątyni Mistrz zapłakał, ponieważ nie poznały one czasu swojego nawiedzenia. Pytający nie oczekują odpowiedzi, ewentualnie próbują uprzedzić sytuację, kiedy ich dotychczasowy porządek się rozsypie. Oni nie zrozumieją przypowieści o zbłąkanej owcy, o potrzebujących lekarza.
Krótki fragment Ewangelii, którego dzisiaj słuchamy, ukazuje wielką miłość Boga do człowieka. Owce, które znają i słuchają Dobrego Pasterza, idą bezpiecznie poprzez życie. To nie jest Pasterz z miłych obrazków, przenikniętych łagodnością, a w każdym razie nie tylko. Ten Pasterz nie pozwoli odebrać sobie owiec, On gwarantuje im pełne bezpieczeństwo. Słyszymy Jezusa Chrystusa, który zaprasza nas na drogę zbawienia; jeśli słuchamy Jego słów, jeśli zechcemy Go rozumieć, idziemy pewną drogą. Ojciec powierzył Synowi ludzi, nikt nie wyrwie ich z Jego ręki. Dzisiaj modlimy się o liczne i święte powołania. Zwykle zwraca się uwagę, aby były jak najliczniejsze; często narzeka się na ich jakość. Powołań nigdy nie zabraknie, jeśli każdy we wspólnocie Kościoła zrozumie, że jest powołany do życia i zbawienia, że w chrzcie św. ma udział w królewskim kapłaństwie. Przyjąć powołanie to zawierzyć Jezusowi, to dzielić się Jego zaufaniem z bliźnimi.
ks. Jerzy Swędrowski
++++++++++++++++
Pasterz pełen mocy i miłości
IV niedziela wielkanocna
Dz 4, 8–12; 1 J 3, 1–2; J 10, 11–18
1. Ja jestem dobrym pasterzem – mówi Jezus. Jego wypowiedź wpisuje się w obszerniejszy fragment, w którym Jezus objawia swoją tożsamość. Rozpoczyna od stwierdzenia, że jest jedynym pośrednikiem: Ja jestem bramą owiec (w. 7), a także tym, który prowadzi nas do Ojca, co dokonuje się poprzez słuchanie Jego słowa i paschalną tajemnicę Jego śmierci i zmartwychwstania.
Obraz Boga jako pasterza swojego ludu był już szeroko obecny w Piśmie Świętym Starego Testamentu i pojawia się też w Nowym.
Dobroć pasterza sprowadza się do „oddania” (gr. tìthemi) życia za swoje owce. Nie chodzi tyle o oddanie się na śmierć, ile bardziej o podjęcie świadomego ryzyka dla zbawienia owiec. Chrystus jest gotów oddać swoje życie za każdą z nich. Nie robi między nimi żadnego rozróżnienia (por. Mt 18, 12).
Ważne jest, że Jezus wie, kim jest. Zna swoją tożsamość, niezwykle bogatą. Dzieli się z innymi, swoimi słuchaczami, wiedzą o sobie. Nie boi się. Nie ma niczego do ukrycia. Jest otwarty, szczery.
Taka jest natura naszego Boga – jest szczerywzględem nas. Otwarcie mówi o swoich wobec nas wymaganiach, jak również zapewnia nas o gotowości, by przyjść nam z pomocą, jeśli zdecydujemy się iść za Nim.
Nie oszukuje swoich słuchaczy i nie okłamuje. Otwarcie mówi, że jest dobryi że zna swoje owce, czyli zna każdego z nas. Nikt nie jest Mu obcy i mało dla Niego ważny. Wszystkich traktuje na równi i dla wszystkich ma równie dobre serce.
A czy ja wiem, kim jestem? Czy znam swoją tożsamość? Czy nie wstydzę się jej? A może mam coś do ukrycia przed innymi? Czy wszystkich traktuję na równi? A może traktuję ludzi wybiórczo?
2. Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję – mówi jeszcze Jezus. Jest kochany przez Ojca, bo mówi prawdę i jest gotów oddać wiele, w tym własne życie, za ludzi. Jego miłość do nas nie zna granic. Nie stawia warunków, lecz jest bezwarunkowa. Mogę – ja, wierzący – z Bożej miłości nie skorzystać, mogę ją odrzucić, zlekceważyć, wykorzystać częściowo, ale muszę wiedzieć, że Bóg ciągle miłuje bezgranicznie, zarówno kiedy jestem słaby, jak i wtedy, kiedy – z pomocą Bożej łaski – staram się żyć dobrze. W każdej sytuacji egzystencjalnej Bóg mnie kocha, Chrystus jest dla mnie dobry i życzliwy.
Apostołowie uwierzyli w miłość Jezusa i poszli w świat, by o niej mówić, by dzielić się z innymi piękną wiadomością, że jest Bóg i że jest On dobrym pasterzem, który kocha swoje owce. Po ludzku byli słabi, ale otwarli się na Bożą łaskę, która uczyniła z nich ludzi mocnych, wolnych od lęku. „Jasno stąd wynika, że przepowiadanie jest dziełem Bożym” – mówił św. Jan Chryzostom w homilii do Pierwszego Listu do Koryntian. I dodawał: „Jakże bowiem dwunastu nieuczonym ludziom, żyjącym wśród jezior, rzek i na pustyni, mogło przyjść na myśl, żeby się podjąć tak wielkiego dzieła? Ci, którzy, być może, nigdy nie byli w mieście ani na rynku, jakże mogli myśleć o zdobyciu całego świata? Ten, co o nich pisał, podaje, że byli lękliwi i małoduszni. Nie zaprzecza ani nie chce ukryć ich wad, co stanowi najlepszy dowód prawdomówności. Cóż więc o nich mówi? Mówi, że gdy pojmano Chrystusa, wtedy pomimo dokonanych przezeń niezliczonych cudów wielu pouciekało, a ten, który był wśród nich pierwszym, wyparł się Jezusa.
Skądże więc ci – pyta retorycznie św. Jan Chryzostom – którzy za życia Chrystusa nie mieli dość sił, aby oprzeć się Żydom, po Jego śmierci, po złożeniu do grobu, skoro, jak powiadacie, nie zmartwychwstał i nie przemawiał do nich, nie dodał odwagi, skądże znaleźli siłę, aby stanąć przeciw całemu światu? Czyż nie powinni powiedzieć sobie: I cóż? Sam siebie nie potrafił ocalić, a nas obroni? Nie pomógł sobie za życia, a nam pomoże po śmierci? Gdy żył, nie zjednał sobie ani jednego narodu, a my, głosząc Jego imię, mamy zdobyć cały świat? Czyż nie byłoby szaleństwem nie tylko podejmować się czegoś takiego, ale nawet o tym myśleć?”
Muszę uwierzyć, że nigdy nie jestem sam, że nigdy nie zostanę opuszczony czy porzucony przez Chrystusa, i to niezależnie od sytuacji egzystencjalnej, że zawsze jestem i na zawsze pozostanę Jego umiłowaną „owcą”. To wielka prawda wiary. Ona jest źródłem siły do życia i dzielenia się tą radosną nowiną z innymi.
3. Jezus mówi jeszcze, że zna swoje owce. Zanim owce poznają same siebie, Chrystus już je zna. Zna imię każdej osoby, jej potrzeby, pragnienia, sytuację egzystencjalną, jej trudności i oczekiwania, jej lęki i radości. Pisze św. Jan w swojej Ewangelii, że owce słuchają głosu [pasterza]; woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je (J 10, 3).
Jezus mówi ponadto, że ma moc. Jego moc jest wolnością czynienia tego, co chce, kiedy chce i jak chce, a ponieważ jest pełen dobroci, moc Chrystusa jest mocą miłości. Bóg jest wolny w swojej miłości. Jest wolny w dawaniu się innym. Nikt i nic nie może Go zmusić do niczego. Nic nie jest w stanie zobligować Go do czegokolwiek. Jest wolny w swoim działaniu. Reaguje wyłącznie na miłość.
Prawdziwej wolności nie da się zrozumieć inaczej niż w kontekście miłości. Bóg jest miłością (1 J 4, 8). Ponieważ jest Miłością, Bóg jest zarazem pełną Wolnością. „Miłość” i „wolność” to dwa podstawowe słowa, pełne szacunku, które najbardziej określają tajemnicę Trójcy Świętej, a tym samym piękno życia Jezusa Chrystusa. Dlatego Jezus dodaje: mam moc je [życie] oddać i mam moc je znów odzyskać.
Jesteśmy dziećmi mocnego i dobrego Boga. Jesteśmy domownikami Boga miłości, który jest gwarantem naszej wolności, tej prawdziwej.
Panie! Bądź zawsze dla mnie dobrym pasterzem!
Zdzisław Kijas OFMConv.